witam wszystkich
postaram sie opisac moj problem w jako takim ładzie i skladzie i baardzo prosze o jakies rady, spojrzenie na ta sytuacje z perspektywy osoby trzeciej
z moim chlopakiem [byłym] mielismy sporo problemow w zwiazku ostatnio.ze wzgl. na jego bardzo nieciekawa sytuacje rodzinna, i moja bardzo nieciekawa sytuacje rodzinna + problemy szkolne.
wiec z tego wszystkiego, ze sami sobie nie radzilismy zaczelo sie psuc miedzy nami ..
dwa tygodnie temu, stwierdzilismy wspolnie ze sie rozstaniemy mimo ze strasznie sie kochamy, ale nie mozemy sie tak ranic, non stop cierpiec.
mniej wiecej dwa dni spokoju i buurzaa.powiedzielismy ze koniec i tyle.
przez cala noc siedzialam u przyjaciolki on u przyjaciela i ja nawet lzy nie uronilam, jakos tak sie nie czulam tragicznie.
nastepnego dnia, umowilismy sie i zeszlismy. bylo ok przez pare dni, andrzejki razem sami bylismy super sie bawilismy ,potem mikolajki razem u niego w domu tez swietnie bylo a potem zauwazylam ze cos jest nie tak z nim .. bo caly czas byl po prostu inny,przybity. zapytalam go czy cos jest nie tak, powiedzial ze nie
dopiero po czasie stwierdzil ze mam racje, ze jednak cos nie tak ze z nami nie jest dobrze bo sie znowu klocimy, pomijajac fakt ze w tym czasie ja nie robilam mu problemow żadnych, bylam obok przy nim i na kazde jego burkniecie ktore normalnie by sie konczylo krzykiem z jego strony staralam sie tlamsic i go podbudowywac no ale coz ...
znowu rozmawialismy wczoraj, i wniosek taki jak dwa tygodnie temu, ze sie rozstajemy ,ale na stopie przyjacielskiej, bo jestesmy materialem na swietnych przyjaciol. dzwonil do mnie od wczoraj do dzisiaj juz pare ladnych razy, rozmowa ok, jakby nic, wcinal nawet ze mnie kocha itd eh nie wiem, bo ja jego tez przeciez i doskonale o tym wie .. no i stwierdzilismy ze potrzebujemy czasu do soboty, bez zadnych rozmow teraz zeby sie uspokoic i poukladac sobie.powiedzial ze wie ze nie mozemy juz nigdy byc razem bo za bardzo sie ranimy itd ale ze uczucia do mnie nie zmieni
mam metlik w glowie, nie wiem co mam myslec o tym wszystkim. dlatego pytam Was o rade, co o tym myslicie ? czy to ma sens ? czy dobra decyzja bylo rozstanie pomimo ze sie kochamy, ale sie klocimy, czy moze zla ? czy moze powinnismy starac sie naprawiac cos ?
dziekuje z gory za kazda pomoc :}
postaram sie opisac moj problem w jako takim ładzie i skladzie i baardzo prosze o jakies rady, spojrzenie na ta sytuacje z perspektywy osoby trzeciej
z moim chlopakiem [byłym] mielismy sporo problemow w zwiazku ostatnio.ze wzgl. na jego bardzo nieciekawa sytuacje rodzinna, i moja bardzo nieciekawa sytuacje rodzinna + problemy szkolne.
wiec z tego wszystkiego, ze sami sobie nie radzilismy zaczelo sie psuc miedzy nami ..
dwa tygodnie temu, stwierdzilismy wspolnie ze sie rozstaniemy mimo ze strasznie sie kochamy, ale nie mozemy sie tak ranic, non stop cierpiec.
mniej wiecej dwa dni spokoju i buurzaa.powiedzielismy ze koniec i tyle.
przez cala noc siedzialam u przyjaciolki on u przyjaciela i ja nawet lzy nie uronilam, jakos tak sie nie czulam tragicznie.
nastepnego dnia, umowilismy sie i zeszlismy. bylo ok przez pare dni, andrzejki razem sami bylismy super sie bawilismy ,potem mikolajki razem u niego w domu tez swietnie bylo a potem zauwazylam ze cos jest nie tak z nim .. bo caly czas byl po prostu inny,przybity. zapytalam go czy cos jest nie tak, powiedzial ze nie
dopiero po czasie stwierdzil ze mam racje, ze jednak cos nie tak ze z nami nie jest dobrze bo sie znowu klocimy, pomijajac fakt ze w tym czasie ja nie robilam mu problemow żadnych, bylam obok przy nim i na kazde jego burkniecie ktore normalnie by sie konczylo krzykiem z jego strony staralam sie tlamsic i go podbudowywac no ale coz ...
znowu rozmawialismy wczoraj, i wniosek taki jak dwa tygodnie temu, ze sie rozstajemy ,ale na stopie przyjacielskiej, bo jestesmy materialem na swietnych przyjaciol. dzwonil do mnie od wczoraj do dzisiaj juz pare ladnych razy, rozmowa ok, jakby nic, wcinal nawet ze mnie kocha itd eh nie wiem, bo ja jego tez przeciez i doskonale o tym wie .. no i stwierdzilismy ze potrzebujemy czasu do soboty, bez zadnych rozmow teraz zeby sie uspokoic i poukladac sobie.powiedzial ze wie ze nie mozemy juz nigdy byc razem bo za bardzo sie ranimy itd ale ze uczucia do mnie nie zmieni
mam metlik w glowie, nie wiem co mam myslec o tym wszystkim. dlatego pytam Was o rade, co o tym myslicie ? czy to ma sens ? czy dobra decyzja bylo rozstanie pomimo ze sie kochamy, ale sie klocimy, czy moze zla ? czy moze powinnismy starac sie naprawiac cos ?
dziekuje z gory za kazda pomoc :}