mam smutka.. muszę sie podzielić... może ktoś był w podobnej sytuacji... ;(
wracalismy z koncertu ze znajomymi i z moim chlopakiem, jestesmy ze soba juz dosc dlugo, a tego dnia akurat mialam jakis podly humor i przed koncertem troche sie posprzeczaismy co juz wogole mnie tak "podnioslo na duchu" ze szkoda gadac ogolnie stypa
wracalismy dosc pozno i minela nas banda jakichs drechow, ktorzy obrzucili moich kumpli wyzwiskami (tylko dlatego ze maja dlugie wlosy... a te łyse pały nie... ) no i ja z moim humorem oczywiscie przegielam...
musialam im cos palnac... w tym samym tonie co oni do nas... no i co? wyniknely klopoty
przybiegli do nas jak wsciekle psy i zaczeli sie dowalac do naszych kumpli... troche im sie oberwalo... stlukli sobie troche lokcie, jeden oberwal troche mocniej... mielismy szczescie ze znalazl sie jakis chlopak, co akurat tamtedy przechodzil i ich rozgonil...
moi znajomi dostali za mnie w:cenzura: ;(
przez moja glupote taka stara jestem a tak glupia nie wiem co bym zrobila gdyby cos im sie stalo... przeze mnie ;(
przeprosilam chlopakow ale i tak cholernie mi glupio, czuje sie podle i zle
moj chlopak jest wsciekly ;( na wrzucal mi wczoraj , powiedzial co chcial, ze mam niewyparzona gebe i ze wiedzial ze predzej czy pozniej bedzie mial przeze mnie klopoty, ze jestem nierozwazna, zawiodl sie ;( i pare innych mniej przyjemnych rzeczy
chyba ma racje... to chyba ja powinnam tak pozadnie oberwac... nalezy mi sie...
i wogole nasly mnie takie dziwne mysli...
czasami sie zastanawiam co jest dla nieg owazniejsze i co by wybral gdyby postawic mu taki wybor - koledzy albo ja...
czesto wydaje mi sie ze woli wyjsc z nimi niz ze mna, ze oni sa jednak wazniejsi, bo jak jestesmy gdzies na spacerze i ktorys zadzwoni ze chce sie spotkac to rzadko kiedy odmaiwia, poswieca mi jeszcze z godzine i idzie... kiedy o cos prosze przewaznie mowi ze mu sie nie chce, ze zmeczony po pracy...
a czy tylko on jeden pracuje?? ja tez pracuje i jakos mnie musi chciec sie zawsze i wszystko... za tydzien jest koncert, chcialam zeby ze mna poszedl.. nie pojdzie bo nie bedzie mu sie chcialo- juz mi to powiedzial
nie rozumiem tego
czuje sie beznadziejnie, pol nocy ryczalam....
i chyba dzieje sie ze mna cos niedobrego, powoli sobie ze soba nie radze
nie oczekuje super porad i pocieszen, pisze bo jest mi z tym zle...
moze znajdzie sie ktos kto mi to wyjasni, moze sam podobnie nabroil... i juz wie jak t ozalagodzic...
wracalismy z koncertu ze znajomymi i z moim chlopakiem, jestesmy ze soba juz dosc dlugo, a tego dnia akurat mialam jakis podly humor i przed koncertem troche sie posprzeczaismy co juz wogole mnie tak "podnioslo na duchu" ze szkoda gadac ogolnie stypa
wracalismy dosc pozno i minela nas banda jakichs drechow, ktorzy obrzucili moich kumpli wyzwiskami (tylko dlatego ze maja dlugie wlosy... a te łyse pały nie... ) no i ja z moim humorem oczywiscie przegielam...
musialam im cos palnac... w tym samym tonie co oni do nas... no i co? wyniknely klopoty
przybiegli do nas jak wsciekle psy i zaczeli sie dowalac do naszych kumpli... troche im sie oberwalo... stlukli sobie troche lokcie, jeden oberwal troche mocniej... mielismy szczescie ze znalazl sie jakis chlopak, co akurat tamtedy przechodzil i ich rozgonil...
moi znajomi dostali za mnie w:cenzura: ;(
przez moja glupote taka stara jestem a tak glupia nie wiem co bym zrobila gdyby cos im sie stalo... przeze mnie ;(
przeprosilam chlopakow ale i tak cholernie mi glupio, czuje sie podle i zle
moj chlopak jest wsciekly ;( na wrzucal mi wczoraj , powiedzial co chcial, ze mam niewyparzona gebe i ze wiedzial ze predzej czy pozniej bedzie mial przeze mnie klopoty, ze jestem nierozwazna, zawiodl sie ;( i pare innych mniej przyjemnych rzeczy
chyba ma racje... to chyba ja powinnam tak pozadnie oberwac... nalezy mi sie...
i wogole nasly mnie takie dziwne mysli...
czasami sie zastanawiam co jest dla nieg owazniejsze i co by wybral gdyby postawic mu taki wybor - koledzy albo ja...
czesto wydaje mi sie ze woli wyjsc z nimi niz ze mna, ze oni sa jednak wazniejsi, bo jak jestesmy gdzies na spacerze i ktorys zadzwoni ze chce sie spotkac to rzadko kiedy odmaiwia, poswieca mi jeszcze z godzine i idzie... kiedy o cos prosze przewaznie mowi ze mu sie nie chce, ze zmeczony po pracy...
a czy tylko on jeden pracuje?? ja tez pracuje i jakos mnie musi chciec sie zawsze i wszystko... za tydzien jest koncert, chcialam zeby ze mna poszedl.. nie pojdzie bo nie bedzie mu sie chcialo- juz mi to powiedzial
nie rozumiem tego
czuje sie beznadziejnie, pol nocy ryczalam....
i chyba dzieje sie ze mna cos niedobrego, powoli sobie ze soba nie radze
nie oczekuje super porad i pocieszen, pisze bo jest mi z tym zle...
moze znajdzie sie ktos kto mi to wyjasni, moze sam podobnie nabroil... i juz wie jak t ozalagodzic...