Życiowa depresja!?

Nikita87

Nowicjusz
Dołączył
23 Marzec 2009
Posty
23
Punkty reakcji
0
Wiek
36
Miasto
Poznań
Witam.

Mam 22 lata, życie przed sobą - myślicie że kolejna uzalająca sie nad sobą babeczka i pewnie macie racje, choć pierwszy raz mi sie to zdarza <_< Byłam wieczną optymistką, wiecznie z usmiechem, towarzyski "błazen" z ktorym nie mozna bylo narzekac na nudy. Dlatego nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje, nic mnie nie bawi, nie przynosi radości, zatraciłam sens tego co robie. Nie moge i nie chce wstawać z łóżka, widząc widmo kolejnego dnia. Studiuje kierunek medyczny, jestem w czolowce jesli chodzi o nauke na roku, odebrałam ostatnio wyroznienie od prezydenta Poznania dla wybitnego i wszechstronnego studenta w wlkp. stypendia naukowe i sportowe to chleb powszedni, trenuje kolarstwo (z bardzo dobrymi wynikami), prowadze badania naukowe, uczestnicze w sympozjach, publikuje moje prace w ksiazkach, ale naprawde nie jestem kujonem nie siedze godzinami w tomikach pwn, kocham to co robie, widzac np ze przez moja prace (prkatyki) szpitalne potrafie dać nadzieje pacjentom, a co najwazniejsze przybrac realna formę tym marzeniom, naprawde potrafi uskrzydlac-tylko nie w ostatnim czasie.
Pewnie zastanawiacie się czy upadłam na głowę i przy tylu rzeczach i osiągnieciach moge miec problem!?
Wszytsko było idealnie, byłam 4 lata w związku, zerwałam na poczatku wrzesnia. Mój związek był oparty na wspaniałej przyjaźni i miłości do czasu, kiedy moj Luby stwierdził ze wsyztsko jest wazniejsze od niego - troszke mnie to urazilo, ale starałam sie zmienić to i każdą wolną chwilę poświecałam nam, wspolne weekendy itd. W wakacje było juz coraz gorzej, kłotnie, w moje urodziny dowiedziałam sie smsem ze mnie zdradza, nie zaprzeczyl i odszedl. Od tego momentu cos we mnie pekło. Wspolne wyjscia z przyjaciólmi czy babskie wieczorki skierowane na podryw nie przynosiły skutków i radości takiej jak wcześniej. Być może potrzebuje jakiejś iskierki ktora znow przyniesie mi dawne podejscie do zycia. Jestem swiadoma ze nie stałam wystarczajaco długo w kolejce do "Lorda niebios" w kwestii wygladu, ale nie mozna miec embargo na wszystko. Od znajomych ciągle slysze zrob cos z soba, wez sie za siebie, zmien fruzure, wyrzuc te zabytkowe ciuchy. Tak tez zrobilam, ale ciągle słyszę docinki odnośnie mojego wyglądu, co najgorsze na forum uczelnianego korytarza gdzie kazdy mnie zna - budzac gromki smiech i sytuacja stale sie sama nakreca, ostatnio nawet przy pacjentach zaczynaja sie tego typu rozmowy...Proszę grzecznie zeby przestali bo mnie to nie bawi, ale bez skutku, wczesniej czy pozniej sytuacja sie powtarza a ja wychodze na jakiegos zacofanego debila z ktorego mozna sie posmiac i to przy osobach postronnych u ktorych generalnie powinnam budzić zaufanie (pacjenci). Próbuje poznać nowych mezczyzn, ale moje niepowodzenia są traktowane jako ubaw roku...Kiedy pojawia sie inicjatywa wyjscia i zabawy rezygnuje... bo przestalo mi to przynosic radosc, stresuje sie w co sie ubrac, itd. Moje znajome wychodzą za mąż w tym roku, 3 z naszej 6 osobowej paczki, 2 pozostale maja partnerów, a mnie strofują ze moge przyjsc tylko i wylacznie na wesele jesli znajde partnera!? ze storny rodziny tez odczowam presje. pogłubiłam się w tym wszystkim. pod skorupa obojętności i nie szczerego usmiechu, kryje cholenrie wielki smutek. Powinnam zmienić otoczenie, wziąć udział w "chce być piekna" by ludzie zaczeli mnie szanować!? Doradzcie jesli potraficie... :( Pozdrawiam.
 

Tao

Nowicjusz
Dołączył
13 Styczeń 2009
Posty
449
Punkty reakcji
0
Miasto
Domek na Hawajach
Wcale Ci się nie dziwię, że mimo otrzymywania przeróżnych nagród i osiągnięć naukowych, nie masz 'humoru na życie'. W pewnym sensie dziwi mnie fakt, że na studiach dalej ludzie szydzą z Ciebie. Takie zachowanie kojarzy mi się tylko z gimnazjum.. No góra początki liceum. No nic. Mniejsza. Przede wszystkim znajdź prawdziwych przyjaciół czy kolegów. Wygląda na to, że te osoby, które masz kopią pod Tobą dołki i co najwyżej można by Ich nazwać znajomymi. Znajdź towarzystwo w którym będziesz czuć się dobrze i swobodnie. Postaraj się nabrać dystansu do świata. Nawet jeśli usłyszysz jakieś niemiłe słowa na temat Swojego wyglądu czy zachowania to postaraj się, na ile jest to możliwe, przetoczyć to w żart, sarkazm. Czasem riposta, która nie jest chamska, a śmieszna (w pozytywnym sensie) zmienia wyobrażenie o człowieku. Gdy ktoś zobaczy, że masz jaja.. eee.. no w tym wypadku, że masz mocny charakter ;d to nastawienie do Ciebie zmieni się. Gwarantuję. No chyba, że trafisz na jakiegoś dresa to dla Niego wszystko będzie śmieszne. Nawet fakt, że oddychasz tym Samym powietrzem co On ;)

Na pewno nie zamykaj się w Sobie. Nie rezygnuj z wyjść, nie siedź w domu. To korzyści Ci nie przyniesie, a tylko jeszcze więcej melancholii. Ubiór? Malowanie się? Tego typu rzeczy. Pamiętaj, że to Ty wychodzisz na miasto i to Ty nie masz się Siebie wstydzić: ' Fuckk, a może za dużo szminki dałam? A ta koszulka na mnie chyba jakoś dziwnie leży.. ale modna jest w sumie..'. Makijaż ja osobiście bym odradzał (osobiście nie lubię tego świństwa na twarzy u dziewczyn), no chyba, że jakiś bardzo, bardzo lekki. Co z ubraniami. No jeśli nie będziesz się ubierać jak stara baba to będzie okej ;). Nie musisz przecież zakładać jakiś nowych ciuchów, które są Uber-pro i elo. Czuj się dobrze w tym co nosisz, ale pamiętaj.. Babcine barwy powinny odpaść na wstępie ;).

Nie wiem co mógłbym jeszcze napisać dlatego zakończę swoją wypowiedź. Pamiętaj. Nie stękaj, pier.dol wszystko, pij browara i ciesz się życiem i 'zesraj się, a się nie daj'. O. Powodzenia.
 

czarna25

Nowicjusz
Dołączył
7 Maj 2009
Posty
49
Punkty reakcji
0
Miasto
Okręt mój płynie dalej.. GDZIEŚ TAM
Ciężki temat. Powiem wprost. Wiem jak się czujesz. Najłatwiej jest napisać : Pierd*l wszystkich, bądź sobą. Zacznij od nowa żyć. Staraj się wychodzić. Chociażby na siłę. Uśmiechaj się. Zajmij się tym co lubisz. TAK. To prawda.
Trzeba walczyć z depresją i melancholią. Jeśli ma się siły..


Miałam podobną sytuację. Zaczęło się wszystko zmieniać. Widziałam że nie jestem sobą (kiedyś pełna energii, teraz zamknięta w sobie, też po rozstaniu z facetem, mimo tego pojawił się po jakimś czasie nowy, ale znów problemy w rodzinie).. Zamykałam się w sobie. Rzeczy które przynosiły radość kiedyś, nie były już takie same. DÓŁ DÓŁ DÓŁ.... Czarne myśli.
ALE że wiedziałam że kiedyś byłam silna, wierzyłam że dam radę. WALCZYŁAM. Początkowo wychodziło.. Jednak pomyliłam się.
Nie było już siły. Nie wiedziałam nawet o tym, że walcząc tracę tylko siły.

Dążę do tego, żeby powiedzieć Ci, że nie warto czekać i zwlekać z tym problemem. Później tylko będzie gorzej. Nawet nie będziesz o tym wiedziała..
Chyba że są osoby które potrafią z tego wyjść same. Nie wątpię i gratuluję.

Najlepsze wyjście. Poradnia. Psycholog. To człowiek który dużo psychicznie pomaga. Niektórzy źle odbierają to. Tak samo jak psychiatrę. To normalny lekarz.
Wszystko jest normalnie. A depresja to choroba. Gorsza niż grypa...
A tabletki tzw''antydepresanty'' to nie uzależnienie. To lek.

NIE WARTO ZWLEKAĆ. Można być szczęśliwym. Wyleczyć się z depresji - a później życie jest jeszcze lepsze niż było przed. :)
Głowa do góry.
 

Migootka

Rodowita Łodzianka
Dołączył
17 Listopad 2008
Posty
1 090
Punkty reakcji
4
Wiek
106
Miasto
Łódź
Ale mnie zasmuciłaś... Szkoda mi Ciebie, że tak musis być.
Ja pracuję w zawodzie prawie medycznym (przemysł farmaceutyczny) i najbardziej co mnie dołuje ostatnio w pracy, to brak zaufania moich pracodawców w tym co robię. Pouczają mnie na każdym kroku, że to robię źle i to, że powinnam tak i tak, ale nie są po moim kierunku, nie czują tego zawodu, nie czują potrzeby pomagania innym, nie rozumieją czym moja "jednostka" pracownicza z urzędu powinna się zajmować... Liczy się kasa i kasa i "biznes", bez względu na skutki... A cała ta sytuacja mnie tłamsi. Przychodzą wątpliwości czy warto było? Po co mi to, TU, teraz? A trzeba było się uczyć czegoś innego...



Co od siebie... Siły życzę! Dbaj o siebie, o Swój rozum, zawód, przyjdzie wszytsko z czasem... I absztyfikant :D też się trafi, zobaczysz... Tylko nie osiadaj na laurach. Co do Faceta... Ja ze swoim jestem już prawie siedem lat, Rodzina się przyzwyczaiła, że bez ślubu, bo tak mi wygodnie. Pewnie, że były "pogadanki", "nauki" i takie tam... Ale MOJE życie, MOJA sprawa... Przyjdzie moment, zobaczysz.

Powodzenia! :D
 

Nikita87

Nowicjusz
Dołączył
23 Marzec 2009
Posty
23
Punkty reakcji
0
Wiek
36
Miasto
Poznań
Migootka teraz prawie wszędzie, o ile nie wszędzie liszy się $ <_< mnie na praktykach każą wybierać między ludźmi lepiej rokującymi i gorzej - więcej czasu poświęcać mi każą osobą młodym,a starszych skazują niekiedy na wozek. To mnie tak wkurza że szkoda gadać!!! :grymasi: i zbuntowałam się, miałam kobiete ok 60 lat na oiom-ie ktora wlasciwie nie miala stamtad wyjsc "tak jak powinna"... miesiąc praktyk zostawałam po godzinach i co najwazniejsze udało jej się wyjść z tego i wszelkie napiecia mięśniowe z proba stawania czy chodzenia powiodły się :] mialam wiele takich przypadków z bezdusznoscia przelozonych, a przez moje nastawianie karku skonczylam praktyki bez mozliwosci powrotu do tego szpitala. A taka sytuacja potrafi dobić. Jeśli chodzi o faceta, wiem że to moje zycie, a mieć faceta po to tylko żeby go mieć dla samego "mam" mi nie odpowiada <_< dlatego to mnie ak nie strofuje jak te ciągłe brzęczenie znajomych i rodziny, na każdym kroku.

Boli mnie że ludzie ktorzy są moimi bliskimi znajomymi, nie widzą że ich słowa które wysłuchuje od pół roku zaczynaja mnie męczyć i w pewnien sposób ranić - mam tu na myśli te zwiazane z moim wyglądem, gdzieś to zatraciło swój smak dobrego żartu, a przerodziło się w pewną nagonkę... Twierdzą że robią to z myśla o mnie, żebym zadbała o siebie o swój image bo tylko wtedy znajdę mężczyznę. Owszem mogę się w tym przypadku zgodzić, ale wszelkei uwagi nie powinny być wyrażane na forum publicznym :(

Czy to jest depresja, mam nadzieje że nie, może kilku miesięczne osłabienie, związane ze stresem, nadmiarem pracy i treningów, a może zbyt dużo od siebie oczekuje... to fakt że uciekałam od wyjść na miasto, tłumacząc to głupimi wymówkami. Najgorsza jest pustka która towarzyszy mi podczas zawodów, kiedy stoje na starcie. Kiedyś buzowała we mnie adrenalina, siła i chęc zwycięstwa. Teraz też wygrywam, ale to nie są tak samo piękne wygrane jak kiedyś. Gdy rozpoczynam wyścig poprostu jade, kontroluje sytuacje, pojawia się myśl: zatakować teraz? Nie, nie dasz rady!; Ona wychodzi na prowadzenie, ucieka-gonić? Nie podołam! Kiedyś zdarzało się nawet że płakałam z bólu i zmęczenia w trasie, wiedziałam że jade nie na 100% możliwości a 110%... to dawało mi pewną satysfakcję, nawet kiedy nie wygrywałam. Teraz mi tego strasznie brakuje - stoję na podium i widzę jak bliscy się cieszą, jak ludzie gratulują...a nie moge odnaleźć w tym dawnych emocji...siebie.

Nie jest mi łatwo, ogólnie czuje się w tym wszystkim sama, gdy próbuje o tym rozmawiać każdy zaczyna twierdzić że ma to samo i że jest to zwykłe zmęczenie... czy w takim razie sukcesy mają przytłaczać!? Zdaje mi się że nie... zmęczona byłam nie raz, ale obecny stan nie ma nic z tym wspólnego.
Ale dziękuję Wszystkim za rady...Tobie Tao,Pokorny?,czarna25 i Migootko - za dobre słowo, nawet za "zesraj sie a nie daj się" ^_^
Dzięki :*
 

uzzo

Małpiszon mądrości
Dołączył
24 Luty 2007
Posty
2 984
Punkty reakcji
26
Miasto
z piekła rodem
Witam.

Mam 22 lata, życie przed sobą - myślicie że kolejna uzalająca sie nad sobą babeczka i pewnie macie racje, choć pierwszy raz mi sie to zdarza <_< Byłam wieczną optymistką, wiecznie z usmiechem, towarzyski "błazen" z ktorym nie mozna bylo narzekac na nudy. Dlatego nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje, nic mnie nie bawi, nie przynosi radości, zatraciłam sens tego co robie. Nie moge i nie chce wstawać z łóżka, widząc widmo kolejnego dnia. Studiuje kierunek medyczny, jestem w czolowce jesli chodzi o nauke na roku, odebrałam ostatnio wyroznienie od prezydenta Poznania dla wybitnego i wszechstronnego studenta w wlkp. stypendia naukowe i sportowe to chleb powszedni, trenuje kolarstwo (z bardzo dobrymi wynikami), prowadze badania naukowe, uczestnicze w sympozjach, publikuje moje prace w ksiazkach, ale naprawde nie jestem kujonem nie siedze godzinami w tomikach pwn, kocham to co robie, widzac np ze przez moja prace (prkatyki) szpitalne potrafie dać nadzieje pacjentom, a co najwazniejsze przybrac realna formę tym marzeniom, naprawde potrafi uskrzydlac-tylko nie w ostatnim czasie.
Pewnie zastanawiacie się czy upadłam na głowę i przy tylu rzeczach i osiągnieciach moge miec problem!?
Wszytsko było idealnie, byłam 4 lata w związku, zerwałam na poczatku wrzesnia. Mój związek był oparty na wspaniałej przyjaźni i miłości do czasu, kiedy moj Luby stwierdził ze wsyztsko jest wazniejsze od niego - troszke mnie to urazilo, ale starałam sie zmienić to i każdą wolną chwilę poświecałam nam, wspolne weekendy itd. W wakacje było juz coraz gorzej, kłotnie, w moje urodziny dowiedziałam sie smsem ze mnie zdradza, nie zaprzeczyl i odszedl. Od tego momentu cos we mnie pekło. Wspolne wyjscia z przyjaciólmi czy babskie wieczorki skierowane na podryw nie przynosiły skutków i radości takiej jak wcześniej. Być może potrzebuje jakiejś iskierki ktora znow przyniesie mi dawne podejscie do zycia. Jestem swiadoma ze nie stałam wystarczajaco długo w kolejce do "Lorda niebios" w kwestii wygladu, ale nie mozna miec embargo na wszystko. Od znajomych ciągle slysze zrob cos z soba, wez sie za siebie, zmien fruzure, wyrzuc te zabytkowe ciuchy. Tak tez zrobilam, ale ciągle słyszę docinki odnośnie mojego wyglądu, co najgorsze na forum uczelnianego korytarza gdzie kazdy mnie zna - budzac gromki smiech i sytuacja stale sie sama nakreca, ostatnio nawet przy pacjentach zaczynaja sie tego typu rozmowy...Proszę grzecznie zeby przestali bo mnie to nie bawi, ale bez skutku, wczesniej czy pozniej sytuacja sie powtarza a ja wychodze na jakiegos zacofanego debila z ktorego mozna sie posmiac i to przy osobach postronnych u ktorych generalnie powinnam budzić zaufanie (pacjenci). Próbuje poznać nowych mezczyzn, ale moje niepowodzenia są traktowane jako ubaw roku...Kiedy pojawia sie inicjatywa wyjscia i zabawy rezygnuje... bo przestalo mi to przynosic radosc, stresuje sie w co sie ubrac, itd. Moje znajome wychodzą za mąż w tym roku, 3 z naszej 6 osobowej paczki, 2 pozostale maja partnerów, a mnie strofują ze moge przyjsc tylko i wylacznie na wesele jesli znajde partnera!? ze storny rodziny tez odczowam presje. pogłubiłam się w tym wszystkim. pod skorupa obojętności i nie szczerego usmiechu, kryje cholenrie wielki smutek. Powinnam zmienić otoczenie, wziąć udział w "chce być piekna" by ludzie zaczeli mnie szanować!? Doradzcie jesli potraficie... :( Pozdrawiam.

cholera moj roczknik i takie rzeczy robi
szczerze to cie podziwiam ze tyle potrafisz robic praktyki, kolarstwo, studia heh wiele to sil kosztuje

co do sprawy to czym ci tak docinaja? ze zle sie ubierasz? ze sie nie usmiechasz? dziwne ale kazdy ma prawo do zalamkow i wpadania w dolki

prawda jest taka ze niezaleznie ile razy wpadasz w dolek wazne zeby umiec sie podniesc.

czy to depresja nie wiem ale jesli ten stan bedzie dlugo sie utrzymywac moze do tego dojsc

bylas z tym u lekarza?

bo ja to widze tak bylas wieczna optymistka, wszytko ci sie udawalo no ale niepowodzenie w zwiazku nie moze byc powodem zeby wszytko sie zawalilo

w sumie ludzie nie znaja calej tej sprawy i tyle

ale znam dobre taka sytuacje jaka ty masz juz kilka razy mialem takie cos, bardzo zly okres w moim zyciu ale wkoncu cos trzeba z soba zrobic i isc dalej.
 

pebil

Nowicjusz
Dołączył
7 Kwiecień 2009
Posty
161
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Po tak dlugim zwiazku nie dziwie sie ze zle sie czujesz.
Rozwiazaniem i lekiem na takie sytuacje sa inni ludzie i czas.

Przelam sie i probuj odnalezc stare znajomosci, ktore nie sa
powiazane z przeszloscia. Uruchom internet i poszukaj ludzi
ktorzy mysla tak jak Ty. Zacznij odzywac sie na GG, wez telefon,
probuj wszystkiego :) Jestes bardziej wartosciowa niz wieksza
czesc swiata :)
 

anusia273

Nowicjusz
Dołączył
13 Kwiecień 2009
Posty
346
Punkty reakcji
0
Wiek
32
Miasto
Gdańsk
widzisz ilu ludzi chce Ci pomóc na tym forum? ja się dołączam! :) są na świecie ludzie mili, którzy nie będą się smiac z Twojego wyglądu czy tego że nie masz faceta. Masz prawo czuć się zle po tym jak potraktował Cię Twój były ale to już masz za sobą... Ja niedawno miałam podobną sytuację i staram się o tym zapomniec.
Zacznij żyć nowym życiem, "kolegów i koleżanki" którzy Ci dokuczają zastąp tymi którzy nie będą Cie ranić a tacy napewno się znajdą. Odnajdz swój styl, kup kilka nowych ciuchów w których czujesz się dobrze bo to jest najważniejsze, jeśli nie lubisz się mocno malować to kup chociaż tusz do rzęs i błyszczyk a to napewno doda Ci uroku :) Ale nic na siłę, jeśli masz ochotę płakać to płacz... pamiętaj jednak że po płaczu jest czas na uśmiech... zrób to co lubisz, zjedz kawałek czekolady, obejrzyj ciekawy film... małymi krokami osiągniesz sukces. Być może tak jak ktoś już napisał psycholog będzie potrzebny i nie ma się czego wstydzić.

Pozdrawiam :* i chętnie pogadam na PW ; )
 

e_moll_ka

Nowicjusz
Dołączył
6 Styczeń 2009
Posty
250
Punkty reakcji
8
Wiek
62
Z całą pewnością to nie jest zwykłe zmęczenie.Oczywiście pomoc dobrego lekarza mogła by dać ulgę, ale ilu znacie lekarzy dusz,którzy wsłuchują się w problemy osób po przejściach.Już dużo szybciej pomogą w klasycznej depresji albo jakiejś paranoi.W tej materii możesz liczyć na takie samo wsparcie jakie dostaniesz na forum.Skoro pracujesz w medycynie to różowe okulary ci z oczu spadły.Przez lata wmawiają nam,że jak jesteś super specjalistą to będziesz szanowana i dostaniesz super pracę.Nic bardziej kłamliwego.Twoje osiągnięcia i zaangażowanie nie będą mile widziane przez szefa,którego przyćmiewasz nawet niechcący.Jeżeli pracujesz z dużym zaangażowaniem pacjenci będą o tobie mówili i jednocześnie będą żądali od innych więcej niż dostają.
Sądząc po twoim wieku jesteś na początku swojej kariery zawodowej i rozczarowało cię rozminięcie między zawodowym przesłaniem, a faktycznym sposobem wykonywania zawodu.Znam przypadki kilku młodych ludzi, którzy w takim zderzeniu z rzeczywistością zupełnie stracili chęć wykonywania zawodu.Próbowali czego innego,żeby przekonać sie ze wszędzie taki sam marazm.
Nie zmienia to jednak faktu,że po takim zderzeniu czujesz sie zupełnie wypompowana z sił.Nie chodzi tu tylko o siły fizyczne.Skoro dajemy z siebie wszystko chcemy coś w zamian.Co dostajemy?Drwiny,porzucenie, wyimaginowane wady.Czy wadą jest długość sukienki, kolor błyszczyka,typ okularów?Najwyraźniej bardzo wyróżniasz sie prawdziwymi walorami w swojej grupie i co niektórzy czują się przemieni.Trzeba ci uświadomić że nie jesteś taka "cacy".
Twój partner znalazł sobie inną panią od serca( albo i nie serca).To bardzo traumatyczne.Sukcesy smakują jak jest je z kim dzielić. Masz osiągnięcia ale ciepła na duszy brak.Jeśli miała bym to odnieść na grunt swoich doświadczeń,to nie tyle depresja życiowa tylko wielka próżnia.Starasz sie we wszystko co robisz wkładać całą siebie i okazuje sie,że to nie jest sposób na szczęśliwe życie.Kochasz kogoś czystą miłością, ale dla niego ona nie jest dość dobra, albo nie dość słodka.
Kiedyś pisałam taką pracę"Między wyobrażeniem przyszłego a kształtem rzeczywistego jest wielkie przymierze pojednania".Cyba jedynym sposobem na życie jest przystosować ideały do granic realności.
 

władcydobroci

Nowicjusz
Dołączył
21 Grudzień 2008
Posty
240
Punkty reakcji
1
Z całą pewnością to nie jest zwykłe zmęczenie.Oczywiście pomoc dobrego lekarza mogła by dać ulgę, ale ilu znacie lekarzy dusz,którzy wsłuchują się w problemy osób po przejściach.

Niekiedy poszukując... tak bardzo wpatrujemy się w oddal że nie dostrzegamy rozwiązania które jest dosłownie przed nosem ^^ Czy naprawdę nie znasz Tego który duszę może uleczyć?

Twoje osiągnięcia i zaangażowanie nie będą mile widziane przez szefa,którego przyćmiewasz nawet niechcący.Jeżeli pracujesz z dużym zaangażowaniem pacjenci będą o tobie mówili i jednocześnie będą żądali od innych więcej niż dostają.

Ależ Ty chyba zmierzasz do tego żeby zaprzestała troszczyć się o pacjentów. Pamiętajmy że są miejsca i są ludzie którzy czekają na pomoc a jej nie dostają. Jeżeliby tak wyeliminować tych którzy w swoją pracę wkładają trochę więcej serca i zaangażowania to naprawdę byłoby wówczas... przykro - i tym cierpiącym i nam samym :)
 

Greeg

Wredny ch* ;)
Dołączył
9 Lipiec 2008
Posty
3 521
Punkty reakcji
313
Miasto
Kobieta :)
ja mysle, ze to jest twarde starcie z otaczajaca rzeczywistoscia. Chyba wiekszosci wciskano ten kit, ze jak sie bedziemy dobrze uczyc to bedziemy mieli dobra prace. W mlodym umysle, dobra praca jest jednoznaczna z czyms co moze zmieniac swiat - chocby w skali mikro , ale jednak zmieniac. Jak sie czlowiek potem styka z bezwzgledna machina gdzie najwazniejsza jest kasa, a nie swoista "misja zmiany swiata", ktora wielu mlodych ma, to popadamy w dolek bo "nie tak mialo to wszystko wygladac"

Do tego dochodzi rutyna . Jako mlodzi chodzilismy do klubow, probowalo sie wielu rzeczy po raz pierwszy - wszystko bylo nowe. A studia i praca to poczatek rutyny, ktora naprawde potrafi dac sie we znaki.

Oczywiscie do tego dochodzi presja otoczenia. W koncu "musisz" wyjsc za maz bo rodzice, ciocie, znajomi Ci wywierca dziure w brzuchu jak tego nie zrobisz odpowiednio szybko.

Odnosnie wygladu to nie rozumiem. Dlaczego Ci docinaja ? Jak mniemam, za namowa kolezanek probowalas zmienic swoje wyglad ? Moze wiec nie poszlas w ta strone co trzeba ? Jesli uwazasz, ze wygladasz ok to po prostu powiedz im stanowczo zeby sie o.d.p.i.e.r.d.o.l.i.l.i . Problem, ze Ci wszyscy wchodza na glowe moze wynikac stad, ze masz problem z mowieniem wlasnego JA. Czasem trzeba byc chamem, aby do ludzi dotarlo, ze swoim gledzeniem po prostu rania Ciebie.

najwazniejsze to zeby po kazdym ciosie miedzy oczy ;), wstawac i isc naprzod dalej i nie poddawac sie. Ja raz tez porzadnie dostalem w tylek. Na oko wypadlem z zycia towarzyskiego na ponad 2 lata, zmienilem sie mocno, na gorsze, moja samoocena spadla na leb na szyje, ale udalo mi sie podniesc, odkrecic wszystko (no, prawie bo pewnych rzeczy jednak juz nie da rady zmienic ;) ) i jestem z tego dumny, a tamten okres wymazalem z pamieci.
 

justicae

Nowicjusz
Dołączył
11 Maj 2009
Posty
4
Punkty reakcji
0
Witajcie

Chciałabym się z wami czymś podzielić.
Stwierdzono u mnie jakiś czas temu przewlekłą depresje. Mój stan był naprawdę poważny, straciłam jakąkolwiek chęć do życia, a właściwie to marzyłam tylko o tym żeby się zabić, ale nie umiałam tego zrobić. Kilkakrotnie siedział z żyletką w ręku, nacinałam nawet trochę skórę, ale na szczęście coś mnie powstrzymywało. Mój dzień najczęściej wyglądał tak, że wstawałam około godziny 14 lub 15 szłam coś zjeść, obejrzałam coś w telewizji i szłam spać dalej. Konsekwencje były takie, że straciłam wszystkich znajomych, zawaliłam studia, a na koniec doprowadziłam do tego, że nie mogłam już wyjść normalnie z domu bo paraliżował mnie strach. Bałam się wszystkiego, a przede wszystkim innych ludzi ich wzroku, tego co sobie o mnie pomyślą. Zostałam całkowicie sama, moja rodzina nie rozumiała co się ze mną dzieje, uważali że jestem leniwa i do niczego się nie nadaje. W końcu postanowiłam pójść do psychologa, niby trochę pomogło ale marzenie o śmierci nie przemijało. Potem był psychiatra i leczenie farmakologiczne. Z początku myślałam, że to jest to, budziłam się szczęśliwa, byłam aktywna, ale niestety tylko chwilowo. Mój organizm szybko przyzwyczaił się do leków i wszystko wróciło do poprzedniego stanu. Aż w końcu stał się cud !!! To co teraz napisze może wydać się wam naiwne, pewnie jakiś czas temu sama bym tak pomyślała,ale proszę przeczytajcie to do końca. Poznałam któregoś dnia bardzo sympatyczną osobę, o dziwo potrafiłam z nią rozmawiać i nie przerażało mnie to. W pewnym momencie ta osoba wyciągnęła Biblie. Od razu pomyśłam sobie, o nie jakiś nawiedzony, który teraz będzie mi mówił że to przez to że co niedzielę nie chodzę do kościoła, że nie przestrzegam postu itd. Ale tak się nie stało. Czytał tylko pewne fragmenty a potem razem dyskutowaliśmy na ich temat. Byłam zdziwiona, że w Biblii jest tyle wartościowych wskazówek na temat zwykłego codziennego życia (dodam tylko ze nie znałam Biblii, poza tym co tam kiedyś słyszałam w kościele) Najcenniejsza informacja była taka, iż żeby nawiązać kontakt z Bogiem nie potrzebuje żadnych pośredników (w domyśle ksiądza itd), że nie musze modlić się do kogoś o wstawiennictwo u Boga, gdyż dla Niego wszyscy jesteśmy równi i tak samo wartościowi, że moja modlitwa jest tak samo ważna jak np papieza. W przeszłości w kościele katolickim czułam się bardzo zagubiona i przytłoczona różnymi obowiązkami, bez których według kościoła czekało mnie potępienie. Zraziłam się wtedy i wycofałam z chodzenia do kościoła katolickiego. Dzięki tej osobie dowiedziałam się że chrześcijanie to nie tylko katolicy, że jest bardzo dużo chrześcijańskich wspólnot i Kościołów w każdym mieście. Ja trafiłam do takiego Kościoła i to zmieniło moje życie. Poczułam, że ktoś mnie kocha, że nigdy nie jestem sama i że kiedy tylko poproszę Bóg mi pomoże. Poznałam tam wspaniałych ludzi, szczerych, uczciwych, uśmiechniętych, życzliwych. Razem modliliśmy się o uzdrowienie dla mnie. I może trudno w to uwierzyć moja depresja minęła, a ja nawet nie wiem kiedy. Zdobyłam prawdziwych przyjaciół, których ufam ponad wszytko, skończyłam studia, wkrótce wychodzę za mąż, jestem szczęśliwa pogodna pełna energii i wiem, że wszytko to jest zasługą mojego najlepszego przyjaciela, opiekuna, nauczyciela - Jezusa Chrystusa. Bez niego moje życie nadal wypełnione by było pustką i ciemnością.
Nie wiem jak odbierzecie to moje wyznanie, ale proszę nie skreślajcie od razu tego co napisałam, proszę przemyślcie to. Moim pragnieniem jest by pomagać innym ludziom, którzy cierpią z powodu depresji, bo wiem co to znaczy i wiem jak trudno samemu sobie z tym poradzić. Jeśli chcielibyście o tym porozmawiać - możecie do mnie napisać mój email to mkm58@wp.pl lub gg 6908437 To jest link do mojego świadectwa video http://www.tylkoJezus.republika.pl/SwiadectwoJustyny.wmv
Pozdrawiam was gorąco
Nie poddawajcie się - bo z każdej sytuacji jest wyjście :)
 

Sin

Zbanowany
Dołączył
21 Styczeń 2007
Posty
267
Punkty reakcji
0
Wiek
35
Oo jakas sekta czy co? albo jehowi :/

no bez jaj....
 
Do góry