nie wiem co robić

braksił

Nowicjusz
Dołączył
25 Wrzesień 2011
Posty
1
Punkty reakcji
0
wylałam juz tyle łez, nie mam komu tego powiedzieć... jestem z mężem prawie od 2 lat, na poczatku było idealnie, z czasem mąz zaczął wychodzić, stałam się "słomianą wdową" na pół etatu że tak powiem. wiecznie w pracy po pracy trzba odpoczac z kolegami i tak do poznych godzin nocnych, nawet nnie wiem kiedy wraca... do tego doszło poniżanie, ciągłe pretensje, o to że obiad nie na czas, o tże samochód zgasł pzypadkowo na skrzyżowaniu... ciągle jestem idiotką do niczego się nie nadaje... mimo ze go kocham, tyle razy próbowałam odejśc, jednak nie mam dokąd, jestem od męża uzależniona finansowo, mamy dziecko, ja studiuję, nie mam nawet grosza swojego. kiedy chcę rozmawiać o tym co się dzieje, jak bardzo mnie to boli, odnoszę wrażenie, że on tego nie słucha, uważa chyba że żartuję... kiedy zaczynam się pakowac i wychodze z dzieckiem z domu, udaje że nie widzi a za jakiś czas dzwoni i jakby nic sie nie stało pyta kiedy bede. mamy wspolnego przyjaviela ktry tez probowal cos zaradzic, ale maz tlumaczy mu ze kocha rodzine i nigdy w zyciu by nie pozwolil zeby sie rozpadla... moze to glupie, może ktoś to widzi obiektywnie i powie jaka jestem idiotka ale nie wiem co mam robić, czy dalej próbować wpłynac na niego ratować to wszystko czy przecierpiec i dac sobie siana z tym małżeństwem....
 

Soul_Pinata

Nowicjusz
Dołączył
24 Wrzesień 2011
Posty
16
Punkty reakcji
0
Miasto
wilgotna szczelina w murze na ulicy Sezamkowej
Hakuna matata. Jak masz gdzie pójść (rodzina/przyjaciel(tylko Twój)) to uciekaj z dzieciakiem. Nie ma sensu przedłużać toksycznego związku. Jak nie masz to po prostu ogień zwalcz ogniem. Zorganizuj sobie życie towarzyskie, niech zobaczy, że też możesz iść pobajerować d*py. Zacznij czerpać z życia, skończ studia, a dziecko oddaj do adopcji, chyba, że je kochasz, to zatrzymaj i dobrze wychowaj. Nie daj się aż tak zdominować. Zacznij stawiać na swoim, bronić swoich racji. Zostawiaj pędraka pod jego opieką, a sama wychodź w noc na imprezę, wcześniej nie konsultując tego z mężem.
Możliwości jest wiele. Trzeba tylko odważyć się zrobić ten pierwszy krok.
 

kika868686

Master
Dołączył
21 Czerwiec 2009
Posty
2 568
Punkty reakcji
130
nie wierze w takie przeistoczenie na prawde.

na poczatku byl ideałem a teraz ma to wszystko kompletnie gdzieś? moze kiedys tego nie zauwazalas, ale chyba od idealu do takiej postaci to bez urazu mechanicznego przejsc sie nie da :]

zachowuje sie jak skonczony dupe k, skoro woli codzienne towarzystwo swoich kolegów od twojego i jego dziecka, to niech sobie z nimi zamieszka, niech mu gotuja , piorą i co tam jeszcze.

powiedz mu na spokojnie, że jak nie zacznie interesować się tym co się dzieje w domu, tobą i dzieckiem to odejdziesz i że to nie jest żart, bo w tym nie ma nic zabawnego. Spakuj sie i pojedz do rodzicow, kolezanki na pare dni, niech to on sie postara bo Ty sama rodziny nie stworzysz.

Zorganizuj sobie życie towarzyskie, niech zobaczy, że też możesz iść pobajerować d*py. Zacznij czerpać z życia, skończ studia, a dziecko oddaj do adopcji, chyba, że je kochasz, to zatrzymaj i dobrze wychowaj. Nie daj się aż tak zdominować. Zacznij stawiać na swoim, bronić swoich racji. Zostawiaj pędraka pod jego opieką, a sama wychodź w noc na imprezę.

@up przejdz sie na jakas terapie :]
 

Herbatniczek

dziadek dynamit (wnuk mnie tak nazwał)
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
10 511
Punkty reakcji
172
Twój mąż zawsze taki był, tylko bądź nie dostrzegłaś tych cech bądź starał się maskować. Obarcza cię odpowiedzialnością za wszystko co się dzieje dookoła bo jest to frustrat. On już wie że życie mu się nie ułożyło ale nigdy nie powie prawdy bo to będzie oznaczało, iż przyznaje się do porażki. Masz dwie drogi
- nic nie robię, kocham go na siłę, nigdy się nie zbuntuję. Twoja psychika będzie niedługo w stanie agonalnym (chyba że wyzbędziesz się całkowicie uczuć). Twoje dziecko będzie wychowywane w fałszu małżeńskiej miłości, czy też życiu razem za wszelką cenę. Może się tak zdarzyć że dziecko będzie ci rekompensowało brak uczuć męża i przelejesz te niespełnione uczucia na dziecko (wychowasz go na karykaturę człowieka)
- postawisz się, prawdopodobnie małżeństwo się rozpadnie. Z drugiej strony jest możliwość że mąż będzie zaskoczony twoją postawą twardziela i dominatora. Może podkulić ogon. Jeśli zaś stwierdzi że nie spełniasz jego wymagań co do bycia normalną kobietą (niewolnica) możesz odejść i zniszczyć alimentami.

Wybór niestety należy do ciebie. Nikt tego za ciebie nie zrobi. Możemy tylko podpowiedzieć jaki masz warianty i jakie konsekwencje ich wyboru.
 

Kaka17

Nowicjusz
Dołączył
5 Wrzesień 2011
Posty
193
Punkty reakcji
0
No cóż teraz go nie zmienisz. A na pewno sobie poradzisz w końcu kto jak nie my kobiety:)
 

Greeg

Wredny ch* ;)
Dołączył
9 Lipiec 2008
Posty
3 521
Punkty reakcji
313
Miasto
Kobieta :)
Cóż, wg mnie mamy tutaj do czynienia z sytuacją gdzie twojego faceta zwyczajnie przerosło życie.

Hajteliście się młodo, przynajmniej tak wnioskuję ze słów, że studiujesz. Kobieta lat 20-22 jest spokojnie gotowa do bycia żoną, matką, ale facet lat 20-22 ? Szczerze mówiąc żaden z moich kumpli, ani ja sam nie byłem gotowy. W tym wieku nawet siebie nie umiałem utrzymać bo nie miałem ani własnego mieszkania, a i praca co najwyżej "bywała" ;) a co dopiero żonę i dziecko. ja jako student miałem głowę zbytnio jeszcze zapełnioną ideałami, czasem jeszcze z dzieciństwa i wszystko ogólnie sprowadzało się do tego, że chciałem mieć ładne dziewczyny, być bogaty, albo przynajmniej docelowo za lat x żyć w ładnym domu i realizować swoje zachcianki. Jak to zrealizuję ? Wtedy nie wiedziałem tego, ale ... nie przejmowałem się tym. Miałem przeświadczenie, że jestem tak zaj.ebisty, że wszędzie mnie będą witać z otwartymi ramionami ;) dodatkowo brak pracy, w ktorej sie siedzi dzien w dzien powodowal, ze nigdy mi nawet przez głowę nie przeszło, że "po pracy" mozna byc zwyczajnie zmeczonym :D ja sie nie męczyłem. tym samym w moich planach mialem czas na wszystko co chcialem: nauke (mialem przynajmniej swiadomosc, ze to mi da w przyszlosci kase), zabawę, d*peczki, sport. potem jeszcze "tylko" pracę full time w to wcisnąc i będzie miód... okazalo sie, ze nie jest tak latwo heheheh tym bardziej, ze w mojej pierwszej powaznej pracy "w zawodzie" uczylem sie praktycznie wszystkiego od zera wiec w ciagu pol roku przyjalem taka dawke wiedzy, ze mialem dosc nauki, zabawy, sportu, d*peczek ;)

Podejrzewam, że twój facet myslał podobnie, a tu nagle nastąpiło starcie z rzeczywistością i sie okazało, że trzeba ostro zasuwać. Więc się zasuwa ostro i się nagle okazuje, że to nie starcza. Więc się zasuwa jeszcze więcej i w końcu dochodzi do takiego punktu, że facet zaczyna rozumieć, że coś poszło nie tak i że ogólnie nie tak to wszystko miało wyglądać. Miał przecież wracać z lekkiej pracy wypoczęty, od drzwi miała go witać piękna dziewczyna / narzeczona / żona dająca mu co wieczór ekstazę, a po podłodze miał ewentualnie latać z szerokim uśmiechem mały berbeć, a nie wrzeszczeć 24 h/d. Tyle tylko, że on wraca z roboty pod wieczór, zje.any maksymalnie, sfrustrowany tym, że 3/4 swojego czasu (nie licząc snu) właśnie przesiedział w robocie, ktoś tam może "nad nim" dał mu jeszcze czadu i zaczyna się miotanie. Pech pada na żonę bo ... najbliżej, bo ją widzi najczęściej. On tak ciężko pracuje, a ona nic nie robi (to sarkazm i hyperbola jakby nikt nie zakumał) ! No i się zaczyna poniżanie bo on biedny ma na głowie cały świat, musi co miesiąc przynieść szmal i robić to czego np. nienawidzi (czyli siedzieć 3/4 dnia w robocie), a ona sobie wygodnie siedzi w fotelu, coś tam ugotuje albo i nie bo teraz młode kobiety są w tym często gorsze od facetów. I konflikt, frustracja i żal do całego świata gotowy.

Jak z czegoś takiego wyjść ? Nie wiem. Twój facet powinien albo dorosnąć (nie znam waszej sytuacji więc nie wiem jak to wszystko wyglada, powyżej tylko napisałem taki potencjalny scenariusz) , albo zmienić pracę - jeśli np. jej nie cierpi, albo wraca zbyt późno albo jeśli jest to kwestia finansów to ty powinnisać pójść do pracy. Tyle, że ty studiujesz + jest dziecko więc to praktycznie niemożliwe. wtedy mozna porozmawiac, ze np. jak skonczysz studia to zaczniesz prace na pol etatu, albo w domu, jakkolwiek, i jeszcze dziecko wychowaniem sie na pol podzielicie.

Każdy życie na swój sposób układa, ale wg mnie każda kobieta przed tym zanim wyjdzie za mąż powinna chociaż rok popracować, mieć najlepiej jakiś zawód - będzie miała gwarancję, że w przyszłości mąż, w akcie frustracji, nie będzie jej traktował jako nic nie umiejącej idiotki, nie szanującej (jego) ciężkiej pracy, pieniądza itd. No i będzie miała furtkę, aby w krytycznym momencie zacząć życie na nowo po swojemu. Tak, nie jestem zwolennikiem małzeństw za młodu...

Ty masz mniejsze pole manewru bo jesteś od niego całkowicie uzależniona. Nie wiem, wg mnie mimo wszystko nie umiecie ze sobą rozmawiać, może po prostu za młodzi byliście do małzeństwa. Facet w młodym wieku czesto mysli penisem i perspektywa darmowego seksu 24h/d jest bardzo kuszaca, na tyle, aby np. spontanicznie się hajtnąć. Potem gdy np. nie bilansuje mu się to z dajmy na to codzienną pracą jaką musi odbębnić (o której nie miał pojęcia jak będzie na niego wpływać bo gdy się hajtał to byl zaledwie studentem dorywczo dorabiającym ), aby utrzymać Ciebie i dziecko to zaczynają się schody bo facetowi znikają z oczu "seksualne różowe okularki" ;) i zaczyna liczyć jak kalkulator - okazuje się, że praca, którą trywializował, czy wręcz w ogóle pomijał w swoich suchych szacunkach okazała się na tyle wk.wiająca, że np. seks mu już tego nie bilansuje. Chce od kobiety więcej. Chce aby np. też gotowała i zajmowała się dzieckiem - wtedy mu się to "zbilansuje". Na to oczywiście kobieta może się nie zgodizć bo to akurat jest rzeczywistość, którą ona widzi inaczej :) Wiec on po pracy idzie z kumplami zapić się bo to standardowe wyjście faceta ;) zwłaszcza jesli jako małżeństwo w ogóle nie umieją rozmawiać ze sobą o problemach.

zachowuje sie jak dvpek i tu wg mnei są dwie opcje:
- albo tym dupkiem byl od poczatku, a ty po prostu tego nie widzialas
- albo wlasnie stalo sie to co napisalem powyzej: zycie go przeroslo, bo okazal sie bardziej chlopcem niz facetem

tak naprawde to czesciowo ci tu napisalem konstrukcje chlopakow / facetow, a reszte to musisz sobie jakos sama dopowiedziec. wg mnie nie rozumiecie siebie i kazda ze stron jest obrażona na druga.
 

yesmer

Nowicjusz
Dołączył
12 Maj 2011
Posty
350
Punkty reakcji
17
Ciekawe, że nikt nie zadał sobie pytania, dlaczego autorka nic nie pisze o sobie. A każdy za pewnik przyjął to, że ona jest cacy a mąż be.
 

Herbatniczek

dziadek dynamit (wnuk mnie tak nazwał)
Dołączył
5 Sierpień 2011
Posty
10 511
Punkty reakcji
172
Greeg ująłeś to wręcz genialnie
yesmer twój wniosek też jest niezły, może nasza rozmówczyni się trochę odsłoni jakie były kulisy związku
 

E-kwiaty

Nowicjusz
Dołączył
24 Styczeń 2011
Posty
415
Punkty reakcji
5
Zgadzam się z Wami,trzeba poznać najpierw wszystkie szczegóły i dopiero potem spróbować to obiektywnie ocenić. Autorko tematu,zaglądasz tu jeszcze?
 

yesmer

Nowicjusz
Dołączył
12 Maj 2011
Posty
350
Punkty reakcji
17
Pewnie nie zagląda. Po entym temacie stosunkowo łatwo odróżnić kogoś kto szuka wsparcia dla swojej postawy (często nie uczciwiej) od kogoś kto realnie potrzebuje pomocy.
 

Gusia22

Nowicjusz
Dołączył
29 Lipiec 2011
Posty
46
Punkty reakcji
2
wylałam juz tyle łez, nie mam komu tego powiedzieć... jestem z mężem prawie od 2 lat, na poczatku było idealnie, z czasem mąz zaczął wychodzić, stałam się "słomianą wdową" na pół etatu że tak powiem. wiecznie w pracy po pracy trzba odpoczac z kolegami i tak do poznych godzin nocnych, nawet nnie wiem kiedy wraca... do tego doszło poniżanie, ciągłe pretensje, o to że obiad nie na czas, o tże samochód zgasł pzypadkowo na skrzyżowaniu... ciągle jestem idiotką do niczego się nie nadaje... mimo ze go kocham, tyle razy próbowałam odejśc, jednak nie mam dokąd, jestem od męża uzależniona finansowo, mamy dziecko, ja studiuję, nie mam nawet grosza swojego. kiedy chcę rozmawiać o tym co się dzieje, jak bardzo mnie to boli, odnoszę wrażenie, że on tego nie słucha, uważa chyba że żartuję... kiedy zaczynam się pakowac i wychodze z dzieckiem z domu, udaje że nie widzi a za jakiś czas dzwoni i jakby nic sie nie stało pyta kiedy bede. mamy wspolnego przyjaviela ktry tez probowal cos zaradzic, ale maz tlumaczy mu ze kocha rodzine i nigdy w zyciu by nie pozwolil zeby sie rozpadla... moze to glupie, może ktoś to widzi obiektywnie i powie jaka jestem idiotka ale nie wiem co mam robić, czy dalej próbować wpłynac na niego ratować to wszystko czy przecierpiec i dac sobie siana z tym małżeństwem....


O to to dokłądnie to. Skończeni egoiści widzą tylko czubek swojego nosa! I nie pasuje że nie posprzątane, że nie ugotowane!!A zająłeś się dzieckiem żebym miała czas to wszystko zrobić? NIE!!! I ja najgorsza, wszystko moja wina!!!
 
Do góry