"Jesli urodziles sie w tej wierze musisz w niej pozostac" - takie slowa slyszeli napewno Ci, ktorzy sami dobrowolnie zdecydowali sie na zmiane swojego wyznania. Oczywiscie mozna tu klocic sie o slowa, ze wiara to nie to samo co wyznanie. Ale tak to potocznie ludzie nazywaja.
Jak uwazacie, czy swiadoma i przemyslana zmiana wyznania jest czyms dojrzalym i rozsadnym? Czy czlowiek powinien wogole brac taka opcje pod uwage? A moze powinien zawsze pozostac "wierny" temu w czym sie wychowal? Wszak to tradycja.... Co myslicie na ten temat?
Aha a moze ktos z was zmienil swoje wyznanie? Jesli tak to jak do tego doszlo?
"A moze powinien zawsze pozostac "wierny" temu w czym sie wychowal? Wszak to tradycja.... Co myslicie na ten temat? "To jakieś bzdury :lol: Długo myślałam nad decyzją zmiany wyznania, chyba ze 2 lata i doszłam do wniosku,że będę ateistką... i co ? Ktoś ma mi robić jakieś uwagi na temat odejścia od kościoła katolickiego ? Niesprawiedliwe
hi: Chociaż i tak się czepiają ale puszczam to mimo uszu.
"Jak uwazacie, czy swiadoma i przemyslana zmiana wyznania jest czyms dojrzalym i rozsadnym? "
Jak najbardziej. Do wiary powinno się dochodzić samemu a nie "uczyć się" jej. Rodzice,którzy chcą wychowywać dziecko w jakiejś wierze tak właśnie robią i to nie jest wg. mnie, prawdziwa wiara ponieważ została wyuczona.
"Aha a moze ktos z was zmienil swoje wyznanie? Jesli tak to jak do tego doszlo?"
Opowiedzieć swoją historię ?
Jak już wcześniej pisałam,z decyzją zmiany wyznania zwlekałam gdzieś 2 lata. Wcześniej byłam gorliwą katoliczką (wstyd się przyznać
),siadałam w kosciele na 1 ławce,chodziłam do koscioła co niedzielę a może i jeszcze 2 razy tego samego dnia. Komuś mogłoby się wydawać,że to taka "pokazówka",że zachowuje się jak purytanka : ubieram się jak zakonnica i chodze na wszystkie możliwe msze w tygodniu, a w dodatku gdy ktoś zaczynał mówić o seksie to od razu, zatykałam uczy i uciekam bo "nie wolno" :bag: Uwielbiałam, of kors religię i też siedziałam na 1 ławce. Głupie,co ?
Kiedy po jakimś czasie zorientowałam się,że "Bóg" zaczyna jawić mi się jak twór wyobraźni ludzkiej,modliłam się jeszcze bardziej,bałam się "gniewu bozego",utraty nadzieji... a z czasem sytuacji społecznej, bo w końcu jak katolickie towarzystwo zareaguje na ateistkę ? Latałam po plebanii,rozmawiałam z księdzem o swoich obawach,prosiłam o pomoc, a on mówił : "Bóg Ci pomoże,dziecko,proś Go o przebaczenie". Robiłam jak kazał lecz to nie przynosiło zamierzonych efektów,zadawałam sobie coraz wiecej pytań,ciagle miałam wątpliwości,biłam się z własnymi myślami... i w końcu po długich przemyśleniech doszłam do wniosku,że pozostał mi jeden wybór : jeżeli zostanę ateistką utracę "Boga",jeżeli zostanę przy "Nim"-zatracę siebie, nie będę już tą samą dziewczyną biegającą co niedzielę do koscioła tylko niewolnikiem we własnym umyśle, w imię czego ? Miałam dość walki z sobą,księdzem,rodziną ... lecz teraz wiem,że to ja wygrałam i nie dam się wyprowadzić z nowej ścieżki życia,którą wybrałam. I mogę powiedzieć z ręką na sercu,że nigdy nie czułam się tak wspaniale jak teraz,bez "Boga". Tego uczucia prawdziwej wolności umysłowej nie da się z niczym porównać.
Teraz wiem,że religia jest zła i trzeba stawiać opór klechom bo mydlą oczy.
KOCHAM być ateistką