Witam, zależy mi bardzo na tym, aby zejść się z byłym chłopakiem. Nie jestem zdesperowana, wróciłam do porządku dziennego. Po prostu go kocham. On zerwał, w sumie nawet nie mieliśmy poważnych powodów. Zrozumiałam, że zbyt wiele robiłam dla niego. Ogólnie mówiąc było tak, że on miał doła, po niezdanej maturze, zawsze ambitny, a od tej pory siedział w domu powiedział "ja nie wiem co mam ze sobą zrobić, pomóż mi", to pomagałam, do tego stopnia, że przestał się czuć jak facet i powiedział, że potrzebuje czasu, bo nie ma swojego życia. Trochę namieszaliśmy. Wcześniej nigdy się nie kłóciliśmy, a ludzie mówili,że jesteśmy idealną parą. To w skrócie o tym jak było. Nigdy żadnej zdrady, oszustwa.
Wcześniej zerwaliśmy, ale on zadzwonił i powiedział, że kocha i chce naprawić wszystko, byliśmy razem jeszcze przez dwa tygodnie, ponieważ ja chciałam się spotkać i porozmawiać, ale widziałam, że on trochę ucieka, dzwoniłam, chyba za bardzo naciskałam, powiedział, ze potrzebuje trochę przestrzeni dla siebie, że za dużo dla niego robię i żebym też zajęła się sobą i to będzie dla naszego wspólnego dobra, pokłóciliśmy się, powiedział, że doszedł do wniosku, że mnie nie kocha (doszedł do wniosku, dziwnie to zabrzmiało, ale bolało, no coż).
Po rozstaniu zadzwoniłam do niego, powiedziałam, że żałuję tej decyzji, on na to, że on też, ale nie można tak wszystkiego zmieniać ciągle. Nie chciał ode mnie nic, napisałam mu maila, że go kocham i pozwalam mu odejść, niech będzie szczęśliwy, jeśli mu lepiej beze mnie, było ciężko, pomyślałam, że dam radę. Po czym on odpisał co u niego. Na następny dzień wysłał mi MMSa ze zdjęciem. Nie wytrzymałam, zadzwoniłam. Powiedział, że dobrze, że dzwonię, bo miał kryzys i już chciał się spotkać, pytał się co u mnie i mówił, że ważne, żeby mówić co u siebie, że to taka motywacja, cieszył się, że mi się powodzi, opowiadał o sobie. itd. po tygodniu znów zadzwoniłam, to porozmawialiśmy chwilę, zapytałam się, czy nie pójdziemy na basen, powiedział, że nie, bo będę chciała się przytulać, powiedziałam "chyba TY" trochę żartowaliśmy. Znów miałam kryzys i zadzwoniłam, powiedziałam, że tęsknię, że nadal go kocham zdenerwował się, powiedział, że wszystko psuję i już go nie obchodzi co u mnie. To było dziwne, bo pokłóciliśmy się, rozłączyłam się, a on za chwilę dzwoni i mówi "no mów, bo chciałaś coś powiedzieć, a ja ci nie dałem", rozmawialiśmy, chciał, żebym się wygadała i już nie dzwoniła więcej. Po tygodniu wysłałam mu suchą wiadomość z numerem konta i dopiskiem "masz na to dwa tygodnie", bo wisi mi kasę. Parę dni temu miałam wylot ze znajomą za granicę i jadąc pociągiem, mijając miasto, w którym po dwóch tygodniach znajomości spędziliśmy sylwestra, napisałam mu smsa, że mam odprawę wieczorem, że mijam to miasto i włączyły mi się pozytywne wspomnienia i że go pozdrawiam. Wieczorem przed odprawą, siedziałam z przyjaciółką i zadzwonił
pytał się co u mnie, co u przyjaciółki, opowiadał o sobie, powiedziałam, że się cieszę, a on na to, że on też się cieszy, bo ja się cieszę, mówił, że jak wrócę, to przebije mnie w grze na pianinie, bo się uczy, pytał się o moją szkołę, powiedziałam, że muszę kończyć, a on że chyba wolę rozmawiać z nim, powiedziałam "no nie wiem", odpowiedział "no, ja też już kończę, bo jestem umówiony", rozłączyłam się. Cieszyłam się bardzo, że zadzwonił. Kiedy wróciłam do domu zastałam maila, że przykro mu, ale w dwa tygodnie nie jest w stanie oddać mi całej kasy, że ma nadzieję, że zrozumiem, poza tym zapytał jak wyjazd, czy miałam pogodę, bo u nas od soboty pada, pozdrawiam! Nie odpisałam nic.
To pytanie bardziej do facetów, nie wiem o czym może świadczyć jego zachowanie, ja bardzo go kocham i chciałabym abyśmy do siebie wrócili kiedyś, zaznaczam, że kiedy dzwoniłam i mówiłam o spotkaniu za każdym razem mówił, że "jeszcze nie teraz", a za dobrych czasów jego koleżanka powiedziała mi, że poprzednich dziewczyn nie traktował tak, jak mnie. Robię dużo, nie siedzę w domu i nie płaczę, zajmuję się sobą, ale myślę o nim codziennie, wiem, że nie ma dziewczyny obecnie, minął miesiąc od rozstania. Nie wiem, czy powinnam milczeć, czy odpisać mu. Nie jestem psychologiem i ta niepewność mnie męczy. Jeśli macie jakieś myśli, to proszę o radę!
Wcześniej zerwaliśmy, ale on zadzwonił i powiedział, że kocha i chce naprawić wszystko, byliśmy razem jeszcze przez dwa tygodnie, ponieważ ja chciałam się spotkać i porozmawiać, ale widziałam, że on trochę ucieka, dzwoniłam, chyba za bardzo naciskałam, powiedział, ze potrzebuje trochę przestrzeni dla siebie, że za dużo dla niego robię i żebym też zajęła się sobą i to będzie dla naszego wspólnego dobra, pokłóciliśmy się, powiedział, że doszedł do wniosku, że mnie nie kocha (doszedł do wniosku, dziwnie to zabrzmiało, ale bolało, no coż).
Po rozstaniu zadzwoniłam do niego, powiedziałam, że żałuję tej decyzji, on na to, że on też, ale nie można tak wszystkiego zmieniać ciągle. Nie chciał ode mnie nic, napisałam mu maila, że go kocham i pozwalam mu odejść, niech będzie szczęśliwy, jeśli mu lepiej beze mnie, było ciężko, pomyślałam, że dam radę. Po czym on odpisał co u niego. Na następny dzień wysłał mi MMSa ze zdjęciem. Nie wytrzymałam, zadzwoniłam. Powiedział, że dobrze, że dzwonię, bo miał kryzys i już chciał się spotkać, pytał się co u mnie i mówił, że ważne, żeby mówić co u siebie, że to taka motywacja, cieszył się, że mi się powodzi, opowiadał o sobie. itd. po tygodniu znów zadzwoniłam, to porozmawialiśmy chwilę, zapytałam się, czy nie pójdziemy na basen, powiedział, że nie, bo będę chciała się przytulać, powiedziałam "chyba TY" trochę żartowaliśmy. Znów miałam kryzys i zadzwoniłam, powiedziałam, że tęsknię, że nadal go kocham zdenerwował się, powiedział, że wszystko psuję i już go nie obchodzi co u mnie. To było dziwne, bo pokłóciliśmy się, rozłączyłam się, a on za chwilę dzwoni i mówi "no mów, bo chciałaś coś powiedzieć, a ja ci nie dałem", rozmawialiśmy, chciał, żebym się wygadała i już nie dzwoniła więcej. Po tygodniu wysłałam mu suchą wiadomość z numerem konta i dopiskiem "masz na to dwa tygodnie", bo wisi mi kasę. Parę dni temu miałam wylot ze znajomą za granicę i jadąc pociągiem, mijając miasto, w którym po dwóch tygodniach znajomości spędziliśmy sylwestra, napisałam mu smsa, że mam odprawę wieczorem, że mijam to miasto i włączyły mi się pozytywne wspomnienia i że go pozdrawiam. Wieczorem przed odprawą, siedziałam z przyjaciółką i zadzwonił
pytał się co u mnie, co u przyjaciółki, opowiadał o sobie, powiedziałam, że się cieszę, a on na to, że on też się cieszy, bo ja się cieszę, mówił, że jak wrócę, to przebije mnie w grze na pianinie, bo się uczy, pytał się o moją szkołę, powiedziałam, że muszę kończyć, a on że chyba wolę rozmawiać z nim, powiedziałam "no nie wiem", odpowiedział "no, ja też już kończę, bo jestem umówiony", rozłączyłam się. Cieszyłam się bardzo, że zadzwonił. Kiedy wróciłam do domu zastałam maila, że przykro mu, ale w dwa tygodnie nie jest w stanie oddać mi całej kasy, że ma nadzieję, że zrozumiem, poza tym zapytał jak wyjazd, czy miałam pogodę, bo u nas od soboty pada, pozdrawiam! Nie odpisałam nic.
To pytanie bardziej do facetów, nie wiem o czym może świadczyć jego zachowanie, ja bardzo go kocham i chciałabym abyśmy do siebie wrócili kiedyś, zaznaczam, że kiedy dzwoniłam i mówiłam o spotkaniu za każdym razem mówił, że "jeszcze nie teraz", a za dobrych czasów jego koleżanka powiedziała mi, że poprzednich dziewczyn nie traktował tak, jak mnie. Robię dużo, nie siedzę w domu i nie płaczę, zajmuję się sobą, ale myślę o nim codziennie, wiem, że nie ma dziewczyny obecnie, minął miesiąc od rozstania. Nie wiem, czy powinnam milczeć, czy odpisać mu. Nie jestem psychologiem i ta niepewność mnie męczy. Jeśli macie jakieś myśli, to proszę o radę!