SzalonyWiewior
Nowicjusz
- Dołączył
- 30 Styczeń 2016
- Posty
- 3
- Punkty reakcji
- 0
Witajcie,
przejdę od razu do sedna sprawy. Możliwe, że to co napisze, jest zupełnie normalne, jednakże dla mnie to trochę niezręczna sytuacja.
Jest sobie związek, wiadomo, wszystko pięknie, cacy. Ale o co tak właściwie chodzi? To normalne, że są takie ograniczenia w związku? Przykładowo, chcę wyjść z kumplami raz na kilka miesięcy na jakieś piwo - jest problem, nie mogę. A jak już postawię na swoim, albo się łaskawie zgodzi, to potem przez kilka dni chodzi zła i obrażona, wytyka mi jaki to nie jestem i żeby tego uniknąć, olewam kumpli, któryś raz z rzędu. Doszło do tego, że nie mam kolegów, bo przecież jak chcę gdzieś wyjść to nie mogę, więc po co mi oni? Znajomych też praktycznie nie mamy, siedzimy w domu całymi dniami, ja przy swoim biurku, ona przy swoim. Uczelnia -> dom, uczelnia -> dom, i taka pętla. Koleżanka ostatnio obchodziła urodziny i zapraszała ludzi z roku na urodzinowe piwo, też nie mogłem iść, bo to przecież koleżanka, kobieta, płeć piękna , nie wolno! Na imprezy do klubów też nie chodzimy, bo przecież pełno ludzi, nie ma czasu, że trzeba się uczyć i takie tam. Na pytanie kiedy będziemy chodzić, jak będziemy po 40? Jest kłótnia. Coś nie wyszło na uczelni? Ja obrywam, na mnie wylewane są wszystkie złości. To wszystko, to normalne?
przejdę od razu do sedna sprawy. Możliwe, że to co napisze, jest zupełnie normalne, jednakże dla mnie to trochę niezręczna sytuacja.
Jest sobie związek, wiadomo, wszystko pięknie, cacy. Ale o co tak właściwie chodzi? To normalne, że są takie ograniczenia w związku? Przykładowo, chcę wyjść z kumplami raz na kilka miesięcy na jakieś piwo - jest problem, nie mogę. A jak już postawię na swoim, albo się łaskawie zgodzi, to potem przez kilka dni chodzi zła i obrażona, wytyka mi jaki to nie jestem i żeby tego uniknąć, olewam kumpli, któryś raz z rzędu. Doszło do tego, że nie mam kolegów, bo przecież jak chcę gdzieś wyjść to nie mogę, więc po co mi oni? Znajomych też praktycznie nie mamy, siedzimy w domu całymi dniami, ja przy swoim biurku, ona przy swoim. Uczelnia -> dom, uczelnia -> dom, i taka pętla. Koleżanka ostatnio obchodziła urodziny i zapraszała ludzi z roku na urodzinowe piwo, też nie mogłem iść, bo to przecież koleżanka, kobieta, płeć piękna , nie wolno! Na imprezy do klubów też nie chodzimy, bo przecież pełno ludzi, nie ma czasu, że trzeba się uczyć i takie tam. Na pytanie kiedy będziemy chodzić, jak będziemy po 40? Jest kłótnia. Coś nie wyszło na uczelni? Ja obrywam, na mnie wylewane są wszystkie złości. To wszystko, to normalne?