Madelaine - my mamy uczyć i dawać dobry przykład - jako pedagodzy. Ale nasi podopieczni też uczą nas pokory. I otwartości na różne sytuacje, które nie miały prawa się zdarzyć - a zdarzają się. Młodzi rodzice hurtem to nie jest "element". Zgadzam się - 17 lat to nie jest dobry wiek. Ale o człowieku nie świadczy wyłącznie wiek, w jakim wpadł. Świadczy też to, jakiego wyboru dokonał po wpadce, czy dorósł do swojej roli, jak chętnie i jak szybko uczy się dorosłości, odpowiedzialności, bycia rodzicem. I jeżeli rodzina pochodzenia któregoś z młodych rodziców udziela pomocy - nie tylko materialnej ale i "usługowej", żeby podtrzymac na ciele i duszy młodziutką rodzinę, z korzyścią dla dziecka jaki dla dwójki przerażonych rodziców - dzieciaków i jeżeli jakoś to wszystko się kręci i ma szanse rozkręcić się na samodzielność - to może warto dać wszystkim szanse i nie oceniać z góry? Nie jest miarą dobrego rodzicielstwa, odpowiedzialności a nawet człowieczeństwa ilość własnego wkładu procentowego w lodówkę. Są - jeszcze - rodziny, które żyją jak plemiona - rodzice, ich dzieci i dzieci dzieci w jednym domu, wspólnie gospodarzący i szczęśliwi z tego powodu, że mogą sobie nawzajem pomagać i wspierac się - także finansowo.
Edukację wszelką prowadzą specjaliści. Ja - jako matka - chcę mieć jednak wpływ na to, jak moje dziecko bedzie edukowane w sprawach, które uważam za istotne. Teraz np. pilnuję, jakie treści są przekazywane na religii. Jeśli na którymś etapie kształcenia pojawi mi się brak tolerancji czy fanatyzm - rezygnuję z religii "szkolnej" i przechodzę na "domową". Tak samo z edukacją seksualną. Nastąpi wtedy, kiedy uznam to za stosowne, w takiej formie, w jakiej uznam to za stosowne. Jeśli będzie się to pokrywać z propozycją szkoły - podpiszę się obiema rękami, jeśli nie - wara od mojego dziecka, dopóki nie nauczy się krytycyzmu i niezależnego myślenia. A na pewno nie chcę, zeby zajęcia prowadziła pani seksuolog, która wychodzi ze stanowiska, że "dzieci parzą się jak chomiki". Nastoletni rodzice byli, są i będą, a "my, pedagodzy" czasem możemy się w d... pocałować, zaakceptować to, co się dzieje, a jak już nie będziemy najmądrzejsi, to może ktoś z podopiecznych porozmawia z nami jak z ludźmi i może coś do niego dotrze. A gdyby wszyscy byli genialnymi matkami i odpowiedzialnymi ojcami to nie mielibyśmy naszej córeczki. Adoptowanej. Urodzonej przez dorosłą, wykształconą , niezależną finansowo osobę z "dobrego domu" zresztą.
Może jestem wzorowym członkiem ograniczonego społeczeństwa, ale na swój ograniczony sposób chcę mieć jak największy wpływ na to, jak moja córka edukowana jest w ważnych dla niej sprawach. Nie podzielam poglądu, że "państwo wie najlepiej". Pracuję w "systemie opieki nad dzieckiem", widzę, że system jest dziurawy i ułomny. Przez "system edukowania seksualnego" też poprześlizgują się różne dziwne twory i różni dziwni ludzie.
http://www.gazetapodatnika.pl/artykuly/mlodociany_w_pracy-a_7180.htm
Kwalifikacje do zabrania głosu:
- dyplom magistra pedagogiki panstwowej uczelni
- dwa świadectwa studiów podyplomowych z państwowych uczelni
- staż pracy w zawodzie
- staż jako matka, córka, ciotka w rodzinie, gdzie jest przepływ środków finansowych i wsparcia emocjonalnego między jej członkami
- staż jako utrzymanka męża, bo za swoją pensję, to bym sobie mogła kawalerkę wynająć a nie mieszkanie kupić
Dixi