Matka przez ponad tydzień podawała 6-letniej córce lek na rozrzedzenie krwi. Leki pomyliła aptekarka. Oba mają podobną nazwę. Dziewczynka musiała przejść transfuzję krwi.
Błąd farmaceutki mógł doprowadzić do tragicznych skutków.
Chora dziewczynka jest z Jatek koło Kamienia Pomorskiego.
Pani Iwona powiadomiła o wszystkim prokuraturę. Policja prowadzi dochodzenie w sprawie nieumyślnego narażenia na ciężki uszczerbek na zdrowiu. Aptekarce grozi rok pozbawienia wolności.
– Nie przeczytałam ulotki. To prawda – mówi pani Iwona. – Nie sądziłam jednak, że w aptece mogą pomylić leki!
Dodaje, że córka dostawała lek dla dorosłych. W wyjątkowych przypadkach może być stosowany u dzieci, ale tylko takich, które mają wszczepioną zastawkę i nie w takiej dawce, jak dostawała jej córka. Po tygodniu na ciele dziewczynki pani Iwona zauważyła niepokojące siniaki. Myślała, że może ktoś pobił ją w szkole.
– Poszłam do szkoły, ale okazało się, że nikt jej nie pobił – opowiada pani Iwona.
Córka zaczęła się też dziwnie zachowywać. Zrobiono wyniki krwi. Okazało się, że wróciła anemia. Pani Iwona nie wiedziała, co się z córką dzieje. Razem z mężem nie przypuszczali, że wszystkiemu może być winny zły lek.
– Zawieźliśmy córkę do szpitala w Szczecinie i dopiero tam wszystko wyszło – mówi pani Iwona. – Konieczna była transfuzja krwi.
Dziewczynka czuje się już dobrze. Pozostał jednak ślad na psychice. Dziewczynka jest ciągle przestraszona.
– Dochodzenie dopiero ruszyło – mówi Jarosław Przewoźny, szef kamieńskiej prokuratury. – Zbieramy materiały, na pewno powołamy biegłego. Traktujemy tę fatalną pomyłkę, jako działanie nieumyślne. Trudno bowiem uwierzyć, że pani w aptece specjalnie sprzedała lek na zupełnie inną chorobę.
Szefowa Zachodniopomorskiej Izby Aptekarskiej Danuta Parszewska-Knopf mówi, że podobnych pomyłek jest sporo. Na szczęście, większość nie aż tak poważnych w skutkach, jak w przypadku 6-latki.
– Lekarze piszą na receptach bardzo niewyraźnie i niestety jest z tym coraz gorzej – dodaje Danuta Parszewska-Knopf. – Powody są różne. Niektórzy dlatego, że niedokładnie znają nazwę leku. Nie boję się tego powiedzieć. Inni, bo mają bardzo mało czasu dla pacjenta i spieszą się.
Dodaje, że aptekarze już od dawna domagają się, żeby lekarze drukowali recepty, a w swoich komputerach mieli specjalne programy z nazwami leków. Tak jest jednak tylko w przypadku lekarzy rodzinnych.
Szefowa izby nie broni też aptekarki z Kamienia. Jej zdaniem, popełniła błąd, sprzedając lekarstwo, co do którego nie miała całkowitej pewności.
– Jeżeli nazwa leku jest nieczytelna, to aptekarz powinien zrobić wywiad – mówi Danuta Parszewska-Knopf. – Zapytać, na co choruje pacjent, w jakim jest wieku, sprawdzić na pieczątce, jakiej specjalności jest lekarz, który wypisał receptę, zadzwonić do niego i zapytać o jaki lek chodzi. W tym przypadku tego zabrakło.
Pani Iwona nie może dojść do siebie. Jeszcze nie wie, czy będzie domagała się odszkodowania od aptekarki.
– Teraz chcę tylko, żeby moje dziecko było zdrowe – mówi.
źródło: www.gs24.pl
Co Wy o tym sądzicie?
Błąd farmaceutki mógł doprowadzić do tragicznych skutków.
Chora dziewczynka jest z Jatek koło Kamienia Pomorskiego.
Pani Iwona powiadomiła o wszystkim prokuraturę. Policja prowadzi dochodzenie w sprawie nieumyślnego narażenia na ciężki uszczerbek na zdrowiu. Aptekarce grozi rok pozbawienia wolności.
– Nie przeczytałam ulotki. To prawda – mówi pani Iwona. – Nie sądziłam jednak, że w aptece mogą pomylić leki!
Dodaje, że córka dostawała lek dla dorosłych. W wyjątkowych przypadkach może być stosowany u dzieci, ale tylko takich, które mają wszczepioną zastawkę i nie w takiej dawce, jak dostawała jej córka. Po tygodniu na ciele dziewczynki pani Iwona zauważyła niepokojące siniaki. Myślała, że może ktoś pobił ją w szkole.
– Poszłam do szkoły, ale okazało się, że nikt jej nie pobił – opowiada pani Iwona.
Córka zaczęła się też dziwnie zachowywać. Zrobiono wyniki krwi. Okazało się, że wróciła anemia. Pani Iwona nie wiedziała, co się z córką dzieje. Razem z mężem nie przypuszczali, że wszystkiemu może być winny zły lek.
– Zawieźliśmy córkę do szpitala w Szczecinie i dopiero tam wszystko wyszło – mówi pani Iwona. – Konieczna była transfuzja krwi.
Dziewczynka czuje się już dobrze. Pozostał jednak ślad na psychice. Dziewczynka jest ciągle przestraszona.
– Dochodzenie dopiero ruszyło – mówi Jarosław Przewoźny, szef kamieńskiej prokuratury. – Zbieramy materiały, na pewno powołamy biegłego. Traktujemy tę fatalną pomyłkę, jako działanie nieumyślne. Trudno bowiem uwierzyć, że pani w aptece specjalnie sprzedała lek na zupełnie inną chorobę.
Szefowa Zachodniopomorskiej Izby Aptekarskiej Danuta Parszewska-Knopf mówi, że podobnych pomyłek jest sporo. Na szczęście, większość nie aż tak poważnych w skutkach, jak w przypadku 6-latki.
– Lekarze piszą na receptach bardzo niewyraźnie i niestety jest z tym coraz gorzej – dodaje Danuta Parszewska-Knopf. – Powody są różne. Niektórzy dlatego, że niedokładnie znają nazwę leku. Nie boję się tego powiedzieć. Inni, bo mają bardzo mało czasu dla pacjenta i spieszą się.
Dodaje, że aptekarze już od dawna domagają się, żeby lekarze drukowali recepty, a w swoich komputerach mieli specjalne programy z nazwami leków. Tak jest jednak tylko w przypadku lekarzy rodzinnych.
Szefowa izby nie broni też aptekarki z Kamienia. Jej zdaniem, popełniła błąd, sprzedając lekarstwo, co do którego nie miała całkowitej pewności.
– Jeżeli nazwa leku jest nieczytelna, to aptekarz powinien zrobić wywiad – mówi Danuta Parszewska-Knopf. – Zapytać, na co choruje pacjent, w jakim jest wieku, sprawdzić na pieczątce, jakiej specjalności jest lekarz, który wypisał receptę, zadzwonić do niego i zapytać o jaki lek chodzi. W tym przypadku tego zabrakło.
Pani Iwona nie może dojść do siebie. Jeszcze nie wie, czy będzie domagała się odszkodowania od aptekarki.
– Teraz chcę tylko, żeby moje dziecko było zdrowe – mówi.
źródło: www.gs24.pl
Co Wy o tym sądzicie?