Czy rzeczywiscie prawda jest, ze siebie poznac jest najtrudniej? Co o tym swiadczy, co decyduje?
Zauwazylem, ze w kontaktach spolecznych wystepuja pewnego rodzaju ,,instrukcje''. Malo jest osob ,,bezposrednich''. Jest to napewno oznaka kultury (osobistej oraz ogolnospolecznej), jednak mnie to na swoj sposob razi, irytuje. Zwykle rozmowa dwoch (lub wiekszej grupy) osob ogranicza sie do pewnych stalych przyzwyczajen, do pewnej rutyny. Usmiech jest czesto rzecza nieszczera, uzywana tylko w ramach checi bycia zaakceptowanym. Ludzie robia to podswiadomie, nie narzucaja sie nikomu, jest to swego rodzaju ,,normalnosc''. Jesli ktos nie ksztaltowal sie wedlug takich ,,instrukcji'', bedzie mial niemaly problem w rozmowach z innymi. Wystarczy, ze nie usmiechnie sie gdy powinien, lub zrobi cokolwiek inaczej - z czasem, po paru takich ,,bledach'' zostanie uznany za dziwaka. Nie mowie, ze takie - jak to nazwalem - ,,instrukcje'' sa zle. Ludzie jednak tak kurczowo sie ich trzymaja, ze bardzo latwo popadaja w stan szufladkowania i wydaje mi sie, ze robia to calkiem nieswiadomie.
(Niemowie o blizszych kontaktach, typu przyjazn, tam ludzie sa juz otwarci na swoje dwa swiaty i staraja sie je poznac).
W moim odczuciu wiec, ludzi z zewnatrz jest poznac duzo trudniej, a szczegolnie tym, ktorzy nie podlegaja powyzszym instrukcja. Beda oni musieli zlamac ta ,,bariere''. Wcale nie powiem, ze siebie jest poznac latwo - tu rowniez mozna napotkac rozne przeszkody. Mozna jednak z nimi otwarcie walczyc, bo potrzeba do tego tylko jednego glosu checi.
To moje zdanie. Jakie jest wasze?
Zauwazylem, ze w kontaktach spolecznych wystepuja pewnego rodzaju ,,instrukcje''. Malo jest osob ,,bezposrednich''. Jest to napewno oznaka kultury (osobistej oraz ogolnospolecznej), jednak mnie to na swoj sposob razi, irytuje. Zwykle rozmowa dwoch (lub wiekszej grupy) osob ogranicza sie do pewnych stalych przyzwyczajen, do pewnej rutyny. Usmiech jest czesto rzecza nieszczera, uzywana tylko w ramach checi bycia zaakceptowanym. Ludzie robia to podswiadomie, nie narzucaja sie nikomu, jest to swego rodzaju ,,normalnosc''. Jesli ktos nie ksztaltowal sie wedlug takich ,,instrukcji'', bedzie mial niemaly problem w rozmowach z innymi. Wystarczy, ze nie usmiechnie sie gdy powinien, lub zrobi cokolwiek inaczej - z czasem, po paru takich ,,bledach'' zostanie uznany za dziwaka. Nie mowie, ze takie - jak to nazwalem - ,,instrukcje'' sa zle. Ludzie jednak tak kurczowo sie ich trzymaja, ze bardzo latwo popadaja w stan szufladkowania i wydaje mi sie, ze robia to calkiem nieswiadomie.
(Niemowie o blizszych kontaktach, typu przyjazn, tam ludzie sa juz otwarci na swoje dwa swiaty i staraja sie je poznac).
W moim odczuciu wiec, ludzi z zewnatrz jest poznac duzo trudniej, a szczegolnie tym, ktorzy nie podlegaja powyzszym instrukcja. Beda oni musieli zlamac ta ,,bariere''. Wcale nie powiem, ze siebie jest poznac latwo - tu rowniez mozna napotkac rozne przeszkody. Mozna jednak z nimi otwarcie walczyc, bo potrzeba do tego tylko jednego glosu checi.
To moje zdanie. Jakie jest wasze?