Nie wiem nawet od czego zacząć...Najgorsze jest to, że tak naprawdę nie mam z kim o tym pogadać, bo moje niby "kumpele" wiecznie są zajęte swoimi sprawami.
Może zacznę od początku. Byłam z chłopakiem przez 6 lat, oszukiwał mnie, wolał swoich kumpli itp. Zawsze u niego w domu "była inna - oni mają kasę a ja średnio). Choć nie powiem na początku było widać, że mu na mnie zależy. Nie widziałam świata poza nim, ale miarka się przebrała gdy po raz kolejny wolał wyjść ze swoim kumplem niż spotkać się ze mną. A gdy okazało się, że mnie po raz kolejny oszukał - poszedł na wesele swojego kolegi beze mnie, wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie wiem jak można być takim draniem. Może myślał, że to się nie wyda, dziwne, bo jak moja siora się hajtała i chciałam żeby ze mną poszedł na wesele to stwierdził, że on nie lubi takich imprez.Ciągle słyszałam tylko, że nie jestem ideałem, ale te nie istnieją. Rozstaliśmy się po 6 latach. Było mi ciężko jak cholera. Imprezowałam na maxa, aby choć na moment zapomnieć. Bywały wieczory, gdzie zamykałam się sama w domu piłam i płakałam, że tak się dałam nabrać...
I właśnie wtedy po 4 miesiącach szaleństw poznałam właśnie mojego obecnego skarba "P". Miało być teraz jak w bajce. Powiem tak w życiu nie kochałam kogoś tak jak kocham go, ale z jego strony to raczej nie jest miłość. Nie wiem już o co w tym wszystkim chodzi. Jak jesteśmy razem to jest super. Ale już przy swoich znajomych to traktuje mnie jak kumpele. Nie potrafię tego pojąć, okłamuje mnie że np. idzie pomóc swojemu kumplowi a później niby przypadkowo okazuje się że byli nad wodą itp. Nie wiem czemu ale mu nie ufam bo jak mogę zaufać komuś skoro non stop coś wywija. Nie chce go sprawdzać i kontrolować, ale jestem mega zazdrosna jak się okazuję że gdzieś wychodzi z kumplami itp. Do świętych to on nie należy, prawie zawsze jak jest ze mną to dostaję jakieś smsy od innych. A jak się zapytam o co chodzi to zawsze zrobi ze mnie kretynkę, że znów go kontroluje itp. Tak to mówi, że będziemy razem, ale przy najbliższej okazji już podrywa inne i to przy mnie. I kto by nie był zazdrosny. Wcześniej byłam kotkiem, a teraz to już nawet w tel zapisana jestem imieniem i nazwiskiem, tak jakby miał jakąś inną i wstydził się mnie. Ostatnio zapytałam się go czy by mnie nie zdradził to powiedział, że nie wie. I to jest odp osoby która niby mnie kocha. Czasem to mam wrażenie, że jest tylko ze mną ze względu na łóżko. Choć nie powiem jak była akcja, że jestem w ciąży to zachował się normalnie. Szczerze mówiąc teraz żałuje, że naprawdę nie jestem. Już naprawdę nie wiem czemu ja mam szczęście do takich facetów. Ten miał być inny wyjątkowy i choć dla mnie jest to ja dla niego nie jestem jakimś szałem. Tego nie czaję, może jakąś dziunią nie jestem ale nie narzekam na brak zainteresowania, więc nie jest aż tak źle.
Mam nadzieję, że się to wszystko jakoś ułoży. Bo naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jednak my kobiety jesteśmy bardzo żałosne... Oni się nad nami nawet 5 sekund nie litują. Może to i dziwne ale lepiej się czuję jak się wygadałam. CO wy o tym myślicie? Nie ma szans dla nas?
Może zacznę od początku. Byłam z chłopakiem przez 6 lat, oszukiwał mnie, wolał swoich kumpli itp. Zawsze u niego w domu "była inna - oni mają kasę a ja średnio). Choć nie powiem na początku było widać, że mu na mnie zależy. Nie widziałam świata poza nim, ale miarka się przebrała gdy po raz kolejny wolał wyjść ze swoim kumplem niż spotkać się ze mną. A gdy okazało się, że mnie po raz kolejny oszukał - poszedł na wesele swojego kolegi beze mnie, wszystko przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Nie wiem jak można być takim draniem. Może myślał, że to się nie wyda, dziwne, bo jak moja siora się hajtała i chciałam żeby ze mną poszedł na wesele to stwierdził, że on nie lubi takich imprez.Ciągle słyszałam tylko, że nie jestem ideałem, ale te nie istnieją. Rozstaliśmy się po 6 latach. Było mi ciężko jak cholera. Imprezowałam na maxa, aby choć na moment zapomnieć. Bywały wieczory, gdzie zamykałam się sama w domu piłam i płakałam, że tak się dałam nabrać...
I właśnie wtedy po 4 miesiącach szaleństw poznałam właśnie mojego obecnego skarba "P". Miało być teraz jak w bajce. Powiem tak w życiu nie kochałam kogoś tak jak kocham go, ale z jego strony to raczej nie jest miłość. Nie wiem już o co w tym wszystkim chodzi. Jak jesteśmy razem to jest super. Ale już przy swoich znajomych to traktuje mnie jak kumpele. Nie potrafię tego pojąć, okłamuje mnie że np. idzie pomóc swojemu kumplowi a później niby przypadkowo okazuje się że byli nad wodą itp. Nie wiem czemu ale mu nie ufam bo jak mogę zaufać komuś skoro non stop coś wywija. Nie chce go sprawdzać i kontrolować, ale jestem mega zazdrosna jak się okazuję że gdzieś wychodzi z kumplami itp. Do świętych to on nie należy, prawie zawsze jak jest ze mną to dostaję jakieś smsy od innych. A jak się zapytam o co chodzi to zawsze zrobi ze mnie kretynkę, że znów go kontroluje itp. Tak to mówi, że będziemy razem, ale przy najbliższej okazji już podrywa inne i to przy mnie. I kto by nie był zazdrosny. Wcześniej byłam kotkiem, a teraz to już nawet w tel zapisana jestem imieniem i nazwiskiem, tak jakby miał jakąś inną i wstydził się mnie. Ostatnio zapytałam się go czy by mnie nie zdradził to powiedział, że nie wie. I to jest odp osoby która niby mnie kocha. Czasem to mam wrażenie, że jest tylko ze mną ze względu na łóżko. Choć nie powiem jak była akcja, że jestem w ciąży to zachował się normalnie. Szczerze mówiąc teraz żałuje, że naprawdę nie jestem. Już naprawdę nie wiem czemu ja mam szczęście do takich facetów. Ten miał być inny wyjątkowy i choć dla mnie jest to ja dla niego nie jestem jakimś szałem. Tego nie czaję, może jakąś dziunią nie jestem ale nie narzekam na brak zainteresowania, więc nie jest aż tak źle.
Mam nadzieję, że się to wszystko jakoś ułoży. Bo naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jednak my kobiety jesteśmy bardzo żałosne... Oni się nad nami nawet 5 sekund nie litują. Może to i dziwne ale lepiej się czuję jak się wygadałam. CO wy o tym myślicie? Nie ma szans dla nas?