Za dowód że Bóg istnieje można uznać opętanie przez Szatana.
http://egzorcyzmy.prv.pl/
Ta osoba ma .
Niechęć do sacrum, w tym:
Awersja wobec Boga, osób wierzących i duchownych (kapłanów, sióstr zakonnych).
Agresywne zachowania na tle religijnym i społecznym, nerwowe reakcje na czyjąś pobożność, praktyki duchowe i modlitwy (szczególnie za osobę dręczoną).
Niechęć, niemożność przystępowania do sakramentów, uczestniczenia we Mszy św., nabożeństwach.
Dziwne zachowania w czasie jedzenia pobłogosławionych posiłków (np. trudność spożycia posiłku z dodaną wodą święconą), także niechęć do noszenia poświęconej odzieży lub ubrań z wszytym poświęconym medalikiem.
Wstręt do sakramentaliów (błogosławieństwa, wody święconej, medalików i przedmiotów poświęconych, także wizerunków świętych postaci); nerwowe reakcje albo sztywnienie na dotknięcie relikwią świętego, poświęconym medalikiem. szkaplerzem; wstręt do krzyża, znieważanie rzeczy poświęconych, kościołów.
2. Na płaszczyźnie psychicznej i dotyczące zdrowia
Nagłe zmiany zachowań, trwałe zaniedbywanie się w obowiązkach, zmiana osobowości.
Depresja, utrzymujące się złe samopoczucie, próby samobójcze, samookaleczenia.
Zboczenie płciowe i perwersje seksualne.
Zdolności paranormalne, jasnowidztwo, znajomość spraw ukrytych, mówienie nieznanymi językami (których zniewolona osoba nigdy się nie uczyła).
Zakłócenia zdrowia szczególnie bóle głowy, żołądka, pleców, ścisk gardła, które nie daje się zdiagnozować ani wyleczyć.
Nadzwyczajna siła, szatańskie, okultystyczne symbole na ciele występujące podczas modlitwy, wypluwanie z ust (materializacja) przedmiotów związanych np. z magią.
3. Zjawiska w otoczeniu
Opresje - niewyjaśnione zjawiska, odgłosy pukania, słyszalne kroki, przemieszczanie się, pojawianie i znikanie przedmiotów, samoczynne otwieranie drzwi i okien, zjawiska typu poltergeist (tzw. duch-psotnik).
Zachowanie zwierząt domowych jakby wyczuwały czyjąś obecność (np. wpatrywanie się w jedno miejsce, ucieczka w przerażeniu).
Znajdowanie przedmiotów - niekiedy w poduszkach, materacach osób opętanych odnajduje się dziwne przedmioty, np. laleczki, figurki zwierząt lub ludzi, bryłki zakrzepniętej krwi, kosmyki włosów, odłamki metalu lub drewna które mogą świadczyć o odprawieniu guseł czy innych form czarów.
kultyzm, spirytyzm
Autor: Marlena
Mam na imię Marlena i 26 lata. Wychowałam się w domu w którym nie wierzyło się w sakramenty Św oraz posługę księdza – moi rodzice nie posiadają ślubu kościelnego. W szkole podstawowej i średniej byłam osobą, która nie szanowała katechetów: dogryzałam im i maksymalnie przeszkadzałam w prowadzeniu lekcji. W Boga wierzyłam ale po swojemu i na swoich warunkach, kiedy się modliłam Bóg wysłuchiwał moich modlitw, czytałam Biblie i dowolnie to interpretowałam
Uwierzyłam, że jestem tak „mocna „ w Bogu, iż nic nie może mi zaszkodzić ,poznałam ludzi którzy pasjonowali się spirytyzmem magią itd. wzięłam udział w seansie spirytystycznym – przecież nic MI nie może się stać – myślałam. Na seansie było strasznie: usłyszałam słowa "Marlena szatan cię kocha" przeraziłam się zostałam uspokojona przez medium ale to chyba było powodem dlaczego parę miesięcy po tym uklękłam i zaczęłam się modlić do diabła. Moi znajomi tak robili i mówili że diabeł wysłuchuje każdą modlitwę więc ja poprosiłam żeby mnie ktoś pokochał - poprosiłam o miłość. Do Boga nie poszłam... w sumie sama nie wiem dlaczego ( w moim domu wszystko się w tedy sypało mama popadała w alkoholizm zresztą w nie długim czasie była już na dnie... ograniczone prawa rodzicielskie awantury interwencje policji w domu doświadczyłam z siostrą przemocy od obojga rodziców ,ojciec próbując wychować” na ludzi” popadł w despotyzm byłam bita za wszystko za nie odłożony długopis za to że za mało się uśmiecham że śniadanie za wolno jem że się nie modlę itd. ).
Po seansie działo się dużo złych, nadprzyrodzonych rzeczy. W tym czasie nieszczęśliwie się zakochałam i trwałam w tym ponad 4 lata- zaczęłam stosować magię , wciągnęła mnie astrologia, numerologia, tarot wszystkie wróżby: bioenergoterapia, kehuni i wszystko co obiecywało w sobie siłę i pomoc szczęście potęga podświadomości itp... efekt był taki że popadałam w coraz większą depresje targnęłam się na swoje życie i samobójstwo było nie odłączne w mojej głowie zaczęłam brać narkotyki. Po obejrzeniu programu „Ewangelia Jakuba” przestałam wierzyć w Jezusa potem przyszła wiara w reinkarnacje, a we mnie coraz większa rozpacz i beznadzieja . Wielkanoc 2003 miałam w nosie a kiedy się skończyła odczułam pustkę którą sobie wytłumaczyłam że to pustka po tradycji.Pewnej nocy w połowie marca 2004 miałam chyba jakieś załamanie nerwowe. Krzyczałam do Boga- jakiegokolwiek,(Budda, Mahomet Boga jako energie itp. Tylko Jezusa nie brałam pod uwagę bo miałam go za człowieka który żył 2000 lat temu) że jest sadystą skoro pozwala mi istnieć i że sam nie wie co to znaczy ból i takie tam...żądałam żeby pokazał mi kim jest żeby pokazał mi swoją Twarz... i wiecie co Bóg mi odpowiedział i nie był to Budda i nie był to Mahomet i żaden inny bóg słońca też nie bo nie mam boga słońca jest tylko Jeden Bóg w Trzech Osobach odpowiedział mi Jezus Ten którego najmniej się spodziewałam! I to już...
Na drugi dzień „przypadkiem „ trafiłam do kina na film „
asja” zachowywałam się tam wulgarnie ale to właśnie tam Duch Święty mnie „dotknął” nie potrafię tego opisać ale przestałam mieć wątpliwości kim jest Jezus uwierzyłam w Niego na nowo w swoim sercu uznałam jego śmierć na krzyżu za mnie. Zrozumiałam, że moje grzechy go krzywdzą a nie On mnie; postanowiłam na Wielkanoc iść do kościoła. Poszłam ale sprawa nie była taka prosta: diabeł zaczął walczyć tzn. zaczęły się przykre doświadczenia widziałam ludzi w kościele i nie tylko z powykrzywianymi twarzami miałam okropne stany lękowe, autobus który jechał po ulicy dla mnie jechał po chodniku- centralnie na mnie. Mówiłam bluźnierstwa których nie chciałam mówić o mało nie wyplułam Komuni Św (po spowiedzi) nie mogłam spać czułam się w nocy jak ofiara psychopaty wrażenie przemocy fizycznej bycia krojonym na żywca i takie itp. Gotując objazd złapałam się na tym że wbijam sobie nóż w brzuch i wiele innych...
Dziś ufam Bogu doświadczyłam jego sakramentów i wierzę w nie. Wierzę że Bóg wysłuchuje moich modlitw - doświadczam tego. Tylko Bóg! Każdego dnia poznaję Go poprzez Pismo Święte oraz doświadczenie na modlitwie w codziennych relacjach z Jezusem: zapraszam Go do każdej dziedziny mojego życia i relacji z ludźmi. Bóg uzdrowił moje relacje z rodzicami i moje zranienia wybaczyłam rodzicom i utrzymuje z nimi relacje pomimo, tego ze mnie kiedyś krzywdzili
Od kiedy jestem z Bogiem każdy dzień jest dla mnie ważny, jest darem, z którego potrafię się cieszyć. Zaakceptowałam samą siebie. Swoja osobowość, wygląd. Bóg uwolnił mnie od brania narkotyków i depresji. Dzięki modlitwie nie czuje pustki wewnętrznej, czuje się szczęśliwa. Nadal mam czasem problemy, ale teraz wiem ze najważniejsza osoba na która mogę liczyć jest sam Chrystus który zawsze wysłuchuje moich próśb, nie tylko tych dotyczących mnie i życia codziennego, ale również tych które można nazwać medycznymi cudami min. została wysłuchana modlitwa o uzdrowienie: z choroby nerek (był planowany przeszczep u dziecka 4 letniego) Uzdrowienie niemowlęcia z choroby która miała być nie wyleczalna, a polegała na tym że miała nie widzieć i nie słyszeć przez całe życie i wiele innych... bo dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.
Spotkałam przyjaciółkę na dobre i na złe.
Natomiast we wrześniu (2008) wychodzę za mąż za mężczyznę który tak jak ja oddał życie Bogu i żyje ewangelią.
Jestem szczęśliwa dostałam nowe życie! W którym się spełniam, w którym jestem wolna i kochana. Chwała Panu!
Wywoływanie duchów
Autor: Grażyna
Każdy kto choć raz wywoływał duchy, jest narażony na późniejszą ich ingerencje w swoim życiu... Ja zrobiłam to tylko raz, mając 17 lat wspólnie ze znajomymi postanowiliśmy "zabawić się" w wywoływanie duchów. Siedzieliśmy przy stole trzymaliśmy w charakterystyczny sposób ręce i każdy po kolei zaczął "przywoływać" ducha, znanego pisarza. Wówczas nikt nie miał pojęcia że to nie duch zmarłej osoby może przyjść ale po prostu szatan....I że to co robiliśmy jest grzechem ciężkim.
Każdy mówił formułkę okultystyczną wzywając duszę zmarłej osoby, jednak ku rozczarowaniu uczestników nic się nie działo... Już mieliśmy zrezygnować z tego "seansu" ale ja się uparłam, ze duch jednak do nas musi przyjść. Zaczęłam go wzywać kilka razy, prosząc o jakiś znak, jednocześnie wierzyłam ze mnie posłucha... I stało się. Nagle, choć wszystkie okna były pozamykane, zaczęły przesuwać się zasłony w jedną i drugą stronę i tak kilka razy.... Wszyscy byli wstrząśnięci i przerażeni, tylko ja byłam "dzielna" i "dumna" ze swojej "mocy". Uczestnicy zaczęli mnie prosić abym odwołała tego ducha, by sobie już poszedł. Zaczęłam więc zwracać się do niego z rozkazem aby już opuścił to miejsce. Zrobiła się cisza i zasłony już nie latały. Wszyscy byli przestraszeni, a ja śmiałam się z nich, czując wielką dumę, bo to przecież na mój znak ów duch się pojawił i na mój zniknął.
Potem w bardzo krótkim czasie zaczęłam odchodzić od Kościoła Katolickiego, przestałam się spowiadać, chodzić na Msze Św... Co więcej, z wiekiem zaczęłam coraz bardziej walczyć z religią, z katolicyzmem. Niby tak sama z siebie odeszłam od Kościoła, a jednak przyczyna tkwiła w tym seansie spirytystycznym. Wszyscy spirytyści są bowiem wrogami Kościoła katolickiego i ja do nich dołączyłam... W moim życiu było wiele zakrętów i kryzysów. Kiedy jednak po latach chciałam się nawrócić, zaczęły się gnębienia diabelskie... Co noc miałam straszne koszmary, zaczęłam mieć jakieś ponadnormalne zdolności. Często bolała mnie głowa.
Niestety pomimo mojego nawrócenia i życia sakramentami koszmary i bóle głowy wciąż mnie męczyły... Zdałam sobie sprawę, że konieczna będzie wizyta u egzorcysty. Już wcześniej ksiądz spowiednik o tym poinformował mnie, że wywołany zły duch może stać za koszmarami i bólem głowy. Nie musze mówić, ze na sama myśl o egzorcyście zły robił wszystko abym tylko do niego nie trafiła. Odkładałam to ile mogłam. Wmawiałam najbliższym, ze już jest dobrze, że nie potrzebuje księdza egzorcysty... W końcu poddałam się, bo stan mój się pogarszał, bałam się zasypiać nawet.
Przed modlitwą o uwolnienie ksiądz wypytał mnie o przyczyny i powiedział, ze wywoływanie duchów jest bardzo niebezpieczne, że może np. powodować właśnie koszmary, bóle głowy i brzucha. Że nawet jeden seans, wiele lat temu odprawiony wystarczy by do końca życia szatan dręczył człowieka, a odejścia od Kościoła są w takich wypadkach czymś wprost nieuniknionym. Po długiej modlitwie poczułam się lepiej, jednak ksiądz umówił się ze mną na następną modlitwę. Często nie wystarcza jedna wizyta i kapłan musi skontrolować, jak się sprawy mają, czy jest polepszenie stanu, czy zły duch już odszedł. U mnie po kilku dniach nastąpiła duża poprawa, skończyły się bóle głowy! Koszmary stały się mniej uciążliwe, nie boję się ich już, nie mają takiej siły destrukcyjnej, wreszcie mogę spać spokojnie i budzę się wyspana.
Buddyzm, samoleczenie, New Age
Autor: Zdzisław
...I oto pewnego letniego popołudnia 2001 r. nastąpił krach. Jakaś nieznana siła owładnęła mną zupełnie, spychając mą wolę i świadomość całkowicie na bok. Wpadłem w przerażenie, że nie panuję nie tylko nad własnym ciałem ale i umysłem. Wcześniej, gdy jako buddysta (okultysta) zbliżałem się do jakiś świątyni katolickiej, w mojej głowie rozbrzmiewały przekleństwa i gniew.
Na imię mam Zdzisław. Księdza Adama poznałem 7 lat temu, w czasie, gdy zaczęło się dziać ze mną coś niewytłumaczalnego. Byłem wtedy buddystą, który od 1999 r. silnie praktykował buddyjskie nauki tybetańskie (tantryczne) i inicjacje. Zaczęło się całkiem niewinnie. Odkąd sięgam pamięcią, żyłem w depresji i niskiej samoocenie. Nie była to jeszcze depresja w klinicznym tego słowa znaczeniu,ale jej początki. Rodzice wychowywali mnie surowo, nierzadko przy pomocy kabla, paska lub innego narzędzia "kary". Chodziłem do kościoła, bo Boga widziałem jako sędziego, który wyda wyrok, jeśli go zawiodę. Bałem się więc nie tylko ludzi, ale i Boga. Kochałem Go, ale zbyt słabo. Przekonałem się o tym, gdy na 3 roku studiów dziennikarskich we Wrocławiu ból wewnętrzny osiągnął punkt krytyczny. Potrzebowałem pomocy i silnego wsparcia. Psycholog mnie rozczarował, a inni mnie nie rozumieli. Pojawiła się po raz pierwszy w moim życiu chęć spróbowania alternatywnego sposobu leczenia, chociaż od urodzenia byłem racjonalistą. Ból jednak osłabił mój opór wobec praktyk pozarozumowych. Zgłosiłem się do hipnotyzera, który stwierdził brak spokoju wewnętrznego spowodowany niską samooceną. Był to lekarz neurolog, który wykorzystywał też akupunkturę i hipnozę w swej pracy. Zaufałem mu i poddałem się zabiegom. Efekt by znikomy, lecz po rozmowach z nim wyniosłem przekonanie, że to dopiero początek drogi ku samo uzdrowieniu.
Zapomniałem o tym na jakiś czas, rzucając się w wir życia studenckiego. Jednak ból wewnętrzny nie cichł, lecz się potęgował. Doszło do tego, że bałem się wychodzić z domu, a każde spotkanie z ludźmi było dla mnie męką. Rozpaczliwie szukałem wyjścia z tej przygniatającej mnie sytuacji. I oto, jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki, pojawił się w moim życiu Marcin. Miał 25 lat i wszystko to o czym marzyłem. Spokój, pewność siebie, łatwości rozmowy i silny wpływ na innych- to cechy, które pasowały do niego. Powiedział, że medytuje i to nie sam, lecz z grupką przyjaciół. "
o co?" - spytałem. " By pozbyć się lęków i zahamowań!' - odpowiedział.. " Spróbuj, nie wierz tylko w moje słowa, sam się przekonaj".... Byłem wręcz oczarowany. Tak zetknąłem się z buddyzmem i całą gamą praktyk New Age. Medytowałem po kilka godzin dziennie, jadąc tramwajem odmawiałem mantry, jedząc ofiarowywałem pokarm bóstwom buddyjskim, spiąć ćwiczyłem jogę snu, a rozmawiając z ludźmi ćwiczyłem zdolności parapsychiczne, bawiąc się ich uczuciami. Szybko się uczyłem i szybko postępowałem na drodze okultyzmu. Pojawiły się w mym ciele przyjemne doznania, umysł pracował dla mnie na najwyższych obrotach. Bez trudu zdobywałem piątki na uczelni, pojawili się przyjaciele a dziewczyny były mną zauroczone. Korzystałem z życia, zapominając o wcześniejszych lękach i obawach. Rozpierała mnie energia, a świat był kolorowy i pełen zabawy. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Otóż pod tym całym bagażem przyjemnych doświadczeń czułem pustkę w sercu. Odszedłem od Kościoła a Chrystusa zrównałem z innymi mistrzami duchowymi. Zapomniałem o Bogu. Lecz nie tylko o Nim. Także o szatanie.
I oto pewnego letniego popołudnia 2001 r. nastąpił krach. Jakaś nieznana siła owładnęła mną zupełnie, spychając mą wolę i świadomość całkowicie na bok. Wpadłem w przerażenie, że nie panuję nie tylko nad własnym ciałem ale i umysłem. Wcześniej, gdy jako buddysta (okultysta) zbliżałem się do jakiś świątyni katolickiej, w mojej głowie rozbrzmiewały przekleństwa i gniew. Tłumaczyłem to sobie że po prostu nie uwolniłem się całkowicie od "skostniałego kościoła i jego nauk", stąd jakieś karmiczne pozostałości. Lecz to co teraz zacząłem przezywać, nie dało się porównać z niczym innym. Gniew, złość, strach, ból fizyczny( czułem się tak, jakby ktoś zaciskał niewidzialną rękę na mym gardle a ciało włożył w ciasną obręcz) i psychiczny. Nikt nie potrafił mi pomóc ani nawet wyjaśnić przyczyny takiego stanu rzeczy. Trafiłem do Szpitala psychiatrycznego. I tam po raz pierwszy ktoś mi powiedział, że być może to nie choroba, lecz opętanie. Był nim pewien ksiądz, który odprawiał mszę w kaplicy szpitalnej. Okazało się, że pracował na misjach w Afryce i tam zetknął sie z przypadkami opętania ludzi pod wpływem praktykowania czarów. Nie wierzyłem w to, ale nie miałem innego wyjścia- zaufałem mu. Poradził mi, bym po leczeniu udał się do egzorcysty. Był nim ks. Adam.
Po pierwszym egzorcyzmie nie tylko nie odczułem ulgi, ale było wręcz gorzej. Ks. Adam stwierdził, że potrzebna mi będzie jeszcze niejedna wizyta, by odwrócić zło, na które przystałem. Podczas kolejnych egzorcyzmów szatan się ujawnił. Poczułem, jak tracę kontrole nad swoim ciałem. Przez moje usta zaczął przemawiać nieznany mi głos, który obrzucił ks. Adama stekiem wyzwisk a mnie nazwał "głupcem, który na zawsze będzie mój!". Z czasem, z biegiem lat, zaczął ów zły duch, który mnie dręczył, słabnąć. Ks. Adam nie odmówił mi swej pomocy, modląc się za mnie a nawet raz zachęcił mnie do dania świadectwa w moc Jezusa przed uczniami z Sycowskiej parafii. Nadal jeździłem do niego na egzorcyzmy. Było coraz lepiej, lecz działo się to wolno, stopniowo i latami. Wszedłem bowiem w coś, czego do końca nie rozumiałem. Pod wpływem księdza zarzuciłem wiarę w reinkarnację a także porzuciłem wszelkie magiczne praktyki, jakim nawet w chorobie i opętaniu się oddawałem. Dotarło do mnie, że to Bóg jest Mocą i Miłością uzdrawiającą, a za okultyzmem kryje się po prostu szatan. Bywało, że codziennie dzwoniłem do księdza Adama wieczorem, a on odprawiał nade mną egzorcyzm - cały! Raz nawet przebył 160 km, by się ze mną spotkać i odprawić egzorcyzm! Pod wpływem jego modlitw odczułem przypływ sił i ulgę w cierpieniach duchowych i fizycznych. Odrodziła się we mnie moralność chrześcijańska.
Przez tyle lat, od 2001 r. do dzisiaj, ksiądz Adam nigdy nie odmówił mi swojej pomocy, choć zgłasza się do niego tyle osób z problemami, po których wizycie ma prawo być zmęczony. Jest moim specjalnym kierownikiem duchowym, którego rady niejednokrotnie pomogły uchronić mnie od błędu powrotu do dawnego życia. Modlę się za niego i czuję głęboką wdzięczność wobec Boga, że dał mi takiego światłego i przede wszystkim cierpliwego kapłana. Teraz żyję innym życiem. Przyjąłem z powrotem Jezusa za swego Boga jedynego Zbawcę, chodzę do komunii nie tylko w niedzielę ale i w powszednie dni. Oddałem się tez kilkakrotnie Bogu w coroczne Święto Miłosierdzia Bożego. I nadal idę do Boga, chociaż teraz mam Go już swym sercu, głosząc jak mogę, Jego nieskończoną dobroć.Wiem, że bez pomocy ludzi takich jak ks. Adam prawdopodobnie dziś już bym nie żył. Ale czarne myśli prysnęły i teraz został mi skarb mego życia- Bóg. Jest to zaledwie zarys, cząstka tego, co przeżyłem, lecz wierzę, że Ty, Drogi Czytelniku, skorzystasz z moich błędów i grzechów, nie popełniając ich. Tak naprawdę istnieje tylko Dobro i Zło. Bóg i szatan. Tylko jeden z nich daje szczęście nieprzemijające i wieczną Wolność. Wybieraj!