dalej samotna.. tylko już nie w związku ;(
Zerwałam z nim bo już nie miałam siły, wcale nie chciałam się z nim rozstawać.. chciałam żeby coś zmienił, zauważył. A on co? Wielkie NIC. Nie chciał spróbować jeszcze raz, nie pisał nie dzwonił. Gdy ja do niego zadzwoniłam (bo już nie potrafiłam udawać twardzielki) dowiedziałam się, że nie chce ze mną być bo mnie nie kocha. Cios.. Wybłagałam o spotkanie bo oczywiście napisał mi to w smsie (po półtora roku związku). Powiedział, że przyjedzie na 10 minut. Auto postawił kawałek od mojego bloku bo bał się, że mu rzuce czymś z okna (co??!!). Na wstępie zapytałam czy mnie kocha, powiedział "tak, bardzo!". Pytałam co się dzieje, płakałam, prosiłam, błagałam.. a on zimny, obojętny. Przy wyjściu ode mnie stwierdził, że nic z tego nie będzie ale dał nam tydzień na sprawdzenie czy mnie kocha i czy będzie tęsknił. Oczywiście odpowiedź przyszła smsem "przepraszam ;/ w tej kwestii nie da się już nic zrobić". Nie odpuściłam.. wczoraj zadzwoniłam do niego i wkońcu wymusiłam, że od około 5 miesięcy mnie nie kocha. Na pytanie kiedy miał zamiar mi o tym powiedzieć, padła jakże zaskakująca odpowiedź.. "nie wiem".
Zostałam sama, zraniona, upokorzona, wciąż kochająca.. z milionem pytań!
Dlaczego? Czy on mnie w ogóle kochał? Jak przez około pół roku króre mnie podobno nie kochał potrafił być tak samo czuły i "kochający" jak przez reszte naszego związku? Kiedy chciał mi powiedzieć, że mnie nie kocha? Czy presja siostry i mamy mogła być tak duża, że wkońcu uwierzył w to co mówiły? A może zrobiły mu "pranie mózgu"? Chociaż w tym wypadku zastanawiam się czy było by czego..