nieśmiertelna mylisz się, mieliśmy taką sytuacje, że złapałem takiego dużego zaskrońca i schowałem go do plecaka, kumpel otworzył, uciekł z wrzaskiem. Myślałem, że koleżanka zrobi to samo, a ona go na rączki wzięła i się pyta, gdzie ja takiego ładnego węża złapałem. Kiedy indziej, byłem mały (z sześć lat mogłem mieć) i byliśmy na wycieczce w Egipcie, ja poszedłem się na podwórku pobawić. Zaczęło się ściemniać, rodzice mieli dziwną minę, kiedy przyszedłem do pokoju ze słoikiem i dwoma patyczkami i pokazałem skorpiony w słoiku i rzekłem:
- Tego nazwałem Wercyngetoryks, ten nazywa się Napoleon Bonaparte, ten to Juliusz Cezar, ten ma na imię Oktawian August, ten Kserkses, ten Leonidas...
I tak przedstawiałem złapane za ogon dwoma patyczkami skorpiony, aż w końcu doszedłem do końca:
- Ta tutaj to Kleopatra, o! A ten największy nazywa się tak jak ja, Aleksander Macedoński! Jest ciemno, zgubiły się, ksiądz mówił, że trzeba pomagać, przenocujmy je tutaj, będą spały na moim łóżku, a ja sobie wezmę kołdrę i pójdę na podłogę.
Rodzice oczywiście chórem odpowiedzieli, że nie i mam je wywalić daleko, a ja:
- Ale tatusiu, nie mam pieska, nie mam kotka, nietoperze uciekły, szczury też sobie poszły, miejmy skorpiony! One szybko się rozmnażają i na nich szybko zarobię! A po za tym, sam mówiłeś: ,,Gość w dom, Bóg w dom", a to są moi goście!
Oczywiście z tatą je wywaliliśmy i uciekaliśmy szybko. Do dzisiaj myślę o hodowli skorpionów i skarabeuszy.
PS W mojej kuchni zamieszkał pająk, postanowiłem pozwolić mu żyć, a on niech zżera insekty.