Dlaczego mówię, że „naturalnym” jest model, w którym 17-latka wychodzi za 25-latka? Z doświadczenie – nie tylko historycznego, ale i osobistego. Uczęszczałem do szkoły męskiej – im. śp.Tadeusza Reytana – i błyskawicznie się dowiedziałem, że dziewczęta z zaprzyjaźnionych szkół żeńskich (głównie: im.śp.Narcyzy Żmichowskiej...) z klas maturalnych i przedmaturalnych w ogóle nie są nami zainteresowane. One myślą o studentach...
Przecież nikt im tego nie narzucał?
To obecne małżeństwa rówieśnicze są narzucone przez przymusową ko-edukację. W słynnym filmie Hiroshiego Teshigahary z 1964 roku „Kobieta z Wydm” facet przebywający pod przymusem miesiącami w piaszczystym dole z kobietą zaczyna uprawiać z nią miłość – co po jakiś czasie przeradza się w związek trwały (facet mając szansę ucieczki – nie decyduje się pozostawić jej samej w tym dole). Podobnie młodzież zamknięta w klasach koedukacyjnych. Związki są niejako wymuszone (chłopak ma to, czego potrzebuje, pod ręką...) - tyle, że często jest to promiskuityzm.
Siłę tych związków pokazują zupełnie już paranoiczne przykłady z portalu „NaszaKlasa” gdzie 50-letni faceci zamiast szukać sobie naturalnej, młodszej partnerki nawiązują romanse z rówieśnicami!!!
Naturalnym jest bowiem związek który dobrze ujmuje formuła anglo-saska: „Właściwa partnerka ma połowę wieku mężczyzny – plus 7 lat”. Dla 20-latka jest to 17-latka, dla 50-latka: 32-latka.
Oczywiście to tylko tak z grubsza – mówimy o naturalnej tendencji.
Problem w tym, że ta reguła działa dobrze jedynie w okresie doboru. Jeśli działa dobrze w wieku 25 lat, nie sprawdza się dla tej samej pary w wieku lat 50-ciu. Stąd konieczność kompromisów. Jeśli 17-latka wychodzi za 25-latka to są nieco niedobrani – ona jest trochę za młoda - ale będą dobrani potem i jeszcze znośnie dobrani, gdy on będzie miał lat 55... Przyzwyczajenie zrobi swoje.
Dlaczego większość kobiet powinna wychodzić za mąż wcześnie? To, oczywiście, powinno zależeć od samej dziewczyny, od tego, czy tego kogoś spotka – ale na pewno nie powinna chodzić do szkoły ko-edukacyjnej . Młodzi chłopcy lubią „przelecieć” koleżankę – ale potem nie lubią brać za żony kobiet „przelecianych” przez innych...
To bardzo często prowadzi do rozwodu. Również do impotencji (liczba przypadków impotencji męskiej jest coraz większa – a zanika również liczba plemników w nasieniu!!)
Mężczyzna musi czuć się w pełni „właścicielem” swojej kobiety. Musi czuć, że jest dla niej Tym Jedynym. Tylko wtedy (znów: na ogół) gotów jest harować dla niej i swoich z nią dzieci, walczyć o nią, bronić jej. Kobietę „z przeszłością” porzuca się o wiele łatwiej – i kobieta „z przeszłością" bez większego oporu odchodzi od męża...
Tylko dzieci na tym cierpią. A z nimi całe społeczeństwo.
Ponieważ zaś nie tylko z uwagi na globalne ocieplenie i hormony, kobiety dojrzewają coraz szybciej – to obniżeniu powinien uledz również wiek zamążpójścia. W przeciwnym razie dziewczyna – nie da rady: puści się. A „Trzecie Prawo Archimedesa” powiada: „Ciało raz puszczone w ruch – puszcza się dalej”...
Powtarzam raz jeszcze: nie trzeba ani namawiać kobiet do małżeństwa, ani wymuszać na nich dobór starszych od siebie partnerów: to wychodzi samo, naturalnie. Pod warunkiem, że zniesiemy przymus nauki w szkołach – nie tylko koedukacyjnych.
Powiedzmy jasno: pomijając (stanowiące 2‰ dziewcząt...) przyszłe „Marie Skłodowskie” reszta dziewcząt traktuje szkołę jako pańszczyznę. Zdają – bo poziom edukacji jest beznadziejnie zaniżony, bo mają znakomitą pamięć – no, i czasem kobiecy urok. W dwa lata po szkole zapominają czego się nauczyły – niektóre nawet urządzają po maturze demonstracyjne palenie podręczników pod hasłem; „Nigdy więcej tej gehenny!”.
Więc trzeba dać im ten wybór. Tymczasem dziś 17-latka chcąca wyjść za 25-latka jest traktowana jak wyrzutek społeczny, jak dziwoląg...