Spotykałem się z dziewczyną 7 miesięcy . Ona ma 20 lat ja 23. Kilka dni temu się rozstaliśmy z mojego powodu... powiedziałem juz drugi raz ze ja chyba nie kocham jeszcze.Teraz ona bardzo to przeżywa , płacze, żałuje tych 7 miesiecy straconych . Ona się trochę zaangażowała , bardzo mnie lubiała , mówi ze" coś tam do mnie czuje..." jednak nie chce juz być w związku z kimś kto ją nie kocha. Ja bardzo pragnołem się zakochać w niej ona jest wspaniałą dziewczyną , przeżyliśmy razem bardzo dużo , np wspólne wakacje nad morzem. Rozmawailiśmy o wszystkim , świetnie się rozumieliśmy. Nie spaliśmy razem bo nie chcieliśmy , bo umówiliśmy się ze zrobimy to jak będzie miłość. Czegoś mi w tym zwązku brakowało i w niej, może w jej urodzie... raz mi się bardzo podobała, raz mniej. No ale przecież nikt nie jest idealny... Teraz ona chce zapomnieć o mnie , nie chce żebym się z nią kontaktował, chce sobie ułożyć zycie na nowo. Ja bardzo chciałem z nią być ,ale miłości chyba nie czułem. Bardzo chciałem mieć dziewczynę , a ona była idealną kandydatką na nią , nawet na żone. Teraz myśle że spotykałem się z nią w nadzieii że się zakocham, oraz żeby nie być samotnym ,mieć z kim wyjść do kina , na spacer. Boje się że straciłem jedyną dziewczynę którą mogłem mieć. Teraz nie mam kolegów, koleżanek , boje się ze nie poznam nikogo już . Nie wiem czy dobrze się stało że się rozstaliśmy , mi żal że miałem taki skarb i nie czułem całym sobą że ją kocham . Zastanawiam się czy trzeba było czekać aż się zakocham czy może nie patrzeć na miłość tylko kierować się rozsądkiem , Trochę popłakuje że ją tak skrzywdziłem , że nie doceniam tego co mi los dał. Chciałbym nadal się z nią kontaktować, przyjaznic , pomagać jej. Czy sympatia, dogadywanie się ,szanowanie wystarczy żeby być razem?