Poza tym smucą mnie informacje o tym, jak księża traktują te lekcje - jako rodzaj przerwy; a to pójdą pograć z uczniami w piłkę, a to pójdą na lody. Przecież to zupełnie mija się z celem tych lekcji. Skoro już są, powinny czemuś służyć. Czemuś, czyli objaśnianiu dogmatów i założeń religii katolickiej tym, którzy chcą się o tym uczyć.
Żeby było wszystko jasne, chciałam sprostować, że z księdzem byliśmy na lodach zaledwie 2 czy 3 razy w całym roku szkolnym, tak samo się tyczy odnośnie gry w piłke. Poza tym nie widzę nic złego w tego typu spędzanie lekcji (jeśli oczywiście nie zdarza się zbyt często), bo wówczas lekcje religii faktycznie mijałyby się z celem.
Mój katecheta robi to chyba dlatego, chcąc jakoś zbliżyć się do uczniów, chcąc nawiązać z nimi rozmowe i zwyczajne spotkać się w nieco w innych okolicznościach (jak tylko na lekcjach: ksiądz wykłada temat - my słuchamy). Takie integracyjne lekcje służą ogólnej poprawie więzi, a przy tym jest dobrym przykładem, że księża nie są skąpi (skoro katecheta z każdą klasą chodzi na lody, to stawia ponad 300 lodów, więc budżet mu się zmniejszy)
Bo jakbyśmy mieli mieć religię każdą oddzielną to by w poniedziałek była religia katolicka z klechą, we wtorek religia Islamska z imanem, a w środę np. religia Judaistyczna z rabinem. I po co to komu? Katolicki kraj, katolicka religia :/
Teoretycznie masz racje, ale uważam że nawet w katolickim kraju można, a nawet trzeba rozmawiać na temat innych religii. To, że my jesteśmy takiej, a nie innej wiary nie znaczy, że nie powinniśmy mieć chociażby minimum wiedzy na temat innych religii - które wg mnie też są ciekawe i mają coś w sobie. U mnie na lekcji religii rozmawialiśmy o tym w pierwszym semestrze i było bardzo fajnie: szczególnie jakoś przypadł nam do gustu Buddyzm... i te wszystkie zwyczaje/obrzędy które tam sie sprawuje.