Rzeczywiście, proces wychowania, dorastanie i kontakt z rodzicami wywierają na nas ogromny wpływ. Nawet zwykłe głaskanie po główce powoduje u dziecka powstawanie w mózgu połączeń nerwowych, odpowiedzialnych za kształtowanie się naszych emocji w przyszłości. Dlatego nie dziwi mnie, że osoba, która nie doznała w dzieciństwie miłości i akceptacji, może mieć problem z wyrażaniem uczuć czy formułowaniem swoich potrzeb.
Podam taki przykład: jestem córką człowieka, który - choć mieszka całkiem niedaleko - nigdy nie wyraził zamiaru poznania mnie. Zwyczajnie ignoruje moje istnienie. Z tego też powodu przez szmat swego życia uważałam samą siebie za osobę nic niewartą, niegodną poznania, nieciekawą. I z tego samego powodu pojawiła się u mnie chęć bycia perfekcjonistką. Wyobrażałam sobie, że gdy o mnie usłyszy, kiedyś, w bliżej nieokreślonej przyszłości, będzie żałował, że mnie nie poznał. I że wtedy to ja "będę górą".
Teraz już wiem, że takie podejście było błędem z mojej strony. I tylko mnie niszczyło. Doszłam do wniosku, że przeszłość trzeba sobie przemyśleć, przetrawić, ale potem - zamknąć za sobą drzwi i żyć swoim teraźniejszym życiem. Bo nie możemy za swoje małe i duże niepowodzenia życiowe obarczać rodziców, czy wydarzeń z dzieciństwa. W teraźniejszości, w tym miejscu, w którym właśnie znajduje się nasze życie, to my jesteśmy za nie odpowiedzialni.
Znam mnóstwo osób, które - pochodząc z rozbitych rodzin - tworzą szczęśliwe, wielotenie związki. Znam osoby bite w dzieciństwie, które są dobrymi rodzicami. Mam w swoim otoczeniu dzieci alkoholików, które nie sięgają do kieliszka oraz osoby wychowane przez zimnych i oschłych rodziców, które mówią o uczuciach ze łzami w oczach.
Wystarczy wziąć życie w swoje ręce i przenieść na siebie odpowiedzialność. Przejąć ster.