Dawid_speed87
Nowicjusz
Witam
Mam taką sytuację z dziewczyną, że nie wiem co zrobić. Wygląda to tak, że po raz pierwszy poznaliśmy się jakieś 2 lata temu, ja tam od razu byłem zakochany, no ale była w związku już, to tak przeszło mi trochę jak sie dowiedziałem, ale coś tam spotykaliśmy sie czasem i pisaliśmy, ale to stosunki typowo koleżeńskie, potem tak trochę kontakt się urwał, raczej pisaliśmy, bo wiecznie gdzieś wyjeżdżała. Ale już wtedy wyszło, że jesteśmy podobni do siebie.
Jakoś tak koło 3 miesięcy temu, w sumie ona napisała, bo dotychczas ja pisałem pierwszy i zaczęliśmy się tam coś spotykać i też pisać. Jakoś dowiedziałem się w między czasie, że już nie jest w związku od pewnego czasu, nie muszę chyba dodawać, że po tym fakcie, stwierdziłem, że muszę spróbować, bo chciałbym być z nią, nie sprawiała jakoś wrażenia, że przeżywa to jakoś bardzo, że już nie jest sama. Ale jakoś sprawa okazała się skomplikowana w sumie, tak spotkaliśmy się kilka razy, w sensie, żeby pogadać, i kilka razy na rower, bo to wspólna pasja z AZSu. Potem poszła do pracy i ciężko było się spotkać, bo tam też ona jak nie praca, to rower po pracy, a w weekendy zawody. Generalnie pracowała miesiąc tam, coś tam głównie pisaliśmy, spotkaliśmy się chyba ze 3,4 razy, bo wiecznie nie miała czasu, coś tam dowiedzieliśmy się więcej o sobie i wyszło, że bardzo jesteśmy podobni do siebie, ja się zakochałem w niej , ale mam jakieś kompleksy swoje, które przekładają się na nieśmiałość szczególnie w stosunku do ładnych dziewczyn. Coś się tam starałem ją, a to zaprosić gdzieś, ale jakoś nie chciała, jak już coś to na rower, bo ona to zawodów, no to wiecie żadna randka z tego, przynajmniej dla mnie. Jakoś po miesiącu wywalili ją z tej pracy, jakoś to przeżywała, bo że niby długo szukała i w sumie ją lubiła, no to stwierdziłem, ze może przez to coś się uda zbliżyć i ugrać, ale zbyt to przeżywała, ciężka sprawa była. Niby częściej spotykaliśmy się ale na ten rower, cieżko było się spotkac nie na rower, bo uciekła ze smutkami w ten rower, ale powiedziała mi tam coś na tych "rowerach" kiedyś, że cierpi na depresję, jakoś nie wiem, że się nawróciło czy jakoś tak. Ale to teraz dużo osób tak mówi, a tym bardziej nic po niej nie było widać, zawsze uśmiechnięta. ALe jakoś w tym czasie rozkminiałem, że już wisi mi to wszystko, nie zwracasz uwagi na mnie, że coś czuję do ciebie, nie chcesz, nie podobam Ci się etc. to i tak powiem ci, że się zakochałem, coś w tym stylu chciałem jej powiedzieć, ale nie na rowerze tylko spotkać się. I próbowałem się z nią ustawić, a on nic, ze treningi, że zawody. To ja już stwierdziłem, że już jej powiem w trakcie treningu, bo nie ma szans w inny normalny sposób. Bo mnie to już zbyt męczy, za często o niej myślę, a jak mówi klasyk:"...w nocy to się śpi, a nie myśli o kimś, kto macie w d****..." I to jakoś ustawiliśmy się przed weekendem, że poniedziałek. W tenże poniedziałek, cisza jak makiem zasiał, przez pół dnia, to myślę se, napisze, cisza do wieczora, potem tel wieczorem i ona dzwoni do mnie, żeby przyjechać ją zabrać ze szpitala z drżącym głosem, kurcze no przejąłem się, wsiadłem w auto i pojechałem, jak się okazało, jak dzwoniłem do niej na miejscu, że jest na toksykologii , no to nie wpuszczą mnie już. No to powiedziałem jej, ze odbiorę ją jutro, przyjadę po nią. No cóż okazało się, że zrobiła głupotę, zażyła jakiś prochów i wiecie. W tym samym dniu jeszcze ją odwiozłem na dworzec autobusowy, bo jechała do sibie do domu, jak sie okazało w rozmowie, to drugi raz to zrobiła już. To w sumie było około 4 tyg, ale już stwierdziłem, że w takim stanie nie ma co jej mówić o uczuciach, gadałem z kumplem o tym, bo nie mam z kim innym, niby wyszło, żeby sobie odpuścić, w sumie sam mam bardzo mieszane uczucia, z jednej strony to ją kocham, ona nie wie, albo nie zauważa, z drugiej strony, to nie wiem czy coś się jej nie pogorszy ze stanem psychicznym i nie pójdzie to jakoś w schizofrenie, bo znam takie przypadki z rodziny. A sprawa przez ostanie 2 tyg wygląda tak, ze odkąd wróciła od siebie to pisalsiamy ze sobą raczej i jakoś tak wyszły wieczory zwierzeń , jakoś ostatnio jest jej smutno, bo samotność doskwiera, że zdarza się jej płakać, mówiłem jej wczoraj nawet, że możę podejdę pocieszyć, wesprzeć, przytulić to była prawie 24, mówiła, ze pomogłoby, ale nie będzie mnie po nocach ciągać. Ustawiliśmy się na dziś, i kurcze nie wiem,chciałbym jej powiedzieć co do niej czuję, bo męczy mnie to trochę, a też wiedziałbym na czym stoje, czy jest szansa czy nie, nie wiem czy to dobry moment, bo ona chodzi też na terapię, niby zażywa coś na tą deprechę, no ale sam nie wiem lubi moje towarzystwo i poczucie humoru, bo mamy takie samo, ogólnie jesteśmy tak poobni, a nawet tacy sami w wieliu rzeczach do siebie, że to jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Sam nie wiem co robić, ze świecą taką szukać, ale obawiam się bo jest to jednak dziewczyna z problemami, ale zbyt często o niej myślę.
Mam taką sytuację z dziewczyną, że nie wiem co zrobić. Wygląda to tak, że po raz pierwszy poznaliśmy się jakieś 2 lata temu, ja tam od razu byłem zakochany, no ale była w związku już, to tak przeszło mi trochę jak sie dowiedziałem, ale coś tam spotykaliśmy sie czasem i pisaliśmy, ale to stosunki typowo koleżeńskie, potem tak trochę kontakt się urwał, raczej pisaliśmy, bo wiecznie gdzieś wyjeżdżała. Ale już wtedy wyszło, że jesteśmy podobni do siebie.
Jakoś tak koło 3 miesięcy temu, w sumie ona napisała, bo dotychczas ja pisałem pierwszy i zaczęliśmy się tam coś spotykać i też pisać. Jakoś dowiedziałem się w między czasie, że już nie jest w związku od pewnego czasu, nie muszę chyba dodawać, że po tym fakcie, stwierdziłem, że muszę spróbować, bo chciałbym być z nią, nie sprawiała jakoś wrażenia, że przeżywa to jakoś bardzo, że już nie jest sama. Ale jakoś sprawa okazała się skomplikowana w sumie, tak spotkaliśmy się kilka razy, w sensie, żeby pogadać, i kilka razy na rower, bo to wspólna pasja z AZSu. Potem poszła do pracy i ciężko było się spotkać, bo tam też ona jak nie praca, to rower po pracy, a w weekendy zawody. Generalnie pracowała miesiąc tam, coś tam głównie pisaliśmy, spotkaliśmy się chyba ze 3,4 razy, bo wiecznie nie miała czasu, coś tam dowiedzieliśmy się więcej o sobie i wyszło, że bardzo jesteśmy podobni do siebie, ja się zakochałem w niej , ale mam jakieś kompleksy swoje, które przekładają się na nieśmiałość szczególnie w stosunku do ładnych dziewczyn. Coś się tam starałem ją, a to zaprosić gdzieś, ale jakoś nie chciała, jak już coś to na rower, bo ona to zawodów, no to wiecie żadna randka z tego, przynajmniej dla mnie. Jakoś po miesiącu wywalili ją z tej pracy, jakoś to przeżywała, bo że niby długo szukała i w sumie ją lubiła, no to stwierdziłem, ze może przez to coś się uda zbliżyć i ugrać, ale zbyt to przeżywała, ciężka sprawa była. Niby częściej spotykaliśmy się ale na ten rower, cieżko było się spotkac nie na rower, bo uciekła ze smutkami w ten rower, ale powiedziała mi tam coś na tych "rowerach" kiedyś, że cierpi na depresję, jakoś nie wiem, że się nawróciło czy jakoś tak. Ale to teraz dużo osób tak mówi, a tym bardziej nic po niej nie było widać, zawsze uśmiechnięta. ALe jakoś w tym czasie rozkminiałem, że już wisi mi to wszystko, nie zwracasz uwagi na mnie, że coś czuję do ciebie, nie chcesz, nie podobam Ci się etc. to i tak powiem ci, że się zakochałem, coś w tym stylu chciałem jej powiedzieć, ale nie na rowerze tylko spotkać się. I próbowałem się z nią ustawić, a on nic, ze treningi, że zawody. To ja już stwierdziłem, że już jej powiem w trakcie treningu, bo nie ma szans w inny normalny sposób. Bo mnie to już zbyt męczy, za często o niej myślę, a jak mówi klasyk:"...w nocy to się śpi, a nie myśli o kimś, kto macie w d****..." I to jakoś ustawiliśmy się przed weekendem, że poniedziałek. W tenże poniedziałek, cisza jak makiem zasiał, przez pół dnia, to myślę se, napisze, cisza do wieczora, potem tel wieczorem i ona dzwoni do mnie, żeby przyjechać ją zabrać ze szpitala z drżącym głosem, kurcze no przejąłem się, wsiadłem w auto i pojechałem, jak się okazało, jak dzwoniłem do niej na miejscu, że jest na toksykologii , no to nie wpuszczą mnie już. No to powiedziałem jej, ze odbiorę ją jutro, przyjadę po nią. No cóż okazało się, że zrobiła głupotę, zażyła jakiś prochów i wiecie. W tym samym dniu jeszcze ją odwiozłem na dworzec autobusowy, bo jechała do sibie do domu, jak sie okazało w rozmowie, to drugi raz to zrobiła już. To w sumie było około 4 tyg, ale już stwierdziłem, że w takim stanie nie ma co jej mówić o uczuciach, gadałem z kumplem o tym, bo nie mam z kim innym, niby wyszło, żeby sobie odpuścić, w sumie sam mam bardzo mieszane uczucia, z jednej strony to ją kocham, ona nie wie, albo nie zauważa, z drugiej strony, to nie wiem czy coś się jej nie pogorszy ze stanem psychicznym i nie pójdzie to jakoś w schizofrenie, bo znam takie przypadki z rodziny. A sprawa przez ostanie 2 tyg wygląda tak, ze odkąd wróciła od siebie to pisalsiamy ze sobą raczej i jakoś tak wyszły wieczory zwierzeń , jakoś ostatnio jest jej smutno, bo samotność doskwiera, że zdarza się jej płakać, mówiłem jej wczoraj nawet, że możę podejdę pocieszyć, wesprzeć, przytulić to była prawie 24, mówiła, ze pomogłoby, ale nie będzie mnie po nocach ciągać. Ustawiliśmy się na dziś, i kurcze nie wiem,chciałbym jej powiedzieć co do niej czuję, bo męczy mnie to trochę, a też wiedziałbym na czym stoje, czy jest szansa czy nie, nie wiem czy to dobry moment, bo ona chodzi też na terapię, niby zażywa coś na tą deprechę, no ale sam nie wiem lubi moje towarzystwo i poczucie humoru, bo mamy takie samo, ogólnie jesteśmy tak poobni, a nawet tacy sami w wieliu rzeczach do siebie, że to jest zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Sam nie wiem co robić, ze świecą taką szukać, ale obawiam się bo jest to jednak dziewczyna z problemami, ale zbyt często o niej myślę.