Ja to nie za bardzo ogólnie rozumiem emocjonalny stosunek do faceta obu stron.
Wielbiciele - z tego co sam zauważyłem - na najciekawsze jego "złote mysli" - natrafiłem czytając inne książki (wczesniejsze). A i bez tego nic specjalnie odgrywczego w swoich cieniutkich książeczkach nie pisze. Sprawnie napisane, mają sens ponadfabularny, zbiór ciekawych mysli - ok, może i tak.
Krytycy - główny argument przeciw temu pisarzowi to - "a bo jest taki popularny, wszyscy go czytają, a wcale jakis tam genialny nie jest". No dobra, wiem, że jestem dziwny, ale - co to kogo obchodzi i jakie to ma znaczenie jaki kto jest popularny i co kto z czytelników o nim mówi? Weźcie swoją ulubioną książkę - co zrobicie jak wszyscy na około zaczną ją czytać, zaczną mówić, że jest genialna, w MTV zacznie być promowana. Z obrzydzeniem wyrzucicie ją do kosza? Chyba nie. Więc - jesli Coelho jest pisarzem przeciętnym jakich wielu - to jest pisarzem przecietnym jakich wielu. Jesli jest pisarzem kieppskim jakich wielu, to jest pisarzem kiepskim jakich wielu. I tyle, skąd te negatywne emocje?
Ja z 6-7 lat temu poczytałem z 5 książek Coelho. W mojej bardzo mało literackiej klasie licealnej wiele osób podniecało się "Alchemikiem". Mnie tam wynudził i nie znalazłem w nim dosłownie niczego wartego uwagi. Spodobała mi się za to: "Weronika postanawia umrzeć" (mimo, że po kilku stronach gotów był bym się założyć, że wiem jak się skończy - i miałem rację), zjadliwa była również "Demon i panna Priam". Kompletny bełkot widziałem w 2 jakichs dziwolągach: "wojownicy swiatla" i "pielgrzym" (bodaj). Nawet do 1/4 w obu przypadkach nie dojechałem. Od tego czasu nie miałem z pisarzem niczego do czynienia i pewnie już nie będę (bo lista lektur czekających do przeczytania starczyła by mi już na 5 lat, a systematycznie rosnie)