*czarna_owca*
Nowicjusz
- Dołączył
- 30 Marzec 2008
- Posty
- 163
- Punkty reakcji
- 1
- Wiek
- 29
Zacznę od tego, że nie jestem pewna czy umieściłam temat w odpowiednim dziale. Zastanawiałam się czy nie umieścić to po prostu w temacie szkoła. Stwierdziłam, że bardziej pasuje tu, bo wiem, że mogę się przenieść po I półroczu, ale chodzi mi o decyzję.
Jestem w III gimnazjum. Od pierwszej klasy mam lekkie problemy z nauczycielami. Nie wszystkimi oczywiście. I to wróciło ostatnio.
Nauczycielka z II kl. kazała mi poprawiać sprawdzian z którego dostałam 5. Uczyła wtedy wszystkie drugie klasy. Wszystkim robiła ten sprawdzian. Na 150 osób które napisały ten sprawdzian (wszystkie II kl.) dwie dostały piątki (w tym ja). Reszcie klasy te sprawdziany poszły bardzo źle (przeważnie oceny to 1 i 2). Nauczycielka stwierdziła, że będzie poprawa klasowa. Stwierdziłam, że nie będę musiała pisać skoro dostałam 5. (spr. był max. na 5)W tym utwierdzili mnie moi rodzice, którzy są nauczycielami. Po jakimś miesiącu była poprawa. Okazało się, że muszę pisać. Bardzo mało pamiętałam. Dostałam z niej 3. Nauczycielka zamiast 5 wpisała mi w dziennik 3. Moja mama była w szkole to wyjaśnić. To na koniec roku obniżyła mi ocenę.
W trzeciej klasie zmieniła mi się nauczycielka na v-ce dyrektorkę. Teraz było trochę podobnie choć z wszystkich kartkówek miałam 5., ze sprawdzianu (bo był jeden) z całego półrocza dostałam 5. Bardzo się cieszyłam, bo w klasie piątkę, prócz dostała tylko jedna osoba (uczyłam się naprawdę długo i sprawdzian był dość trudny). Miałam parę czwórek z zadań domowych. Ta osoba która też dostała piątkę ze sprawdzianu ma bardzo podobne do mnie oceny i ma 5 na półrocze, ja cztery (nie wiem dlaczego i dowiedziałam się o tym w dzień konferencji, więc już było za późno na cokolwiek).
Nigdy nie lubiłam swojej szkoły. Jeszcze kilku nauczycieli którzy całą lekcję pytają, a ten temat który mamy zapisany na dany dzień mamy przerobić w domu. Z dyrektorem nie ma co rozmawiać, bo on jest taki sam jak reszta.
I może pomyślicie sobie, że nie mam się czego czepiać, że marudzę, że mam 4. Ale ja wiem, że zasługuję na tą piątkę. Kończę gimnazjum i te oceny naprawdę mają znaczenie. A z resztą to oddziałowuje na mnie. Niestety nie mam zbyt mocnej psychiki.
No i wreszcie co do przeniesienia. Mój tato jest dyrektorem gimnazjum, które znajduje się niedaleko mojego miasta. Wiadomo będę musiała dojeżdżać, ale zabierała bym się z tatą, więc to nie stanowiło by problemu. Moi rodzice uważają, że mimo, że zostało pół roku do końca jest sens przeniesienia się. Tylko w sumie bądź co bądź trochę się boję. Reakcji moich rówieśników, w końcu będę tam 'córką dyrektora'. Tylko dlatego jeszcze się zastanawiam. W tej szkole w której jestem nie mam jakiejś bliskiej koleżanki.
Wiem, że decyzję będę musiała podjąć tylko i wyłącznie ja, ale chciałabym, żebyście mi poradzili. Czy jest sens przenosić się? Czy przemęczyć się jeszcze te pół roku? Proszę o rady i z góry dziękuję.
Mam nadzieję, że napisałam dość jasno, jeśli ktoś by miał jakieś pytania co do tematu to piszcie.
Jestem w III gimnazjum. Od pierwszej klasy mam lekkie problemy z nauczycielami. Nie wszystkimi oczywiście. I to wróciło ostatnio.
Nauczycielka z II kl. kazała mi poprawiać sprawdzian z którego dostałam 5. Uczyła wtedy wszystkie drugie klasy. Wszystkim robiła ten sprawdzian. Na 150 osób które napisały ten sprawdzian (wszystkie II kl.) dwie dostały piątki (w tym ja). Reszcie klasy te sprawdziany poszły bardzo źle (przeważnie oceny to 1 i 2). Nauczycielka stwierdziła, że będzie poprawa klasowa. Stwierdziłam, że nie będę musiała pisać skoro dostałam 5. (spr. był max. na 5)W tym utwierdzili mnie moi rodzice, którzy są nauczycielami. Po jakimś miesiącu była poprawa. Okazało się, że muszę pisać. Bardzo mało pamiętałam. Dostałam z niej 3. Nauczycielka zamiast 5 wpisała mi w dziennik 3. Moja mama była w szkole to wyjaśnić. To na koniec roku obniżyła mi ocenę.
W trzeciej klasie zmieniła mi się nauczycielka na v-ce dyrektorkę. Teraz było trochę podobnie choć z wszystkich kartkówek miałam 5., ze sprawdzianu (bo był jeden) z całego półrocza dostałam 5. Bardzo się cieszyłam, bo w klasie piątkę, prócz dostała tylko jedna osoba (uczyłam się naprawdę długo i sprawdzian był dość trudny). Miałam parę czwórek z zadań domowych. Ta osoba która też dostała piątkę ze sprawdzianu ma bardzo podobne do mnie oceny i ma 5 na półrocze, ja cztery (nie wiem dlaczego i dowiedziałam się o tym w dzień konferencji, więc już było za późno na cokolwiek).
Nigdy nie lubiłam swojej szkoły. Jeszcze kilku nauczycieli którzy całą lekcję pytają, a ten temat który mamy zapisany na dany dzień mamy przerobić w domu. Z dyrektorem nie ma co rozmawiać, bo on jest taki sam jak reszta.
I może pomyślicie sobie, że nie mam się czego czepiać, że marudzę, że mam 4. Ale ja wiem, że zasługuję na tą piątkę. Kończę gimnazjum i te oceny naprawdę mają znaczenie. A z resztą to oddziałowuje na mnie. Niestety nie mam zbyt mocnej psychiki.
No i wreszcie co do przeniesienia. Mój tato jest dyrektorem gimnazjum, które znajduje się niedaleko mojego miasta. Wiadomo będę musiała dojeżdżać, ale zabierała bym się z tatą, więc to nie stanowiło by problemu. Moi rodzice uważają, że mimo, że zostało pół roku do końca jest sens przeniesienia się. Tylko w sumie bądź co bądź trochę się boję. Reakcji moich rówieśników, w końcu będę tam 'córką dyrektora'. Tylko dlatego jeszcze się zastanawiam. W tej szkole w której jestem nie mam jakiejś bliskiej koleżanki.
Wiem, że decyzję będę musiała podjąć tylko i wyłącznie ja, ale chciałabym, żebyście mi poradzili. Czy jest sens przenosić się? Czy przemęczyć się jeszcze te pół roku? Proszę o rady i z góry dziękuję.
Mam nadzieję, że napisałam dość jasno, jeśli ktoś by miał jakieś pytania co do tematu to piszcie.