jak miałem ok. 10 lat uświadomiłem sobie to samo co kingo
Czyli, że po śmierci może być nic.. położyłem się, zamknąłem oczy, przestałem na moment myśleć o wszystkim, a następnie wyobraziłem sobie, że nic nie słyszę, nie widzę, nie czuję.. zrozumiałem, że w takim stanie sekunda trwa wieki a wieki sekundę, ale również to, że ja tego nie poczuję, ponieważ nie będzie mnie. Potem dalej leżąc z zamkniętymi oczami pomyślałem o tym co daje życie, nawet ból - jaką to daje rozkosz ( myślę o rozkoszy świadomości i samym fakcie istnienia ) zdałem sobie sprawę, że jesteśmy prochem, niczym.
Ta świadomość tego co może być po śmierci nieźle mną wtedy wstrząsnęła
później marzyłem o tym, żeby żyć jak najdłużej, żeby żyć wiecznie.. Dziś zastanawiam się nad samym faktem istnienia duchów, duszy, Boga, życia po śmierci. Z jednej strony chciałbym wywołać ducha, bo jego wywołanie niejako utwierdziło mnie w tym, że Bóg istnieje, że istnieje życie po śmierci.. z drugiej jednak strony obawiam się, że Cały ten " przyzywanie duchów " zryje mi tylko psychikę
No bo kto mi wytłumaczy, dlaczego boję się to robić w nocy a w dzień nie? to kwestia psychiki..
Tak, czy siak chciałbym wierzyć w życie po śmierci ale nie jestem pewny na 100% czy w nie wierzę, bo to jest wiara, czyli wierzenie ślepo w coś, co nam przekazano i w coś co chcielibyśmy aby było faktem.