hej mam problem... od dziecka chcialam isc na medycyne, zawsze fascynowala mnie neurologia, zawsze bylam mocna z bilogi, chemii i fizyki, startowalam w olimpiadach itd...niestey w liceum kiedy mialam problemy z wiara we wlasne mozliwosci nie dostalam od nikogo wsparcia, pochodze z niepelnej rodziny wiec jedyny rodzic z ktorego zdaniem sie liczylam byl dla mnie wyrocznia... zdanie tej osoby bylo dla mnie wazne ale zamiast wsparcia otrzymywalam tylko teksty: w stylu jak wybierzesz te studia nie bede cie utrzymywac, idz na prawo albo stomatologie... znajdz kierunek ktory da ci kase bo ja nie mam kasy zeby cie do 30 utrzymywac...no i poszlam na studia ktore daja kase, skonczylam je, a ze jestem uparta to szybko znalazlam prace, potem wyjechalam za granice i dzis mam dom, dziecko, utrzymuje sie, stac mnie na to i owo...tylko w sercu jest pusto, bo to co robie nie daje mi satysfakcji, a umysl wraca czesto do czasow kiedy zylam medycyna...poniewaz mam powazny problem z oszukiwaniem siebie caly czas ze w tym co robie moge sie spelnic...postanowilam zrobic sobie tzw carier break i chcialabym ten rok wykorzystac na przygotowanie sie do egzaminow na medycyne... chce chociaz sprobowac zeby przestaly mnie dreczyc wyrzuty sumienia... czy myslicie ze jestem swirem? a moze uwazacie ze powinnam sprobowac? prosze o komentarze.