Jakoś zawsze wracam na forum jak coś się w moim życiu piep*****y.
Od ponad trzech lat jestem w stałym związku i byłam do tej pory na prawdę szczęśliwa. Mój chłopak nie palił się co prawda do małżeństwa ale w lutym chyba zmienił zdanie bo mi się oświadczył. Ja też czułam, że to juz pora, byłam szczęśliwa, że wchydzę za mąż za faceta, którego kocham, z którym się dobrze dogaduje, który jest akceptowany przez moją rodzinę ... no niby wszystko super, ale ...
Moja mama wymyśliła, że pojedzie na wycieczkę jej marzeń, a że nie bardzo miała z kim jechać, to ja się zgodziłam. No i niestety poznałam tam super faceta. Myślałam, że będąc zakochaną w jednym facecie juz nie zwrócę uwagi na nikogo innego, a jednak.
On był tam sam. Świetnie nam się gadało, a że bylismy w podobnym wieku i musilismy spędzić ze soba 2 tygodnie w autokarze, chcąc nie chcąc najwięcej czasu spedziliśmy ze sobą. Okazało się, że bardzo dużo nas łączy, świetnie się rozumiemy i jesteśmy bardzo do siebie podobni. Zaimponował mi kilkoma rzeczami i wiem, że ja jemu też od razu wpadłam w oko. Tylko oczywiście całą wycieczkę musiałam trzymać fason i nie dać po sobie poznać mamie, ani innym uczestnikom, że coś zaskoczyło, bo moja mama pół wycieczki dumnie głosiła o moim rychłym zamążpójściu.
Oczwiście do niczego nie doszło, bo nie pozwoliłabym sobie na zdradę. Ale była taka sytuacja, że spotkaliśmy się na koniec dnia na piwie u niego w pokoju. Żeby nie wyglądał głupio zaprosił jeszcze jednego kolesia ale z tamtym nie bardzo było o czym gadać i szybko się zmył. Zostaliśmy sami i strasznie się pilnowałam, żebym nie dać po sobie nic poznać ale jak stwierdziłam, że wychodze to on wstał, żeby mnie odprowadzić i wpadliśmy na siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i on chciał mnie pocałować ale uciekłam. Potem go unikałam przez pół dnia, ale strasznie miałam ochote byc przy nim i z nim rozmawiać. Potem było już strasznie dziwnie. Nie wiedzieliśmy co z tym zrobić, ani ja, ani on nie wiedzielismy na czym stoimy.
A na drugi dzień zadzwonił mój narzeczony, że strasznie tęskni, że jak mnie nie ma to dopiero widzi jak bardzo jesteśmy ze sobą związani i że jest pewiem, że jest gotowy na małżeńswo i chce spędzić ze mną resztę życia. I oczywiście całą rozmową słyszał taten chłopak. Jak tylko odpowiadałam "ja też" i że teraz nie moge rozmawiać bo dużo osob mnie słyszy...
Na koniec wycieczki tamten chłopak wziął ode mnie numer tel (ja od niego nie) i jak się żegnalismy na lotnisku to oboje ze łzami w oczach ale staraliśmy się,żeby nikt nie widział. Poczułam, że musze natychmiast stamtąd uciec bo chyba rzuce mu sie na szyję i będę błagać, żebyśmy się nie rozstali.
Moja matka się kapnęła co jest grane niestety i powiedziała tylko, że mnie rozumie ale mi przejdzie. Ona też go bardzo polubiła.
I wczoraj wróciłam do domu, do narzeczonego. Myslałam, że oszaleje. Udawałam, że się stęsniłam itp ale cały czas myslę o tamtym chłopaku. Nie śpię w nocy.
Wiem, że tamta historia to jedna z wielu, jakie się zdarzają na takich wyjadach ale nie umiem sobie teraz dać rady ze sobą. O 4 rano wstałam z łóżka i zaczełam szukać tamtego kolesia w necie, a mój narzeczony smacznie sobie śpi. Sama nie wiem co robie, bo mam poukładane życie i wiem, że zwiazek z tamtym jest niemożliwy i pewnie by się nie udał(przede wszystkim odległość ale też nie wiadomo przecież jakby to było w "realu", w normalnym zyciu przecież mogłoby niewypalić), ale jeżeli coś takiego mi się przydarzyło to nie wiem, czy powinnam wychodzić za mąż.
I teraz nie wiem, czy bardziej się boje, że on zadzwoni, czy, że nie zadzwoni... A jak zadzwoni to co ja mam zrobić?
Niech mi ktoś napisze, że za tydzień mi przejdzie i wszystko będzie tak jak przedtem. Nie jestem w stanie długo udawać przed narzeczonym, że jest ok, bo za dobrze się znamy ale jak mu powiem to będzie koniec. Help!
Od ponad trzech lat jestem w stałym związku i byłam do tej pory na prawdę szczęśliwa. Mój chłopak nie palił się co prawda do małżeństwa ale w lutym chyba zmienił zdanie bo mi się oświadczył. Ja też czułam, że to juz pora, byłam szczęśliwa, że wchydzę za mąż za faceta, którego kocham, z którym się dobrze dogaduje, który jest akceptowany przez moją rodzinę ... no niby wszystko super, ale ...
Moja mama wymyśliła, że pojedzie na wycieczkę jej marzeń, a że nie bardzo miała z kim jechać, to ja się zgodziłam. No i niestety poznałam tam super faceta. Myślałam, że będąc zakochaną w jednym facecie juz nie zwrócę uwagi na nikogo innego, a jednak.
On był tam sam. Świetnie nam się gadało, a że bylismy w podobnym wieku i musilismy spędzić ze soba 2 tygodnie w autokarze, chcąc nie chcąc najwięcej czasu spedziliśmy ze sobą. Okazało się, że bardzo dużo nas łączy, świetnie się rozumiemy i jesteśmy bardzo do siebie podobni. Zaimponował mi kilkoma rzeczami i wiem, że ja jemu też od razu wpadłam w oko. Tylko oczywiście całą wycieczkę musiałam trzymać fason i nie dać po sobie poznać mamie, ani innym uczestnikom, że coś zaskoczyło, bo moja mama pół wycieczki dumnie głosiła o moim rychłym zamążpójściu.
Oczwiście do niczego nie doszło, bo nie pozwoliłabym sobie na zdradę. Ale była taka sytuacja, że spotkaliśmy się na koniec dnia na piwie u niego w pokoju. Żeby nie wyglądał głupio zaprosił jeszcze jednego kolesia ale z tamtym nie bardzo było o czym gadać i szybko się zmył. Zostaliśmy sami i strasznie się pilnowałam, żebym nie dać po sobie nic poznać ale jak stwierdziłam, że wychodze to on wstał, żeby mnie odprowadzić i wpadliśmy na siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy i on chciał mnie pocałować ale uciekłam. Potem go unikałam przez pół dnia, ale strasznie miałam ochote byc przy nim i z nim rozmawiać. Potem było już strasznie dziwnie. Nie wiedzieliśmy co z tym zrobić, ani ja, ani on nie wiedzielismy na czym stoimy.
A na drugi dzień zadzwonił mój narzeczony, że strasznie tęskni, że jak mnie nie ma to dopiero widzi jak bardzo jesteśmy ze sobą związani i że jest pewiem, że jest gotowy na małżeńswo i chce spędzić ze mną resztę życia. I oczywiście całą rozmową słyszał taten chłopak. Jak tylko odpowiadałam "ja też" i że teraz nie moge rozmawiać bo dużo osob mnie słyszy...
Na koniec wycieczki tamten chłopak wziął ode mnie numer tel (ja od niego nie) i jak się żegnalismy na lotnisku to oboje ze łzami w oczach ale staraliśmy się,żeby nikt nie widział. Poczułam, że musze natychmiast stamtąd uciec bo chyba rzuce mu sie na szyję i będę błagać, żebyśmy się nie rozstali.
Moja matka się kapnęła co jest grane niestety i powiedziała tylko, że mnie rozumie ale mi przejdzie. Ona też go bardzo polubiła.
I wczoraj wróciłam do domu, do narzeczonego. Myslałam, że oszaleje. Udawałam, że się stęsniłam itp ale cały czas myslę o tamtym chłopaku. Nie śpię w nocy.
Wiem, że tamta historia to jedna z wielu, jakie się zdarzają na takich wyjadach ale nie umiem sobie teraz dać rady ze sobą. O 4 rano wstałam z łóżka i zaczełam szukać tamtego kolesia w necie, a mój narzeczony smacznie sobie śpi. Sama nie wiem co robie, bo mam poukładane życie i wiem, że zwiazek z tamtym jest niemożliwy i pewnie by się nie udał(przede wszystkim odległość ale też nie wiadomo przecież jakby to było w "realu", w normalnym zyciu przecież mogłoby niewypalić), ale jeżeli coś takiego mi się przydarzyło to nie wiem, czy powinnam wychodzić za mąż.
I teraz nie wiem, czy bardziej się boje, że on zadzwoni, czy, że nie zadzwoni... A jak zadzwoni to co ja mam zrobić?
Niech mi ktoś napisze, że za tydzień mi przejdzie i wszystko będzie tak jak przedtem. Nie jestem w stanie długo udawać przed narzeczonym, że jest ok, bo za dobrze się znamy ale jak mu powiem to będzie koniec. Help!