"Małego księcia" czytam co kilka lat. "Lalka" była bardzo dobrym pomysłem Ministerstwa. Plus kilka innych.
Problem miałem często taki, że lektury czytałem duzo wcześniej, i po paru latach nie chciało mi się wracać do nich. Więc musiałem siegać po streszczenia :-D
Np. tak było z "Lalką" właśnie.
ALe zdarzało się też tak, że olewałem daną książkę i wracałem do niej po kilku latach, np. "Mistrza i Małgorzatę" przeczytałem w wieku chyba 18-19 lat.
Jedyną książką ze szkolnej indoktrynacji, której lektura zakończyła się porażką, to "Chłopi". Po kilkudziesięciu stronach nie zdzierżyłem, i opasłe tomisko wylądowało na swoim miejscu, tzn. na półce, żeby ładnie wyglądało.
Szkoda, że urzędnicy wybierają często kiepskie książki dla dzieciaków i tym samym mogą obrzydzić danego autora lub nawet zabić w ogóle chęć czytania.
Weśmy np. takiego Józka Conrada. Wspaniały pisarz, jeden z moich ulubionych, ale "Lorda Jima" uważam za jego najsłabsze dzieło. Na szczęście znałem fach Józka już wcześniej.