Hopeless2015
Nowicjusz
- Dołączył
- 28 Luty 2015
- Posty
- 5
- Punkty reakcji
- 0
Jak to trafnie napisał J.L Wiśniewski : "Jestem zakochana resztkami bezsensownej miłości. Jest mi tak smutno teraz, że muszę to komuś powiedzieć. To musi być ktoś zupełnie obcy, kto nie może mnie zranić..."
...Poznaliśmy się w internecie.. nie, nie na jakimś portalu randkowym a na zwykłej grze online. Ja nikogo nie szukałam, po poprzednim 10 letnim związku miałam dość facetów ,On też nie szukał po tym, jak żona od niego odeszła do innego. Pisaliśmy do siebie 3 lata- czasami częściej a czasami rzadziej - zawsze jak znajomi, przyjaciele. O żadnym uczuciu nie było mowy. Pewnego dnia postanowiliśmy się poznać osobiście, wypić piwko, pośmiać się - tak normalnie, jak kumple. Spędziliśmy ze sobą 3 dni i trafiło.. i mnie i Jego. Taka miłość od pierwszego wejrzenia. po roku od naszego pierwszego spotkania zamieszkaliśmy razem - On przeprowadził się do mnie, do Polski po 8 latach bycia zagranicą - zostawił właściwie wszystko: dobrą pracę, syna (był po rozwodzie a Jego syn mieszkał ze swoja matką) i życie na tzw. "poziomie".. Mówił, że kocha, że najważniejsze żebym była obok a reszta się nie liczy..
Było różnie.. My byliśmy różni; ja wolałam się ostro pokłócić a potem jak najszybciej wyjaśnić sytuacje problemowe, żeby nie kłaść się spać w złości, chciałam rozmawiać o tym co jest nie tak - On wolał obrażać się i milczeć, czasami całymi tygodniami.. Był chorobliwie zazdrosny mimo tego, że nie miał żadnych powodów. Żeby uniknąć scen, fochów i problemów - zrezygnowałam z pracy ( bo jemu się ona nie podobała), zerwałam kontakty ze znajomymi i z neta i reala. Starałam się zrozumieć, że może mu być ciężko w nowej dla niego rzeczywistości, nieznanym mieście w którym ma tylko mnie, że po tym jak żona go zdradziła trudno jest komuś ponownie zaufać. Nie żałuję tego bo i tak nie widziałam świata poza nim, poza tym jestem typem osoby dla której rodzina jest najważniejsza. Widywałam się w zasadzie tylko z jedną moją przyjaciółką ( która zresztą też Mu nie pasowała) i z mamą i tylko wtedy jak był w pracy. Zresztą długo by pisać..
Teraz już Go nie ma, wyprowadził się kilka dni temu. Powiedział, że ma dość Polski, że nie może sobie poradzić z tym, że czasami rozmawiam z ojcem moich dzieci ( mam dwójkę dzieci z poprzedniego 11- letniego związku), że chodzę i robię co chcę i że On ma dość.. a najśmieszniejsze jest to, że powiedział też że cały czas mnie kocha i że już nigdy nikogo tak nie pokocha. Czy ja się mylę czy jak się kocha to się nie odchodzi tylko walczy, próbuje, stara się..?
..Na sam koniec, przy pożegnaniu zrobiłam z siebie kompletną idiotkę i w scenie rozpaczy godnej Hoollywoodzkiego filmu błagałam Go żeby mnie nie zostawiał, żebyśmy wyciągnęli wnioski z tego co było nie tak i spróbowali jeszcze raz, żeby się otworzył, zaczął rozmawiać i w końcu mi zaufał. Wiem, to strasznie żałosne..
Bardzo Go kocham, moje dzieci również Go pokochały a On w godzinę potrafił spakować się, zrezygnować z pracy i tak po prostu pojechać sobie - cały czas twierdząc że jestem kobietą Jego życia. A ja..? - no cóż, tak na prawdę to nie chce mi się wstawać z łóżka, jeść, żyć.. Nic nie ma sensu i marzę jedynie o tym, żeby On wrócił, powiedział że był kompletnym idiotą i nie chce być beze mnie, żeby mnie przytulił.. Wszyscy piszą, że czas leczy rany ale w tej chwili bardzo trudno mi w to uwierzyć. To tak bardzo boli..
...Poznaliśmy się w internecie.. nie, nie na jakimś portalu randkowym a na zwykłej grze online. Ja nikogo nie szukałam, po poprzednim 10 letnim związku miałam dość facetów ,On też nie szukał po tym, jak żona od niego odeszła do innego. Pisaliśmy do siebie 3 lata- czasami częściej a czasami rzadziej - zawsze jak znajomi, przyjaciele. O żadnym uczuciu nie było mowy. Pewnego dnia postanowiliśmy się poznać osobiście, wypić piwko, pośmiać się - tak normalnie, jak kumple. Spędziliśmy ze sobą 3 dni i trafiło.. i mnie i Jego. Taka miłość od pierwszego wejrzenia. po roku od naszego pierwszego spotkania zamieszkaliśmy razem - On przeprowadził się do mnie, do Polski po 8 latach bycia zagranicą - zostawił właściwie wszystko: dobrą pracę, syna (był po rozwodzie a Jego syn mieszkał ze swoja matką) i życie na tzw. "poziomie".. Mówił, że kocha, że najważniejsze żebym była obok a reszta się nie liczy..
Było różnie.. My byliśmy różni; ja wolałam się ostro pokłócić a potem jak najszybciej wyjaśnić sytuacje problemowe, żeby nie kłaść się spać w złości, chciałam rozmawiać o tym co jest nie tak - On wolał obrażać się i milczeć, czasami całymi tygodniami.. Był chorobliwie zazdrosny mimo tego, że nie miał żadnych powodów. Żeby uniknąć scen, fochów i problemów - zrezygnowałam z pracy ( bo jemu się ona nie podobała), zerwałam kontakty ze znajomymi i z neta i reala. Starałam się zrozumieć, że może mu być ciężko w nowej dla niego rzeczywistości, nieznanym mieście w którym ma tylko mnie, że po tym jak żona go zdradziła trudno jest komuś ponownie zaufać. Nie żałuję tego bo i tak nie widziałam świata poza nim, poza tym jestem typem osoby dla której rodzina jest najważniejsza. Widywałam się w zasadzie tylko z jedną moją przyjaciółką ( która zresztą też Mu nie pasowała) i z mamą i tylko wtedy jak był w pracy. Zresztą długo by pisać..
Teraz już Go nie ma, wyprowadził się kilka dni temu. Powiedział, że ma dość Polski, że nie może sobie poradzić z tym, że czasami rozmawiam z ojcem moich dzieci ( mam dwójkę dzieci z poprzedniego 11- letniego związku), że chodzę i robię co chcę i że On ma dość.. a najśmieszniejsze jest to, że powiedział też że cały czas mnie kocha i że już nigdy nikogo tak nie pokocha. Czy ja się mylę czy jak się kocha to się nie odchodzi tylko walczy, próbuje, stara się..?
..Na sam koniec, przy pożegnaniu zrobiłam z siebie kompletną idiotkę i w scenie rozpaczy godnej Hoollywoodzkiego filmu błagałam Go żeby mnie nie zostawiał, żebyśmy wyciągnęli wnioski z tego co było nie tak i spróbowali jeszcze raz, żeby się otworzył, zaczął rozmawiać i w końcu mi zaufał. Wiem, to strasznie żałosne..
Bardzo Go kocham, moje dzieci również Go pokochały a On w godzinę potrafił spakować się, zrezygnować z pracy i tak po prostu pojechać sobie - cały czas twierdząc że jestem kobietą Jego życia. A ja..? - no cóż, tak na prawdę to nie chce mi się wstawać z łóżka, jeść, żyć.. Nic nie ma sensu i marzę jedynie o tym, żeby On wrócił, powiedział że był kompletnym idiotą i nie chce być beze mnie, żeby mnie przytulił.. Wszyscy piszą, że czas leczy rany ale w tej chwili bardzo trudno mi w to uwierzyć. To tak bardzo boli..