A ja nie przepadam za punkami. A konkretniej nie przepadam za ich ideologią: skrajnym hedonizmem i cynizmem. Bo to teraz takie popularne: anarchia, olewanie systemu, bunt, życie chwilą.
Żyją tak, jak jest wygodnie, a ja nie lubię takiego głupiego egzystowania sobie i tworzenia imitacji szczęścia z taniego wina i kolorowego stroju. No i ten brak szacunku do wszystkiego wokół, nie przejmowanie się przyszłością, przeszłością, życie chwilą i próba spędzenia jej jak najlepiej bez względu na konsekwencje - to moim zdaniem nie jest dobre. Poza tym anarchia to utopia. Chyba nikomu nie muszę tłumaczyć do czego prowadzi anarchia...
Wydaje mi się, że obecnie punk to tylko bunt na siłę, byleby się buntować. Ślepe akcentowanie swojej odmienności, by przekonać wszystkich, że się ją ma - przy okazji wpasowując się do ogólnie przyjętych ram jakiejś subkultury (czyli tak jakby zaprzeczanie swojej odmienności). Robienie wszystkiego na przekór, wiedząc, że to nie jest właściwe.
Tym właśnie jest dla mnie kultura punk, wymarła już zresztą. Teraz nie ma punków, teraz są nosiciele trampków, uważający green day i inne tego typu zespoły za przedstawicieli punk rocka. Co to za przedstawiciele punk rocka, którzy trafiają na okładki brav, są emitowani w emtivi i innych szmelcach?
A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że ja, jako osoba pozytywnie do wszystkich nastawiona, z reguły szanująca ludzi bez względu na poglądy ("Nienawdzę twoich poglądów, ale oddałbym życie za twoją możliwość ich głoszenia", przepraszam jeśli przekręciłam), jestem w ich oczach kimś bardzo źle nastawionym. Ogólnie wszyscy nic nie robią tylko się nad nimi znęcają, nie szanują, poniżają... przynajmniej u punków, z którymi ja mam do czynienia to widzę - wmawianie sobie niechęci społeczeństwa nawet wtedy, kiedy jest fikcją. Potrzeba tworzenia sobie wroga tam, gdzie go nie ma. Nie wiem czy to po to, by czuć się tymi odizolowanymi i lepszymi od reszty czy po to, by mieć od kogo się izolować i kogo nazywać "gównianą resztą"...
Pozdrawiam.