Ach, jak ja kocham twórczość Pratcheta.
k: Jedne z najlepszych książek, jakie miałam okazję czytać, to właśnie te z serii "Świat Dysku". Nie przepadam tylko za tymi z Akwilą, czyli "Wolni Ciutludzie" i "Kapelusz pełen nieba". Jakieś takie dziwne... Przypominają mi "Alicję w Krainie Czarów" i "Alicję po drugiej stronie lustra". Alicji z reguły nie trawię... Chociaż może to co wyszło z biednej panny Dokuczliwej to wina innej tłumaczki...
Najbardziej podoba mi się z ogólnego kształtu całej serii ŚD to, że jest bardzo, hm... interesująca pod względem religijnym. Idea, że wszyscy bogowie istnieją i są silni w zależności od liczby wyznawców bardzo mi się spodobała i przyjęłam ją do serca (ba... no i teraz się męcz dziewczyno, czy iść do tego bierzmowania...).
Jeśli chodzi o "głównych" bohaterów, to na początku lubiłam bardzo Rincewinda, ale po jakimś czasie stał się bardzo męczący. Teraz przerzuciłam się raczej na Vimesa Straż to coś, co lubię (stare czasy, kiedy mama czytała mi po raz pierwszy "Na glinianych nogach"...). No i oczywiście jest jeszcze Vetinari. Stary ale jary.
Mam nadzieję, że jeszcze dłuuugo będzie rządził w Ankh-Morpork. Sto lat dla naszego patrycjusza!
Bohaterowie epizodyczni... Tutaj zdecydowanie wysuwają się na czoło wampirki (aaach, ten Vlad...) i Colin z "Czarodzicielstwa". Czekam na przetłumaczenie następnego tomu, gdzie pojawią się wampiry! Mam nadzieję, że Vladzik się jeszcze kiedyś pojawi. (wiem, że jestem dziwna, ale on pasowałby mi jakoś do Susan... khe, khe :sexy: )
A przecież "Świat Dysku" to wcale nie wszystko. Czytałam jeszcze inną książkę, tworzoną nie tylko przez Pratcheta, ale też przez Neila Gaimana - "Dobry Omen". Crowley i Azirafal wymiatają. Sama nie wiem już, którego wolę.