Poznalem Ja ponad rok temu, mieszkalismy na tym samym pietrze akademika. Uczucie rozkwitlo szybko i pieknie, bylem pewny tego, iz to jest wlasnie ta dziewczyna dla ktorej warto stracic glowe... Przezylem przedtem tak naprawde tylko jeden powazny zwiazek - po prostu wiedzialem ze ze dziewczyny, z ktorymi sie spotykam sa swietnymi przyjaciolkami, kochankami, ale to wszystko. Nie angazowalem sie, bo po co sie angazowac gdy wiadomo, ze predzej czy pozniej skonczy sie mniej lub bardziej bolesnie.
Z Nia bylo zupelnie inaczej - widzac jej usmiech, jej gesty, tracilem oddech i zapominalem jezyka w gebie, choc do niesmialych nie naleze Po kilku miesiacach zamieszkalismy razem - decyzja byc moze nierozwazna, moze podjeta pod wplywem impulsu, jednak oboje tego chcielismy, nadazyla sie okazja i postanowilismy sprobowac. Czas ten zawsze wspominam jako najpiekniejsze chwile w moim zyciu
Poniewaz zawsze obserwowalem zwiazki innych kolegow, takze dlatego, ze kolezanki/przyjaciolki lubily mi sie zwierzac (podobno jestem dobrym sluchaczem) wiedzialem czego moga oczekiwac kobiety od faceta. Dawalem Jej duzo ciepla, potrafilem sluchac i zawsze chcialem rozmawiac o tym co dzieje sie zle - po co trzymac to w glebi ducha i zamartwiac sie, skoro mozna powaznie pogadac na kazdy temat? Zawsze bylem troskliwy i opiekunczy, czasem moze zbyt zazdrosny, ale tylko w glebi ducha - bo jak tu nie byc zazdrosnym o tak wspaniala dziewczyne Nigdy jednak nie robilem glupich awantur, zreszta malych tez nie Zazdrosc zawsze staralem sie dozowac w taki sposob, by wiedziala, ze mi na niej zalezy po prostu.
Gdy napomknela cos niby przypadkiem o slubie - nie sklamie jesli powiem, ze bylem wniebowziety Poznalem jej rodzicow - wspanialych ludzi, ktorzy bardzo mnie polubili i mimo ze Ona mieszka cale mnostwo kilometrow ode mnie - lubilem ich z Nia odwiedzac. Moi rodzice rowniez zaakceptowali moj wybor. Choc nasze rozmowy o slubie raczej trzymalismy miedzy nami, wiekszosc znajomych prawdopodobnie domyslala sie tego faktu.
Jasli chodzi o seks - bylismy bardzo dopasowani, przynajmniej tak mi sie dzis wydaje
I nagle, ni stad ni z owąd powiedziala ze chce sie wyprowadzic, ze chce wszystko przemyslec, ze jest zagubiona... strasznie to przezylem, ale poniewaz tak bardzo Ja kocham i nigdy nie staralem sie Jej w zaden sposob ograniczac - zgodzilem sie. Dzis nie wiem co bylo tego przyczyna - moze jakas rutyna, ktora wkradla sie w nasz zwiazek, moze pewna rzecz (lozkowa - zrobilem cos czego Ona nie lubila), w kazdym razie po kilku tygodniach rozlaki powiedziala mi ze nie chce juz ze mna byc. nigdy wczesniej czegos takiego nie przezylem, wiec nawet nie wiedzialem co moge w takiej sytuacji zrobic. Kilka tygodni zywilem sie praktycznie tylko papierosami, choc przyjaciele i rodzina bardzo starali sie mi pomoc (za co im bardzo dziekuje) to jednak argumenty typu "tego kwiatu jest pol swiatu" jakos do mnie nie trafialy. Wiele razy probowalem wyciagnac od niej w rozmowach co bylo tak naprawde przyczyna, ale jak to pozbierac do kupy, to nadal tego nie wiem. Padaly zdania typu "czesc rzeczy mi sie znudzila", "bylam przytloczona tym wszystkim", "boje sie twoich komentarzy.." itp.
Po tegorocznym sylwestrze znow zaczela sie normalnie odzywac, klka razy spalismy razem i nadzieja zaczela wracac. Pozniej dowiedzialem sie ze jakies dwa tygodnie po zerwaniu spotykala sie z jakims facetem, z ktorym miala isc na sylwestra. Olal Ja jakos przed swietami, wiec zaczalem pytac, czy to ze znow sie spotykamy nie jest po prostu oznaka ze jestem tylko srodkiem zastepczym... Po jakims czasie znow przestala sie regularnie odzywac, ja z kolei nie wiedzialem co o tym wszystkim myslec. Po raz pierwszy spotyka mnie taka sytuacja, dlatego jestem kompletnie zagubiony. Powiedziala w koncu ze Jej ostateczna decyzja brzmi "Nie", ale chce zebysmy pozostali przyjaciolmi. Jednak gdy ostatnio spytalem Ja o to czy moglbym Ja jeszcze odzyskac, powiedziala ze nie wie co moze sie kiedys zdarzyc.
Dodam tylko, ze mam 25 lat, Ona 22, uwazam sie za dojrzalego faceta i za taka osobe uwazalem dotad i Ja. Mimo poczatkowego zalamania, nie poddalem sie i wciaz o Nia walczylem. Nie potrafie zrezygnowac z takiego szczescia jakie mnie spotkalo Ducha walki odziedziczylem po tacie zapewne, tylko zaczynam sie zastanawiac czy jeszcze w ogole warto... Czasami jest strasznie niezdecydowana, czasami wrecz przeciwnie, wydaje mi sie jednak ze jest szczesliwa, choc jak sama mowi - zdaza sie jej ze nie mowi szczerze o tym co czuje. Moze wypowiecie sie na ten temat - wprawdzie kobiet zrozumiec nie idzie za cholere - ale moze jakies wskazowki?
Pozdrawiam
Stalowe Oczy
Z Nia bylo zupelnie inaczej - widzac jej usmiech, jej gesty, tracilem oddech i zapominalem jezyka w gebie, choc do niesmialych nie naleze Po kilku miesiacach zamieszkalismy razem - decyzja byc moze nierozwazna, moze podjeta pod wplywem impulsu, jednak oboje tego chcielismy, nadazyla sie okazja i postanowilismy sprobowac. Czas ten zawsze wspominam jako najpiekniejsze chwile w moim zyciu
Poniewaz zawsze obserwowalem zwiazki innych kolegow, takze dlatego, ze kolezanki/przyjaciolki lubily mi sie zwierzac (podobno jestem dobrym sluchaczem) wiedzialem czego moga oczekiwac kobiety od faceta. Dawalem Jej duzo ciepla, potrafilem sluchac i zawsze chcialem rozmawiac o tym co dzieje sie zle - po co trzymac to w glebi ducha i zamartwiac sie, skoro mozna powaznie pogadac na kazdy temat? Zawsze bylem troskliwy i opiekunczy, czasem moze zbyt zazdrosny, ale tylko w glebi ducha - bo jak tu nie byc zazdrosnym o tak wspaniala dziewczyne Nigdy jednak nie robilem glupich awantur, zreszta malych tez nie Zazdrosc zawsze staralem sie dozowac w taki sposob, by wiedziala, ze mi na niej zalezy po prostu.
Gdy napomknela cos niby przypadkiem o slubie - nie sklamie jesli powiem, ze bylem wniebowziety Poznalem jej rodzicow - wspanialych ludzi, ktorzy bardzo mnie polubili i mimo ze Ona mieszka cale mnostwo kilometrow ode mnie - lubilem ich z Nia odwiedzac. Moi rodzice rowniez zaakceptowali moj wybor. Choc nasze rozmowy o slubie raczej trzymalismy miedzy nami, wiekszosc znajomych prawdopodobnie domyslala sie tego faktu.
Jasli chodzi o seks - bylismy bardzo dopasowani, przynajmniej tak mi sie dzis wydaje
I nagle, ni stad ni z owąd powiedziala ze chce sie wyprowadzic, ze chce wszystko przemyslec, ze jest zagubiona... strasznie to przezylem, ale poniewaz tak bardzo Ja kocham i nigdy nie staralem sie Jej w zaden sposob ograniczac - zgodzilem sie. Dzis nie wiem co bylo tego przyczyna - moze jakas rutyna, ktora wkradla sie w nasz zwiazek, moze pewna rzecz (lozkowa - zrobilem cos czego Ona nie lubila), w kazdym razie po kilku tygodniach rozlaki powiedziala mi ze nie chce juz ze mna byc. nigdy wczesniej czegos takiego nie przezylem, wiec nawet nie wiedzialem co moge w takiej sytuacji zrobic. Kilka tygodni zywilem sie praktycznie tylko papierosami, choc przyjaciele i rodzina bardzo starali sie mi pomoc (za co im bardzo dziekuje) to jednak argumenty typu "tego kwiatu jest pol swiatu" jakos do mnie nie trafialy. Wiele razy probowalem wyciagnac od niej w rozmowach co bylo tak naprawde przyczyna, ale jak to pozbierac do kupy, to nadal tego nie wiem. Padaly zdania typu "czesc rzeczy mi sie znudzila", "bylam przytloczona tym wszystkim", "boje sie twoich komentarzy.." itp.
Po tegorocznym sylwestrze znow zaczela sie normalnie odzywac, klka razy spalismy razem i nadzieja zaczela wracac. Pozniej dowiedzialem sie ze jakies dwa tygodnie po zerwaniu spotykala sie z jakims facetem, z ktorym miala isc na sylwestra. Olal Ja jakos przed swietami, wiec zaczalem pytac, czy to ze znow sie spotykamy nie jest po prostu oznaka ze jestem tylko srodkiem zastepczym... Po jakims czasie znow przestala sie regularnie odzywac, ja z kolei nie wiedzialem co o tym wszystkim myslec. Po raz pierwszy spotyka mnie taka sytuacja, dlatego jestem kompletnie zagubiony. Powiedziala w koncu ze Jej ostateczna decyzja brzmi "Nie", ale chce zebysmy pozostali przyjaciolmi. Jednak gdy ostatnio spytalem Ja o to czy moglbym Ja jeszcze odzyskac, powiedziala ze nie wie co moze sie kiedys zdarzyc.
Dodam tylko, ze mam 25 lat, Ona 22, uwazam sie za dojrzalego faceta i za taka osobe uwazalem dotad i Ja. Mimo poczatkowego zalamania, nie poddalem sie i wciaz o Nia walczylem. Nie potrafie zrezygnowac z takiego szczescia jakie mnie spotkalo Ducha walki odziedziczylem po tacie zapewne, tylko zaczynam sie zastanawiac czy jeszcze w ogole warto... Czasami jest strasznie niezdecydowana, czasami wrecz przeciwnie, wydaje mi sie jednak ze jest szczesliwa, choc jak sama mowi - zdaza sie jej ze nie mowi szczerze o tym co czuje. Moze wypowiecie sie na ten temat - wprawdzie kobiet zrozumiec nie idzie za cholere - ale moze jakies wskazowki?
Pozdrawiam
Stalowe Oczy