Nie wiem dlaczego tak jest, dlaczego tak się dzieję, ja jestem w podobnej sytuacji, każda moja ,,miłość,, była pomyłką i to zawsze ja byłam zostawiana....biłam się z myślami całe życie dlaczego? dlaczego właśnie ja? co takiego zrobiłam? czym sobie na to zasłużyłam?
Znajomi powtarzali mi , że za dużo dawała od siebie nie żądając nic w zamian, ale ja niczego nie potrzebowałam, zadowalałam się samym uczuciem, ciepłem, wsparciem...czy to źle?
Po ostatnim związku powiedziałam sobie, że koniec tego, że nie pozwolę nikomu na takie traktowanie....i co?....poznałam faceta, cudownego, byłam dla niego całym światem, gdy ja płakałam, płakał i on bo nie mógł znieść moich łez, byłam dla niego wszystkim, jego księżniczką, światełkiem w tunelu - tak mi powtarzał. obecnie jest moim mężem, od ślubu minął nie cały rok....i znowu to samo...ból, łzy, nie przespane noce, czarne myśli kłębiące się w mojej głowie, codzienne awantury, wyzwiska, ubliżanie....a dlaczego? dlatego, że odeszłam z pracy, że żyjemy z dnia na dzień, na długach, pożyczkach, dręczy mnie psychicznie, w ciągu pół roku schudłam 10kg.i to jest dla niego powód do śmiechu,
jestem chora ale moją chorobę zrzuca na mój nałóg, papierosy, lekarz stwierdził, że to nic poważnego, że mogę z tym żyć ale moja psychika to wrak i powinnam odwiedzić psychologa ale dla niego to kolejny powód do śmiechu, do dręczenia mnie! To chyba nie jest miłość choć twierdzi, że mnie kocha ale na pasożyta nie będzie pracował, dla niego jestem tępa, głupia, dziecinna i tylko dlatego że potrzebuje od niego czułości, gdy chcę się przytulić robi awanturę, wyzywa od głupich dzieciaków, czy jest w tym coś złego?
Oddałam mu wszystko, swoją miłość, oddanie, ciepło...gdy go poznałam nie miał nic, żył z zaliczek....kiedy przyjechał do mnie bo mieszkałam za granicą miał wszystko, pieniądze,drogie ciuchy, nawet wzięłam kredyt żeby kupić mu samochód i co? tego nie pamięta....twierdzi, że jak jest mi źle to droga wolna, pakuj się i wracaj do mamusi, mam cię dosyć, rzygam tobą, ciągle to słyszę....co mam zrobić?
nie wiem, kocham go pomimo tego tego wszystkiego, pomimo tego, że grozi mi rozwodem, nie wyobrażam sobie życia bez niego, nie widzę sensu dalszego życia bez tego człowieka ....i co ja mam zrobić? Powiedz koledze, że nie jest sam na tym świecie, że inni ludzie też cierpią z miłości, nie ma to lekarstwa.
//proszę stosować akapity (taki kawał tekstu bez akapitów strasznie trudno się czyta)!! Moderator.