A ja zauważam, że coraz więcej coraz to młodszych ludzi zaczyna się bawić w związki i generalnie ludzie coraz to później dojrzewają, tak więc w grupie do 25-30 lat powiedziałbym, że przewaga ludzi, którzy jednak nie potrafią jeszcze racjonalnie spojrzeć na związek jest jeszcze całkiem spora. Im dalej w las, tym sytuacja bardziej się normuje.
Rzeczywiście, racja. Tylko czy później ta sytuacja naprawdę się normuje? Gdy słucham opowieści ludzi po trzydziestce czy czterdziestce, najczęściej odnoszę wrażenie, że poszli w drugą stronę, z jednej skrajności popadli w drugą. Często są to ludzie po przejściach, po nieudanych małżeństwach i w wielu wypadkach decydują się na związki z rozsądku - może bez miłości, ale za to pewne (o ile w ogóle coś na tym świecie może być pewne) i dające "poczucie bezpieczeństwa".
Choć w sumie osobiście mam dość "rygorystyczne" podejście co do racjonalnego spojrzenia na związek. Zero zazdrości. Zero ograniczeń ze strony partnera. Żadnego bycia ze sobą "z obowiązku", żadnego bycia ze sobą tylko po to, "żeby nie być samym". Brak uzależnienia od osoby partnera. I przede wszystkim - umiejętność życia własnym życiem, bez wiązania spojego szczęścia tylko i wyłącznie z osobą partnera. No i oczywiście Miłość, ale nie ta egotyczna. Bo to w sumie nawet nie jest miłość.
Oczywiście, ale akurat pod tym względem kobiety są bardziej wymagające niż faceci - wielu facetom wystarczy, że mogą sobie od czasu do czasu obejrzeć mecz, wyjść z kumplami na piwo, albo też po prostu się najeść i walnąć na wyrko. Z tego, co zauważyłem to faceci, zwłaszcza w pewnym wieku, nie wymagają już tak wielu wrażeń i raczej cenią sobie spokój - za to kobiety... Bez urazy dla nikogo, ale odnoszę wrażenie, że kobiety są jakoś genetycznie zaprogramowane na to, aby wszystko analizować, szukać problemów i je rozwiązywać
Czasami jest tak, że jak otoczenie kobiety jest zbyt spokojne i ułożone to kobieta się nieswojo czuje
Oczywiście, nie dotyczy to wszystkich kobiet, ale jednak coś w tym jest, nie sądzisz?
O dziwo, muszę przyznać Ci rację, bo zupełnie o tym nie pomyślałam. Tak się akurat złożyło, że najbliższy kontakt mam z mężczyznami, którzy potrzebują szerokiego wachlarza wrażeń i nie zadowoli ich prosty mecz.
Czytałam kiedyś, że to "wina" hormonów. U kobiet przeważa progesteron i estrogeny, zaś u panów testosteron. I dlatego nasze mózgi pracują "trochę inaczej", choć oczywiście nie jest to wymówka, która pozwalałaby mówić - "ty masz inny mózg, więc nawet nie próbuję zrozumieć twojego toku rozumowania". Może mówili o tym coś więcej u Ciebie na studiach? Poza tym (podobno) mężczyźni zazwyczaj pracują "bardziej" lewą półkulą mózgu, kobiety zaś "bardziej" prawą. Choć, oczywiście, nie zawsze tak jest. Podam przykład mi najbliższy: osobiście doskonale rozumem zarówno kobiecy, jak i męski sposób rozumowania, choć ten ostatni chyba lepiej. Działania mężczyzn zazwyczaj są proste, wynikają z logicznych przesłanek. A zachowanie niektórych kobiet jest dla mnie zrozumiałe dopiero po głębszym zastanowieniu. Tak czy owak, bardzo mi z tym układem rzeczy dobrze, bo dzięki temu mogę być zainteresowana zarówno meczami piłki nożnej czy wkręcaniem śrub, jak i szydełkowaniem i zakupami
Poza tym wydaje mi się też, że również kwestia spuścizny dziejów. Przez setki lat kobiety były zamykane w domach, na polach, w kościołach czy w zakonach, a to mężczyźni mogli się wykazać czy to na polu bitwy, czy to w polityce, czy to jako duchowni, czy w końcu - jako piraci. Wieki, w których kobiety były zniewolone, sprawiły, że teraz mamy dość spokoju. Sama w sobie czuję ciągłe pragnienie do działania i choć czasem lubię zaszyć się cicho w pokoju z książką czy jakąś robótką, spokój nigdy nie może trwać długo. Coś mnie ciągnie do czynnego udziału w Życiu. A jeśli idzie o szukanie problemów... To idealny sposób, żeby pozbyć się tego męczącego spokoju. Jest zbyt nudno - znajdę sobie problem! A później będę go wieki analizować. Bo tu nie chodzi o
znalezienie rozwiązania, które z reguły jest bardzo łatwe, tylko o ten cały proces roztrząsania. Wiem dokładnie, jak to działa, bo kiedyś byłam mistrzynią w wynajdywaniu sobie problemów. Z
absolutnie wszystkiego można uczynić problem - a rozum wtedy rozkoszuje się analizowaniem go, zamartwaniem się, snuciem tragicznych wizji na przyszłość, co tylko chcecie. I to jest naprawdę straszny stan - człowiek staje się więźniem umysłu, który przejmuje nad nim całkowitą kontrolę. I pewnie dlatego z niektórymi kobietami tak trudno się dogadać
To zależy jaki jest to foch. Niektóre fochy w wydaniu kobiet są po prostu urocze - przynajmniej dla mnie, bo można wtedy ową kobietę trochę udobruchać,etc. Jak to jest taki normalny, krótkotrwały foch to nie ma problemu, mi się takie coś, jeżeli występuje sporadycznie, nawet podoba - gorzej jak ten cały foch jest nie tyle fochem, co regularnym obrażeniem się i to na długo, albo osoba strzelająca focha nie potrafi nawet po kilku podejściach drugiej strony wyrzucić z siebie o co chodzi - wtedy nie jest to zbyt fajne.
Tak, takie drobne fochy mogą być urocze - kiedy kobieta Ci mówi "focham się", próbuje zrobić fochniętą minkę, ale w jej oczach widzisz śmiech. Udobruchanie jej jest wtedy zarówno dla Ciebie jak i dla niej przyjemnością. Inne fochy to już rozbijające związek wytwory ego.
Z kobietą właściwie nawet nie należy stronić od kłótni - raz na jakiś czas dobrze jest się pokłócić. Czy jako facet potrzebuję różnorodności w postaci kłótni ? Ni w ząb
Bo facet wie, że kłótnie do niczego nie prowadzące, są bez sensu
A kobiety kłócą się dla samej kłótni, najczęściej przyczyna konfliktu później już nie odgrywa żadnej roli. Ale za to pewna grupa panów potrzebuje różnorodności w formie licznych pań, które mogłyby adorować jego i jego męskość. Coś za coś ;]