Ajkiorka
Nowicjusz
Od razu napiszę, że historia jest dość długa. Postaram się jakoś w miarę logicznie i skrótowo wszystko opisać. Liczę na to, że ktoś ustawi mnie do pionu
W marcu moja przyjaciółka, nazwijmy ją P. poznała chłopaka. Umówili się parę razy, potem ona stwierdziła, że nie chce z nim być, więc ustalili, że zostaną przyjaciółmi. I zostali. Minął tydzień, facet poznał mnie i zaczął pisać i na gadu i sms-y w wiadomym celu. Wkurzyłam się, bo uważałam, że to takie ... fałszywe, że 1.5 tygodnia wcześniej pisał jej, że mu zależy, że jest kimś szczególnym w jego życiu, że coś z tego będzie, a po 'zostańmy przyjaciółmi' zaczął z podobnymi tekstami do mnie. Co zrobiłam? Powiedziałam co jest grane do P., obie stwierdziłyśmy, że szkoda na faceta czasu, pokłóciłyśmy się z nim, po czym minęło parę godzin i słyszę, że ona mu wybaczy, bo przecież nic nie zrobił, a inne przecież mogą mu się podobać. Ja tego zrozumieć nie mogłam i do lipca, podczas kiedy oni rozwijali swoją 'przyjaźń' ja stałam z nim na wojennej ścieżce. W ogóle, to chyba gadaliśmy ze sobą, ale słowa przesycone ironią i sarkazmem były często wyrzucane z naszych ust. Teraz mnie to śmieszy...W każdym razie, w lipcu byliśmy już jako tako w kontaktach koleżeńskich. Aczkolwiek nigdy nie ufałam mu i podchodziłam z rezerwą do wszystkiego, co z nim związane. Powiedziałam też P., że znając takich ludzi to maksymalnie za 2 miesiące znowu zacznie z nią kręcić. Ona się roześmiała, nawet przekazał mu, co jej powiedziałam. Tak ogólnie, to wszystko mu przekazywała, co na jego temat mówiłam, ale to mnie nie obchodziło. No i chłopak pojechał na tydzień nad morze, po czym wrócił i dowiaduję się, że P. chce mu powiedzieć, że go kocha, że myśli, że on czuje to samo, bo pisał jej per 'kochanie' i że coś w tym jest, że raczej z nią będzie. I wtedy ja (nie)stety namieszałam. Bałam się o nią więc zapytałam się go wtedy, co by zrobił, gdyby któraś z nas powiedziała mu, że go kocha, bo wiadomo w kontaktach damsko-męskich czy też przyjaźniach takie rzeczy się zdarzają. A on zrozumiał tak, że pytam się, bo zamierzam mu coś wyznać. No i do mnie z tekstami, czy się spotkamy, bo chyba musimy pogadać. Nie powiedziałam nic P. P. wyznała mu swoje uczucia, on powiedział jej, że pytałam się o coś takiego i namieszał tak, że prawie się pokłóciłam z nią. Minęło trochę czasu, nadszedł wrzesień i on znowu z wyznaniami do mnie, że tam niby od pierwszej chwili mu się podobałam -bla-bla takie tam. No i ja zaczęłam się łamać. Myśleć, a może jednak nie jest kompletnym idiotą, może tym razem mówi prawdę, skoro z nikim nie był od tego marca, może naprawdę mu zależy. . . W każdym razie odmówiłam, wszyscy rozstaliśmy się w zgodzie, w kontaktach koleżeńskich, facet pojechał na studia, jest 200km od miejsca, gdzie ja mieszkam. I właśnie. Tu następuje coś, czego nie pojmuję. Trochę kontakt się zatarł, wiadomo, ale nadal widzimy się w 4, dwóch kolegów, ja i P. No ale... Nie wiem dlaczego, ale zaczęło mi go brakować. Aż miałam ochotę się walnąć w głowę, że niby ja, że za nim tęsknię? To przecież nienormalne, przecież go nie lubiłam, przecież w nic nie wierzyłam, w żadne słowo, a tu takie coś? Przyjechał w listopadzie, spotkaliśmy się w 4... I wtedy zaczął znowu pisać, czy pogadamy, spotkamy się. Powiedziałam, ze tak. No i... powiedział, że nikogo tam, na studiach, nie szukał na razie, że nadal do mnie czuje to, co czuł, etc. A ja zaczęłam się zastanawiać, czy mogę spróbowac z nim być, po tym wszystkim. I nadal to robię... Z jednej strony pali się czerwona lampka kontrolna: Jak mogłabym zrobić coś takiego przyjaciółce, która jest chyba nadal z nim zakochana? I czy naprawdę mam wierzyc w jego słowa? Czy to ma sens, żeby spróbować ...? Czy okazałabym się tylko panią potocznie nazywaną s..., gdybym spróbowała z nim być? Konflikt moralny mam. I nie wiem, co dalej...
Dziękuję za cierpliwość i z góry również dziękuję za posty.
W marcu moja przyjaciółka, nazwijmy ją P. poznała chłopaka. Umówili się parę razy, potem ona stwierdziła, że nie chce z nim być, więc ustalili, że zostaną przyjaciółmi. I zostali. Minął tydzień, facet poznał mnie i zaczął pisać i na gadu i sms-y w wiadomym celu. Wkurzyłam się, bo uważałam, że to takie ... fałszywe, że 1.5 tygodnia wcześniej pisał jej, że mu zależy, że jest kimś szczególnym w jego życiu, że coś z tego będzie, a po 'zostańmy przyjaciółmi' zaczął z podobnymi tekstami do mnie. Co zrobiłam? Powiedziałam co jest grane do P., obie stwierdziłyśmy, że szkoda na faceta czasu, pokłóciłyśmy się z nim, po czym minęło parę godzin i słyszę, że ona mu wybaczy, bo przecież nic nie zrobił, a inne przecież mogą mu się podobać. Ja tego zrozumieć nie mogłam i do lipca, podczas kiedy oni rozwijali swoją 'przyjaźń' ja stałam z nim na wojennej ścieżce. W ogóle, to chyba gadaliśmy ze sobą, ale słowa przesycone ironią i sarkazmem były często wyrzucane z naszych ust. Teraz mnie to śmieszy...W każdym razie, w lipcu byliśmy już jako tako w kontaktach koleżeńskich. Aczkolwiek nigdy nie ufałam mu i podchodziłam z rezerwą do wszystkiego, co z nim związane. Powiedziałam też P., że znając takich ludzi to maksymalnie za 2 miesiące znowu zacznie z nią kręcić. Ona się roześmiała, nawet przekazał mu, co jej powiedziałam. Tak ogólnie, to wszystko mu przekazywała, co na jego temat mówiłam, ale to mnie nie obchodziło. No i chłopak pojechał na tydzień nad morze, po czym wrócił i dowiaduję się, że P. chce mu powiedzieć, że go kocha, że myśli, że on czuje to samo, bo pisał jej per 'kochanie' i że coś w tym jest, że raczej z nią będzie. I wtedy ja (nie)stety namieszałam. Bałam się o nią więc zapytałam się go wtedy, co by zrobił, gdyby któraś z nas powiedziała mu, że go kocha, bo wiadomo w kontaktach damsko-męskich czy też przyjaźniach takie rzeczy się zdarzają. A on zrozumiał tak, że pytam się, bo zamierzam mu coś wyznać. No i do mnie z tekstami, czy się spotkamy, bo chyba musimy pogadać. Nie powiedziałam nic P. P. wyznała mu swoje uczucia, on powiedział jej, że pytałam się o coś takiego i namieszał tak, że prawie się pokłóciłam z nią. Minęło trochę czasu, nadszedł wrzesień i on znowu z wyznaniami do mnie, że tam niby od pierwszej chwili mu się podobałam -bla-bla takie tam. No i ja zaczęłam się łamać. Myśleć, a może jednak nie jest kompletnym idiotą, może tym razem mówi prawdę, skoro z nikim nie był od tego marca, może naprawdę mu zależy. . . W każdym razie odmówiłam, wszyscy rozstaliśmy się w zgodzie, w kontaktach koleżeńskich, facet pojechał na studia, jest 200km od miejsca, gdzie ja mieszkam. I właśnie. Tu następuje coś, czego nie pojmuję. Trochę kontakt się zatarł, wiadomo, ale nadal widzimy się w 4, dwóch kolegów, ja i P. No ale... Nie wiem dlaczego, ale zaczęło mi go brakować. Aż miałam ochotę się walnąć w głowę, że niby ja, że za nim tęsknię? To przecież nienormalne, przecież go nie lubiłam, przecież w nic nie wierzyłam, w żadne słowo, a tu takie coś? Przyjechał w listopadzie, spotkaliśmy się w 4... I wtedy zaczął znowu pisać, czy pogadamy, spotkamy się. Powiedziałam, ze tak. No i... powiedział, że nikogo tam, na studiach, nie szukał na razie, że nadal do mnie czuje to, co czuł, etc. A ja zaczęłam się zastanawiać, czy mogę spróbowac z nim być, po tym wszystkim. I nadal to robię... Z jednej strony pali się czerwona lampka kontrolna: Jak mogłabym zrobić coś takiego przyjaciółce, która jest chyba nadal z nim zakochana? I czy naprawdę mam wierzyc w jego słowa? Czy to ma sens, żeby spróbować ...? Czy okazałabym się tylko panią potocznie nazywaną s..., gdybym spróbowała z nim być? Konflikt moralny mam. I nie wiem, co dalej...
Dziękuję za cierpliwość i z góry również dziękuję za posty.