Oj dziewczyno...jaka Ty jesteś naiwna.. Czekaj, ja Ci opowiem swoją historię, to może wyciągniesz z niej jakieś wnioski.
Była piękna wiosna 2007 roku. Maj. Ja 18 lat, On 21. Związek jak dotąd trwał 2 lata. Żyliśmy imprezami, marycha i feta na takich klubowych imprezach to standard. Ja mniej, on więcej. O wiele więcej. Kumple. Melanże. Kłamstwa. Dzieliły nas w końcu 62 kilometry, więc miał pole do popisu. Mimo to starał się, wiedziałam,że mnie kocha i że mu zależy. Z drugiej strony jednak byli kumple...
Koniec maja 2007r. Pierwsze objawy ciąży. Rozdrażnienie, gorączka, wymioty.
Czerwiec. Brak okresu.
Początek lipca - pierwszy test ciążowy ( negatywny). Pomyślałam ufff...to nie ciąża.
Dalej wymioty.
koniec lipca - drugi test ciążowy (pozytywny). Załamka. Rzuciłam w niego tym testem i pobiegłam do pokoju. Płakałam. W sumie to wyłam. Świat stanął na głowie, a przecież po wakacjach miala się zacząć klasa maturalna w LO.
Sierpień. 12 sierpnia. Wizyta u ginekologa. "Tak, ciąża. Zapraszam do USG. Oj, jaka duża dzidzia. 12 tydzień". Spojrzałam na monitor i nigdy nie zapomne tych maleńkich rączek uniesionych do góry
Mama w poczekalni: "I co Ci jest, Madziu? Wszystko ok?". Tak mamo, to jest Twój wnuk. Pokazałam jej zdjęcie z USG. Popłakała się. Lament po drodze do domu, bo co teraz będzie, ojciec Was pozabija, a ja chyba umrę jak pojedziesz rodzić.
Ja nie tego się bałam. Ja się bałam Jego reakcji...
Weszłyśmy do domu. W moim pokoju siedział Dawid.
"To nasze dziecko. Twoje dziecko" - podałam mu zdjęcie. Tato usłyszał i wyszedl na zewnątrz. Płakał, widzialam przez okno. Nie rozmawiał ze mną prawie dwa tygodnie, do czasu kiedy na siłę podsunęłam mu zdjęcie dzidzi. "Mój wnuk". Łzy w oczach.
A Dawid zapalił papierosa. Popatrzył na mnie, przytulił, powiedział "Jakoś to będzie Skarbie, nie matrw się".
Dodał mi otuchy ale bałam się co będzie.
Koniec sierpnia - stawiam sprawę jasno. Urodzę dziecko tak, czy inaczej. To od ciebie zależy czy podołasz obowiązkom i okażesz się odpowiedzialny.
ALBO JA, ALBO KUMPLE. WYBÓR JEST TYLKO TWÓJ.
wybrał.
27 października 2007r. - nasz ślub
Mieszkamy w domu jego śp. babci. Mamy wspaniałego 13-miesiącznego synka. Nie było mu łatwo nagle stać się odpowiedzialnym. A jest. Kocham go za to i dziękuję sobie, że wtedy postawiłam go przed wyborem - albo żona i dziecko albo imprezy i kumple. wiem, ten ślub był ryzykiem. Ale ja w Dawida wierzyłam. Wiedziałam, że da radę ( w sumie to nie dopuszczałam do siebie innej myśli). Bywały kłótnie i kryzysy. Z narkotyków niełatwo wyjść - potrzeba tutaj motywacji. Dla Dawida motywacją byłam ja i Bartuś
Dziś jest wspaniałym mężem i ojcem. Pracuje, dobrze zarabia, wspiera mnie i pomaga we wszystkim. Z dawnym życiem i kumplami nie ma kontaktu - bo na tym polegał ten trudny wybór. Aby mógł być ze mną, musiał zerwać z nimi kontakty całkowicie, inaczej bym tego nie widziała. Teraz jest pięknie. Maturę zdałam zaocznie i idę na studia. Z rokiem opóźnienia, ale to i tak dobrze!
Warto zaufać i dać szansę. Ale Twój mężczyzna musi tego chciać i dokonać poważnego wyboru. Jeśli wybierze kumpli, to jak najszybciej od niego uciekaj. Dla dzidzi. Maleństwo najważniejsze. Pzdr.