Zdaję sobie sprawę z tego, że każda religia ma pewne zasady, którymi wyznawca powinien się kierować jeśli chce osiągnąć zbawienie. W przypadku chrześcijan jest to chociażby Dekalog, jak i w przypadku żydów, gdzie również obowiązuje Talmud. U mahometan dla przykładu Sunna. Ale to są ogólne zasady, spisane w starych, nieobecnych już czasach i nie wszystko, co jest tam napisane, powinno być przestrzegane. Paweł z Tarsu przekazuje treści, z którymi w większej mierze nie mogę się zgodzić. Mam swój własny - niejako kodeks - którego staram się przestrzegać. Oczywiście jest on uboższy niż zasady religijne, bo w nich wszystko tłumaczy się grzechem, straszy pójściem do Piekła. Ja natomiast próbuję żyć tak, by po prostu nikomu nie wadzić (z wyjątkiem debili) i przyznaję, sporo zasad mi się utrwaliło z wiary, ale część odrzucam. Nie wiem, czy dobrze to wyjaśniłem. Powiedziałbym, że w religii zawarta jest taka jakby etyka religijna. Ja kieruję się tą pozbawioną Boga, Nieba i Piekła.
EDIT:
ALAN, nie jest tak łatwo się nawrócić. Kilka lat temu, można powiedzieć (nieco religijnie), że byłem postawiony w sytuacji Hioba i wówczas zacząłem powątpiewać. Nie kryję, że dużo czytałem o religii i analizowałem, być może dlatego przestałem widzieć logikę i sens w wierze. Gdybym mógł, to bym się nawrócił (chociaż katolicyzmu wolałbym uniknąć). Na chwilę obecną dopuszczam możliwość istnienia Boga, nie przeczę temu z wielkim zapałem. Ale też i tego nie potwierdzam. Nie dostrzegam go w swoim życiu, nie widzę żeby mnie głaskał po główce gdy jest źle i nie widzę żadnych dwóch śladów na plaży, o których wspominają też księża.
Jeśli chodzi o spowiedź, to przez wszystkie lata wiary, jakoś nie odczuwałem większej ulgi a podchodziłem do tego sakramentu na poważnie. Nie czułem jakiegoś szczególnego oświecenia. Wiem, że wiara może dać szczęście, bo ma się koncepcję lepszego życia po śmierci. Aktualnie istnieniu dalszych losów również nie przeczę, a perspektywa nagłego zniknięcia i końca wszechrzeczy zbytnio mnie nie niepokoi. Wielu ludzi myśli, że ateiści i agnostycy są nieszczęśliwi, bo nie wierzą. To nie jest prawda. Poglądy religijne akurat nie wchodzą w grę, czy ktoś jest szczęśliwy, czy nieszczęśliwy, z wyjątkiem sytuacji, gdy religia jest dla kogoś bardzo istotna.
A i co do braku grzechu Jezusa. Pamiętasz sytuację, gdy poniosły go nerwy pod świątynią, gdy zobaczył handlarzy?