nieobliczalna
Nowicjusz
- Dołączył
- 20 Styczeń 2009
- Posty
- 48
- Punkty reakcji
- 0
zacznę od tego, iż nie wiem po co tu piszę, chyba po to aby się wyżalić, gdyż wiele razy marudziłam innym (przez gg albo na forum, tym również, pod innym nickiem) i nic mi to nie dało... im częściej żaliłam się, tym bradziej osoby mnie denerwowały swomi radami, których raczej nie mogłam (może nie umiałam) wykonać...
minęło już 1,5 roku odkąd zdałam sobie sprawę z tego, że źle mi i jest coraz gorzej coraz szybciej się denerwuję i potem płaczę i nie mogę się uspokoić nie raz myślalam o śmierci; tak, tak zaraz pewnie ktoś napisze, że ja tylko tak straszę a i tak tego nie zrobię... znam wszystkie teksty na pamięć od tych pocieszających, po te że jestem egoistką, że uważam siebie za pępek świata, że jestem leniem itd. po prostu zawsze się żalę, a nie pytam innych co u nich słychać, bo chcę w końcu ten problem rozwiązać, wiem że nie jest aż tak wielki, że dzieci w Afryce umierają itd. wiem że źle robię, ale dzielę ludzi na tych z którymi nigdy się nie zobaczę i na tych których spotykam i mam z nimi jakiś kontakt np. w szkole, przy nich jestem troszeczke inna.
chodzi mi o to, że nie mam ani chłopaka (choć w sumie chłopaka aż tak ciężko znaleźć nie jest) ani przyjaciół, w szkole nie jst tak łatwo kogoś poznać... w ogóle jestem już w trzeciej klasie... i pewnie ktoś zaraz napisze, żebym poczekała jeszcze pół roku i w liceum będzie inaczej. ale ja już naprawdę nie mam siły czekać, nie mam ochoty w każdy weekend spędzać w domu (nie lubię sama wychodzić i patrzeć sobie na innych, bo przecież nie będę zagadywała obcych) a w klasie już z nikim nie będę miała lepszego kontaktu... kiedyś miałam 3 bliskie mi koleżanki w klasie, ale się rozeszło i tego już się naprawić nie da, poza tym chodzą o mnie plotki w szkole... i nie chcę już nawet nikogo tam poznać! żeby nie było, że dla mnie ktoś jest miły, a za plecami mnie obgaduje... poza tym dwie dziewczyny z mojej szkoly mi grożą... wszystko się zaczęło od tego, że nie chciałam żeby koleżanka z mojej klasy poznała mojego byłego do którego coś nadal czuję... (nie chciałam, bo mam bardzo mało znajomych i jestem zazdrosna jak widzę że ktoś się lepiej bawi z kimś kogo znam niż ze mną) bardzo niepozornie to wygląda, ale urosło do dużego problemu i przez tą dziewczynę, bo ona mi poleciła żebym chodziła do psychologa, ludzie z klasy wiedzą, że tam chodzę i dlaczego ;( a to przecież moja sprawa!!!!!! ;(
ten psycholog nie wiele mi pomógł... raz moja mama nawet rozmawiała z panią i pozwolila mi łaskawie iść na takie jedne zajęcia... moja mama nie rozumie moich potrzeb... ma 50 lat już i wychowała się w innych warunkach... i ona nie chodziła na żadne zajęcia, nigdy nie rozwijała żadnych pasji, nie ma znajomych, skończyła tylko zawodówkę, tak samo jak i mój tata... oczywiście nie mamy zbyt wiele kasy... (wcale nie zaliczyli wpadki, późno moja mama zachodziła w ciążę, miała czas żeby pójść na jakiś kurs czy szkolenie, ale nie, bo po co ;/) i jakoś nigdy nie naciągałam ich, a teraz gdy najbardziej potrzebuję i chcę iść na tańce, ale oczywiście nie mogę ;/(muszą oddać jakiś tam dług, i ja to rozumiem, ale mam też swoje potrzeby) do pracy moja mama mnie nie chce puścić w sumie aż tak tragicznie z tą forsą nie jest ...
kiedyś słyszałam od koleżanek, że rodzice ich się pytają czemu nie zaproszą jakiejś koleżanki do siebie albo nie wyjdą.... a u mnie tak nie jest ;/ jak siedze w domu to dobrze, ale jak cały dzień przy kompie to tragedia ;/ (tylko ciekawe co ja mam innego robić?) w ogóle u mnie mój tata nie ma zdania w domu, jest pantoflarzem ;/ a ja z mamą nie mogę się dogadać, ona nawet nie chce żebym miała chłopaka ;( zawsze muszę kłamać, a potem jak coś wychodzi to jest na mnie zła i mówi wszystko ojcu i siostrze i nastawia ich tym swoim gadaniem przeciwko mnie ;( w nikim z rodziny nie mam wsparcia ;( nie wiem po co mam żyć... nawet uczyć mi sie nie chce... zawsze jak przychodze ze szkoly do domu... patrze na zegarek to myśle sobie; ok mam dużo czasu i tak sobie siedze przy kompie i siedze i marnuje ten czas... wiem, że jakbym miała znajomych to by mi się chciało.
wiem, że to raczej z mamą powinnam pogadać, ale nie potrafię, prawie nigdy o pierd.ołach z nią nie gadam, a co dopiero o tym... poza tym ona przecież wie, że jestem sama, widzi, że dużo czasu spędzam w domu... czasami słyszy jak płaczę a nigdy nie przychodzi do pokoju i nie pyta się o co chodzi! ;( zawsze myśli, że skoro tyle czasu przy kompie siedzę, to ktoś mi ubliża na gg i dlatego ryczę, a tak nie jest ;( jak ciągle piszę/myśle o tym to po prostu płacze, to normalne.
i skoro moim rodzicom nic się nie chciało, to jaki mi dają przykład?! jak oni mnie wychowują?;/
minęło już 1,5 roku odkąd zdałam sobie sprawę z tego, że źle mi i jest coraz gorzej coraz szybciej się denerwuję i potem płaczę i nie mogę się uspokoić nie raz myślalam o śmierci; tak, tak zaraz pewnie ktoś napisze, że ja tylko tak straszę a i tak tego nie zrobię... znam wszystkie teksty na pamięć od tych pocieszających, po te że jestem egoistką, że uważam siebie za pępek świata, że jestem leniem itd. po prostu zawsze się żalę, a nie pytam innych co u nich słychać, bo chcę w końcu ten problem rozwiązać, wiem że nie jest aż tak wielki, że dzieci w Afryce umierają itd. wiem że źle robię, ale dzielę ludzi na tych z którymi nigdy się nie zobaczę i na tych których spotykam i mam z nimi jakiś kontakt np. w szkole, przy nich jestem troszeczke inna.
chodzi mi o to, że nie mam ani chłopaka (choć w sumie chłopaka aż tak ciężko znaleźć nie jest) ani przyjaciół, w szkole nie jst tak łatwo kogoś poznać... w ogóle jestem już w trzeciej klasie... i pewnie ktoś zaraz napisze, żebym poczekała jeszcze pół roku i w liceum będzie inaczej. ale ja już naprawdę nie mam siły czekać, nie mam ochoty w każdy weekend spędzać w domu (nie lubię sama wychodzić i patrzeć sobie na innych, bo przecież nie będę zagadywała obcych) a w klasie już z nikim nie będę miała lepszego kontaktu... kiedyś miałam 3 bliskie mi koleżanki w klasie, ale się rozeszło i tego już się naprawić nie da, poza tym chodzą o mnie plotki w szkole... i nie chcę już nawet nikogo tam poznać! żeby nie było, że dla mnie ktoś jest miły, a za plecami mnie obgaduje... poza tym dwie dziewczyny z mojej szkoly mi grożą... wszystko się zaczęło od tego, że nie chciałam żeby koleżanka z mojej klasy poznała mojego byłego do którego coś nadal czuję... (nie chciałam, bo mam bardzo mało znajomych i jestem zazdrosna jak widzę że ktoś się lepiej bawi z kimś kogo znam niż ze mną) bardzo niepozornie to wygląda, ale urosło do dużego problemu i przez tą dziewczynę, bo ona mi poleciła żebym chodziła do psychologa, ludzie z klasy wiedzą, że tam chodzę i dlaczego ;( a to przecież moja sprawa!!!!!! ;(
ten psycholog nie wiele mi pomógł... raz moja mama nawet rozmawiała z panią i pozwolila mi łaskawie iść na takie jedne zajęcia... moja mama nie rozumie moich potrzeb... ma 50 lat już i wychowała się w innych warunkach... i ona nie chodziła na żadne zajęcia, nigdy nie rozwijała żadnych pasji, nie ma znajomych, skończyła tylko zawodówkę, tak samo jak i mój tata... oczywiście nie mamy zbyt wiele kasy... (wcale nie zaliczyli wpadki, późno moja mama zachodziła w ciążę, miała czas żeby pójść na jakiś kurs czy szkolenie, ale nie, bo po co ;/) i jakoś nigdy nie naciągałam ich, a teraz gdy najbardziej potrzebuję i chcę iść na tańce, ale oczywiście nie mogę ;/(muszą oddać jakiś tam dług, i ja to rozumiem, ale mam też swoje potrzeby) do pracy moja mama mnie nie chce puścić w sumie aż tak tragicznie z tą forsą nie jest ...
kiedyś słyszałam od koleżanek, że rodzice ich się pytają czemu nie zaproszą jakiejś koleżanki do siebie albo nie wyjdą.... a u mnie tak nie jest ;/ jak siedze w domu to dobrze, ale jak cały dzień przy kompie to tragedia ;/ (tylko ciekawe co ja mam innego robić?) w ogóle u mnie mój tata nie ma zdania w domu, jest pantoflarzem ;/ a ja z mamą nie mogę się dogadać, ona nawet nie chce żebym miała chłopaka ;( zawsze muszę kłamać, a potem jak coś wychodzi to jest na mnie zła i mówi wszystko ojcu i siostrze i nastawia ich tym swoim gadaniem przeciwko mnie ;( w nikim z rodziny nie mam wsparcia ;( nie wiem po co mam żyć... nawet uczyć mi sie nie chce... zawsze jak przychodze ze szkoly do domu... patrze na zegarek to myśle sobie; ok mam dużo czasu i tak sobie siedze przy kompie i siedze i marnuje ten czas... wiem, że jakbym miała znajomych to by mi się chciało.
wiem, że to raczej z mamą powinnam pogadać, ale nie potrafię, prawie nigdy o pierd.ołach z nią nie gadam, a co dopiero o tym... poza tym ona przecież wie, że jestem sama, widzi, że dużo czasu spędzam w domu... czasami słyszy jak płaczę a nigdy nie przychodzi do pokoju i nie pyta się o co chodzi! ;( zawsze myśli, że skoro tyle czasu przy kompie siedzę, to ktoś mi ubliża na gg i dlatego ryczę, a tak nie jest ;( jak ciągle piszę/myśle o tym to po prostu płacze, to normalne.
i skoro moim rodzicom nic się nie chciało, to jaki mi dają przykład?! jak oni mnie wychowują?;/