Nie ma kościelnych rozwodów w KK, choć fakt, że ludziom zdarza się tak określać instytucje unieważnienia małżeństwa, oznacza jej nadużywanie. Unieważnienie małżeństwa, to stwierdzenie faktu, że nigdy nie zostało zawarte. Jeśli jedna osoba była na przykład szantażowana, i dlatego zdecydowała się złożyć przysięgę małżeńską to oczywiście takie małżeństwo nie miało mocy. Problem w tym, że takie określenie można różnie interpretować. Zajmuje się tym prawnik biegły w prawie kanonicznym. Wiadomo, że KK nie ma możliwości wszystkiego sprawdzić i obalić na przykład zeznanie świadka, który zezna, że małżeństwo zostało zawarte w sposób nieważny, zwłaszcza kiedy druga strona też jest zainteresowana unieważnieniem. Nie da się wiec winić KK za unieważnianie małżeństw, bo KK pilnuje swojego porządku w księgach, ale Bóg nie księgi będzie wertował w odpowiednim czasie, a sumienia.
Wg najstarszych tradycji chrześcijańskich o dziwo coś takiego jak rozwód było dopuszczone, ale oznaczało zwolnienie od obowiązków małżeńskich poza wiernością. Taki rozwodnik jeśli jest chrześcijaninem może oddalić małżonka ( i to tylko w wypadku zdrady i to permanentnej), ale do końca swojego, albo małżonka życia powinien czekać na nawrócenie drugiej połowy i powtórnie ją przyjąć. Więc to co pierwsi chrześcijanie nazywali rozwodami, raczej nie było rozwodem w pełnym tego słowa znaczeniu. Dosyć wyraźnie mówi o tym apokryf "Pasterz" Hermasa, który miał spory wpływ na pierwszych chrześcijan. Fragmenty poświęcone sprawie w kanonicznych pismach raczej stoją na tym samym stanowisku.