W tym temacie prosiłbym o podzielenie się wrażeniami z najbardziej wzruszających scen filmowych. Takich, dla których warto produkcję obejrzeć i, które ciężko jest zapomnieć. Chodzi mi o sceny, które dla Was są wybitne.
Sceny, przy których za każdym razem płaczę, a wierzcie, że nie jestem specjalnie wrażliwym człowiekiem pochodzą z filmów Skazani na Shawshank i Zielona Mila(przy czym zdecydowanie wolę Zieloną Milę). UWAGA SPOILER. W Skazani na Shawshank jest to scena samobójstwa Brooksa Hatlena (J.Whitmore)- starszy pan po wyjściu z więzienia odkrywa, że nie ma nikogo, kto mógłby go pokochać, a świat niebezpiecznie przyspieszył. Kolejną sceną jest punktem kulminacyjnym filmu. Śmierć Johna Coffeya (M.C.Duncan)- przedstawienie niesprawiedliwości wymiaru prawa i życia.
Polecam.
Sceny, przy których za każdym razem płaczę, a wierzcie, że nie jestem specjalnie wrażliwym człowiekiem pochodzą z filmów Skazani na Shawshank i Zielona Mila(przy czym zdecydowanie wolę Zieloną Milę). UWAGA SPOILER. W Skazani na Shawshank jest to scena samobójstwa Brooksa Hatlena (J.Whitmore)- starszy pan po wyjściu z więzienia odkrywa, że nie ma nikogo, kto mógłby go pokochać, a świat niebezpiecznie przyspieszył. Kolejną sceną jest punktem kulminacyjnym filmu. Śmierć Johna Coffeya (M.C.Duncan)- przedstawienie niesprawiedliwości wymiaru prawa i życia.
Polecam.