Ja miałam za dużo do czynienia ze śmiercią, żeby o niej myśleć... Gdy, kiedy miałam 10 lat, mój tata zmarł, zaczęłam się nad tym zastanawiać. I doszłam do wniosku, że jednak nie będę się przejmować śmiercią. To jest naturalne i w końcu musi nastąpić. Ja przyjęłam to do wiadomości, i już nie zastanawiam się nad tym, czy zginę np. w wypadku samochodowym, czyli szybko, nie będę miała czasu się zastanawiać nad moim życiem...czy może zginę powoli... w cierpieniach... czekając na ten ostatni dech... wtedy będę myśleć o moim życiu, o błędach, ale głównie to o rzeczach przyjemnych. Aż w końcu serce przestanie bić, mózg wygaśnie, i już nie będę myśleć. Nigdy więcej.