Czytając ten temat doszedłem do wniosku,że tutaj wypowiadali się niemalże sami konformiści i hipokryci. Z jednej strony nie pasuje wam fakt, że zostaliście chrześcijanami na przymus i nie dano wam wyboru, a z drugiej strony szukacie wszelkich możliwych wymówek. A to, że za daleko do kościoła rodzinnego, że za dużo procedur, aż po teksty, że nie robi wam to różnicy, że nic to nie zmieni.
Tak naprawdę, to znaczna część niewierzących nie chce dokonać aktu apostazji ze względu na swoje najbliższe otoczenie: rodzina, sąsiedzi itp. Wolą mieć święty spokój i żyć w hipokryzji. Krótko mówiąc nie mają odwagi, żeby pokazać swoją odrębność. Nie macie jaj po prostu. Obawiacie się reakcji ze strony otoczenia.
Nie namawiam nikogo do apostazji. Osoby rozważające ten akt albo mają mocno ugruntowane poglądy, albo przechodzą głęboki kryzys. Tylko zastanawia mnie jedno, czy te wasze stanie okrakiem na płocie nie jest czasem ukrytą nadzieją na nawrócenie? Nie myślicie czasem, że może kiedyś nadejdzie dzień, w którym na nowo uwierzycie?
Czasem ateiści mogą być bardziej wierzący niż może się nam wydawać. Bo skoro Boga nie ma, to po co te wszystkie dyskusje, polemiki i kłótnie, co?
Tak naprawdę, to znaczna część niewierzących nie chce dokonać aktu apostazji ze względu na swoje najbliższe otoczenie: rodzina, sąsiedzi itp. Wolą mieć święty spokój i żyć w hipokryzji. Krótko mówiąc nie mają odwagi, żeby pokazać swoją odrębność. Nie macie jaj po prostu. Obawiacie się reakcji ze strony otoczenia.
Nie namawiam nikogo do apostazji. Osoby rozważające ten akt albo mają mocno ugruntowane poglądy, albo przechodzą głęboki kryzys. Tylko zastanawia mnie jedno, czy te wasze stanie okrakiem na płocie nie jest czasem ukrytą nadzieją na nawrócenie? Nie myślicie czasem, że może kiedyś nadejdzie dzień, w którym na nowo uwierzycie?
Czasem ateiści mogą być bardziej wierzący niż może się nam wydawać. Bo skoro Boga nie ma, to po co te wszystkie dyskusje, polemiki i kłótnie, co?