Ja nie dziwię się samobójcom. Znam dwoje ludzi, którzy próbowali popełnić samobójstwo, z czego jedna czterokrotnie.
To o czym mówili, co mieli wtedy w głowach... Jak jakaś choroba psychiczna, wrzód na umyśle który nie pozwala racjonalnie myśleć, który wywołuje wielki strach, zniechęcenie. Sytuacja, w której nie myśli się o przyszłości, jest tylko ta jedna czarna chwila i całkowity brak sensu wokół, zupełna ciemność. Kolega cierpiący na niezbyt ciężką depresję mówi, że ma chwile w nocy, w których musi wstać z łóżka i iść do jakiegoś człowieka, porozmawiać z nim, po prostu nie może wytrzymać ze swoją samotnością.
Oczywiście, że ta cała sytuacja jest w pewnym sensie z winy tych ludzi. Wychowanie, w późniejszym wieku może jakieś dawne używki, skłonności psychiczne do dołowanie się itd... Nie można samobójców oceniać jako głupców, po prostu jako ludzi nie do końca przystosowanych, którym my nie potrafiliśmy pomóc, bo może nawet nie widzieliśmy gdy cicho wołali o pomoc i wsparcie, już w początkach swego złego samopoczucia.