jak ktoś obcy mnie zaczepia i ma do mnie jakieś wąty - to zwyczajnie olewam lub ewentualnie reaguję śmiechem. Czasem odpowiadam słowami typu "sorry, ale nie zniżę sie do twojego poziomu..." - i nic więcej. Dalej idę przed siebie. W końcu... jak obca osoba może mnie oceniać - skoro mnie w ogóle nie zna.
Była sytuacja, kiedy chłopak mojej koleżanki zaczepił mnie na środku miasta i zaczął mnie wyklinać i się na mnie wydzierać... Ja jestem osobą, która rzadko podnosi głos. On się darł w niebo głosy a ja do niego tak spokojnie jak do małego dziecka z uśmiechem na twarzy "Tomuś, ale czemu tak myślisz? I nie denerwuj się... wdech i wydech..." Koleś nie wytrzymał i przestał. O mało co się nie popłakał. Wszyscy patrzyli się na nas. Głupio się czułam, bo ludzie usłyszeli parę brzydkich wyzwisk pod moim adresem - ale efekt był taki, że wszyscy patrzyli się na niego... jak by czegoś było mu brak (np mózgu)
W domu u mnie jest tragedia... Moja siostra starsza uważa się za najwspanialszą osobę pod słonkiem. Skutkiem ubocznym tego jest to, że zawsze ja jestem "gupia". Olewam to... jej opinia na mój temat jest dla mnie tak ważna że ohhh. :lol:
Najgorsze jest to... że ta siostra mnie nienawidzi i cały czas jest zazdrosna o byle g*wno. Robi wszystko żeby mnie przed każdym upokorzyć i ztłamsić. Mojej matce ciągle nagaduje, że się wożę z nie wiadomo kim i nie wiadomo co robię... Moja mamusia jest choleryczką, więc jej reakcja jest tragiczna. Nawet się nie zastanowi, czy to jest możliwe. Drze się na mnie. Wyklina mnie... a to jednak boli. Usłyszeć takie słowa z ust własnej matki - nie życzę nikomu. Teraz nigdzie nie wychodzę. Siedzę całymi dniami w domu.
W ogóle jestem w domu traktowana jak jakaś najgorsza z najgorszych... choć ostatnio się poprawiło.
Nawet dziś zginęło matce 250 zł. Jest nas w domu czworo. Ale wszyscy patrzą się na mnie - bo przecież ja nie pracuję. Często matka nerwy traciła, bo pieniądze znikały. Odkąd siora zaczęła pracować pieniądze leżały zawsze na swoim miejscu.
Ale... gdy byłam z nią sama powiedziała mi parę słów. Ale i tak mi nikt nie wierzy. Hyh..." no i co- teraz ja pracuję mam swoje pieniądze. Jak będą matce ginęły to z pewnością nikt na mnie nie spojrzy...bo mam swoje". I ta ironia w jej głosie.
Tyle razy ją za rękę łapałam - ale nikt mi nie wierzy.
Staram się nie wychodzić z pokoju. A jak z niego wychodzę - to od razu na podwórko.
Takich sytuacji jak powyżej w moim domku jest duuużo.
Efekt - 5 miesięcy w szpitalu psychiatrycznym na depresję 'S'...