Witam,
dziekuje wszystkim, ktorzy wspierali mnie rada i próbowali choc trochę zrozumieć.... bardzo to doceniam
Jeśli chodzi o mnie to podniosłam sie, jestem z siebie dumna
Niestety moje malżeństwo sie zakończyło, jesteśmy po rozwodzie.... strasznie to wszystko szybko sie potoczyło ale rozwód rozwinął sie na moja korzyść wiec z tego sie ciesze....
Jakił czas temu zdalam sobie sprawę ze tak naprawde wiele już zrobiłam zeby ratoważ swoje małzenstwo ale nie przynosiło to skutku....wiec postanowiłam isc do przodu.... latwo nie bylo .... ale doszłam do punktu w którym teraz sie znajduje i jestem zadowolona.
Zaczynam układać sobie życie od nowa, staram sie niczym nie przejmować, nie zamartwiac, zyje z dnia na dzieć, nie planuje.....poprostu korzystam z dnia dzisiejszego...zyje tu i teraz...
mam ogromne wsparcie wsrod rodziny, znajomych, i przyjaciół którzy wiele mi pomogli i nadal pomagają....
Spotykam sie ze znajomymi, wyjeżdzam na wyjazdy, zajełam się praca, robię co chce, kiedy chce, staram sie życ dla siebie....
Jestem żywym przykładem tego ze można sie otrząsnać, można isc do przodu i da sie to zrobić
Ja osiagnęłam to w stosunkowo niedługim czasie.... to nie znaczy ze tak szybko doszlam do siebie bo nie kochałam meza....to nie tak....nadal myśle ze go kocham.... ale poprostu nie miałam już na nic wpływu.... i tak jak mowiliście miałam dwa wyjścia, albo zamartwiać sie i pogrążac albo iśc do przodu....wybralam to drugie wyjście.
Teraz sporo osób mówi mi, że odżyłam, ze łądnie wyglądam, że super się trzymam....to naprawdę miłe i dodaje skrzydeł
Z mężem rozstaliśmy się w dobrych stosunkach, bez kłótni .... to też w pewnym sensie uważam za sukces....
Uważam, że jak na moją sytuacje bardzo dobrze sobie poradziłam
AKTUALIZACJA:
Nie wiem czy ktoś tu jeszcze zagląda
Ale przyszłam Wam napisać, że od mojego poprzedniego postu nic się nie zmieniło
Zaczełam żyć własnym życiem, dla siebie.... jestem bardzo zadowolona, że tak to wszystko się potoczyło...
Dałam sobie radę i uważam to za życiowy sukces
Ostatnio spędziłam wspaniałe wakacje we Francji, przez 2 tygodnie byłam szcześliwa jak już dawno nie byłam.
Pozostały wspaniałe wspomnienia
Nie zamykam się w domu, spotykam się z ludźmi, poznaje mnóstwo nowych osób... każdy weekend mam wypełniony po brzegi...
Z perspektywy czasu patrząc myślę, że dobrze się stało, że sie rozstaliśmy, nie było sensu tkwić w małżeństwie, w którym mąż miał całkiem inny pogląd na jego temat i na temat mojej osoby.... to nie prowadziło do niczego dobrego.
Nie mogę jeszcze do końca powiedzieć, że jestem szczęśliwa, ale jestem wolna, zadowolona i na pewno wszystko dąży ku temu żebym w końcu szczęśliwa była.
Piszę tutaj, bo chcę powiedzieć osobom takim jak ja, że rozstania da się przeżyć.... Choć jest to bardzo trudne i bolesne to da się naprawde!
Trzeba myśleć o sobie, o swoim szczęściu .... Ja tak zrobiłam i poradziłam sobie świetnie !
Kiedyś też myślałam, że pojście na przód, myślenie o swojej osobie, nie zamykanie się na innych.... ze to wszystko nie realne... ale naprawde tak jest i to pomaga. Z czystym sercem mogę powiedzieć, że wiele rad, które usłyszałam tu na forum były trafione w 100% i im szybciej się z nich skorzysta tym lepiej
Jeśli ktoś chciałby pogadać o tym jak przeżyć rozstanie to zapraszam