kwiatuszeek
Nowicjusz
- Dołączył
- 3 Wrzesień 2014
- Posty
- 2
- Punkty reakcji
- 0
Chciałabym dostać jasną odpowiedź na pytanie czy to ja mam za duże wymagania co do facetów czy z nimi jest coś nie tak lub czy po prostu trafiam na takich, którzy nie potrafią spraw wziąć we własne ręce?
Od trzech lat jestem w związku z chłopakiem, z którym się przyjaźniłam i nie chciałam wchodzić w głębszą relację, jednak stało się tak dlatego, że byłam już jakiś czas sama, i potrzebowałam czułości... Głupio postąpiłam, wiem, tkwię w tym trochę za długo. Jednakże zależało mi na nim i dalej zależy. Czasem wydawało mi się, że jest to coś więcej, a czasem, że brakuje tego czegoś, zrywałam z nim kilka razy, ale on nie potrafił tego zaakceptować, nawet płakał, starał się o mnie. Niestety ja jestem bardzo wrażliwa na płacz i na krzywdę innych, paradoksalnie wiem, że będąc z nim krzywdzę go bardziej, ale ciężko jest mi go tak zostawić. Zwłaszcza, że poza nim moje grono znajomych jest niewielkie i zwyczajnie brakuje mi kogoś z kim mogę się spotkać, a on jest dla mnie zawsze dostępny i chętny na spotkanie
Zastanawiam się nad tym czy gdyby on był większym romantykiem, dawałby mi częściej kwiaty itp. rzeczy robił to czy nasza relacja nie uległaby polepszeniu? Rozmawiałam z nim wiele razy jakie mam oczekiwania wobec niego, ale niestety bezskutecznie. Stąd moje pytanie: czy ja tak wiele wymagam? Wiem, że nie można kogoś zmienić na siłę, ale jednak coś nas łączy i zbliża do siebie, dlaczego więc jest tak źle? Dlaczego chcę się z nim spotykać, a jak już dochodzi do spotkania to jestem rozczarowana?
Ogółem rzecz biorąc każdy facet jest inny, ale cechuje ich kilka pewnych, wspólnych zachowań. Mam tu na myśli prostota, czasem roztargnienie, brak logicznego myślenia, nie przejmowanie się problemami, zamknięcie w sobie, jeśli chodzi o uczucia, zwykle boją się otwarcie o nich mówić. Tylko, że w związku powinno wyglądać to nieco inaczej, a ja mam wrażenie, że mój chłopak jest zbyt tajemniczy.
W mojej duszy są pewne niepozamykane tematy, nierozwiązane problemy, oczekuje może nie tyle pomocy, bo wiem, że do pewnych rzeczy potrzeba jeszcze i czasu, i ludzi, ale będąc w związku uważam, że to normalne, że potrzebuje wsparcia, pocieszenia i otuchy, którego nie dostaję, czuję się bardzo samotna. Zamiast tego, gdy ja jestem smutna mój chłopak staje się bezradny, wycofany, milczy, nie wie do tego stopnia co zrobić (po trzech latach), że ja wpadam w złość, jestem wściekła na niego. Wiem, że nie powinnam się wyżywać i pracuję nad tym, ale w sytuacji gdy to ja jestem smutna, on powinien mnie pocieszać, a nie ja jego, bo nagle i jemu zaczęło być przykro... Jak gdzieś jesteśmy i jest wesoło, to jest ok, ale gdy mam gorszy dzień, chce mi się płakać, to ów chłopak chce uciec. Uważa, że ten związek nie ma przyszłości, że nie powinniśmy być razem, że go ranię, że wyżywam się na nim, że negatywne emocje przelewam na niego - czy to normalne zachowanie?
Zastanawiam się jak można zmienić tę relację na lepsze i czy to w ogóle może nastąpić? Nie chcę już dalej się denerwować. W takim związku czuję się jak z przyjacielem a nie z partnerem, chociaż może nie do końca jak z przyjacielem, przyjaciel pomaga, pociesza... nawet nie mogę zdefiniować tej relacji, bo również nie chodzi o seks. Zależy mi na nim, ale brakuje tego czegoś... Może naoglądam się zbyt wielu komedii romantycznych. Nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić, jest mi bardzo trudno.
Od trzech lat jestem w związku z chłopakiem, z którym się przyjaźniłam i nie chciałam wchodzić w głębszą relację, jednak stało się tak dlatego, że byłam już jakiś czas sama, i potrzebowałam czułości... Głupio postąpiłam, wiem, tkwię w tym trochę za długo. Jednakże zależało mi na nim i dalej zależy. Czasem wydawało mi się, że jest to coś więcej, a czasem, że brakuje tego czegoś, zrywałam z nim kilka razy, ale on nie potrafił tego zaakceptować, nawet płakał, starał się o mnie. Niestety ja jestem bardzo wrażliwa na płacz i na krzywdę innych, paradoksalnie wiem, że będąc z nim krzywdzę go bardziej, ale ciężko jest mi go tak zostawić. Zwłaszcza, że poza nim moje grono znajomych jest niewielkie i zwyczajnie brakuje mi kogoś z kim mogę się spotkać, a on jest dla mnie zawsze dostępny i chętny na spotkanie
Zastanawiam się nad tym czy gdyby on był większym romantykiem, dawałby mi częściej kwiaty itp. rzeczy robił to czy nasza relacja nie uległaby polepszeniu? Rozmawiałam z nim wiele razy jakie mam oczekiwania wobec niego, ale niestety bezskutecznie. Stąd moje pytanie: czy ja tak wiele wymagam? Wiem, że nie można kogoś zmienić na siłę, ale jednak coś nas łączy i zbliża do siebie, dlaczego więc jest tak źle? Dlaczego chcę się z nim spotykać, a jak już dochodzi do spotkania to jestem rozczarowana?
Ogółem rzecz biorąc każdy facet jest inny, ale cechuje ich kilka pewnych, wspólnych zachowań. Mam tu na myśli prostota, czasem roztargnienie, brak logicznego myślenia, nie przejmowanie się problemami, zamknięcie w sobie, jeśli chodzi o uczucia, zwykle boją się otwarcie o nich mówić. Tylko, że w związku powinno wyglądać to nieco inaczej, a ja mam wrażenie, że mój chłopak jest zbyt tajemniczy.
W mojej duszy są pewne niepozamykane tematy, nierozwiązane problemy, oczekuje może nie tyle pomocy, bo wiem, że do pewnych rzeczy potrzeba jeszcze i czasu, i ludzi, ale będąc w związku uważam, że to normalne, że potrzebuje wsparcia, pocieszenia i otuchy, którego nie dostaję, czuję się bardzo samotna. Zamiast tego, gdy ja jestem smutna mój chłopak staje się bezradny, wycofany, milczy, nie wie do tego stopnia co zrobić (po trzech latach), że ja wpadam w złość, jestem wściekła na niego. Wiem, że nie powinnam się wyżywać i pracuję nad tym, ale w sytuacji gdy to ja jestem smutna, on powinien mnie pocieszać, a nie ja jego, bo nagle i jemu zaczęło być przykro... Jak gdzieś jesteśmy i jest wesoło, to jest ok, ale gdy mam gorszy dzień, chce mi się płakać, to ów chłopak chce uciec. Uważa, że ten związek nie ma przyszłości, że nie powinniśmy być razem, że go ranię, że wyżywam się na nim, że negatywne emocje przelewam na niego - czy to normalne zachowanie?
Zastanawiam się jak można zmienić tę relację na lepsze i czy to w ogóle może nastąpić? Nie chcę już dalej się denerwować. W takim związku czuję się jak z przyjacielem a nie z partnerem, chociaż może nie do końca jak z przyjacielem, przyjaciel pomaga, pociesza... nawet nie mogę zdefiniować tej relacji, bo również nie chodzi o seks. Zależy mi na nim, ale brakuje tego czegoś... Może naoglądam się zbyt wielu komedii romantycznych. Nie wiem co mam z tym wszystkim zrobić, jest mi bardzo trudno.