przecajo
ja tetryk
Co do rozkradania naszego kraju to chyba teraz jest się czym martwić...
Dlaczego "teraz"
Taka już u nas moda rwać tą połać ile kto może już od wieków, i nie wygląda żeby ta moda miała się skończyć.
Co do rozkradania naszego kraju to chyba teraz jest się czym martwić...
Dlaczego "teraz"
Taka już u nas moda rwać tą połać ile kto może już od wieków, i nie wygląda żeby ta moda miała się skończyć.
Właśnie dlatego "teraz", ponieważ "obserwujemy przyspieszone działania"..., a "ilość zła wydaje się być absolutną".Intensywność była zmienna. Obecnie obserwujemy przyspieszone działania. Jak się całe życie kręci wraz z globem, to przestaje się to dostrzegać w ogóle. Dodana ilość zła wydaje się być absolutną.
wp.pl napisał:Wieża w Smoleńsku podała pilotom prezydenckiego Tu-154, gdy dolatywał do lotniska: „zejdźcie do 50 metrów”. Tak wynika z zeznań pilota Jaka-40, porucznika Artura Wosztyla, złożonych w prokuraturze (karta 1165), do których dotarli informatorzy „Gazety Polskiej”. Samolot był już wówczas wprowadzony na fałszywą ścieżkę, wprost w głęboką na 60 m dolinę, a widoczność we mgle w pionie wynosiła 30 metrów. Był to wyrok śmierci dla prezydenckiej maszyny.
Porucznik Wosztyl słyszał słowa kontrolera wieży wydawane po rosyjsku pilotom Tu-154 w radiostacji pokładowej Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku 10 kwietnia o godz. 7.22. Rosyjski kontroler wypowiedział je, gdy drugi pilot Tu-154, Robert Grzywna, podał na wysokości 80–70 metrów komendę: odchodzimy. To dowodzi, że wieża kontrolna w Smoleńsku kierowała prezydencką maszynę do zderzenia z ziemią. Kontrolerzy na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj wiedzieli, że polski samolot był na fałszywej ścieżce schodzenia – był kierowany wprost w dolinę, głęboką na 60 metrów. Jak zeznał Wosztyl, rosyjski kontroler powiedział do pilotów prezydenckiego tupolewa: „jak na wysokości 50 metrów nie zobaczycie pasa, odlatujcie”. Wieża wiedziała, że widoczność w pionie w rejonie lotniska wynosiła wówczas zaledwie 30 metrów. Zejście polskiego Tu-154 do poziomu 50 metrów oznaczało nieuchronne zderzenie ze zboczem kończącej się doliny. Gdy piloci dojrzeli przez gęstą mgłę wyłaniające się zbocze, byli bez szans. Tylko znakomite umiejętności pierwszego pilota Arkadiusza Protasiuka spowodowały, że maszyna nie rozbiła się od razu o zbocze, lecz udało mu się poderwać samolot na kilkanaście metrów. Ale zaraz tupolew stracił fragment skrzydła, co stało się początkiem dramatu. To jednak nie tłumaczy tak ogromnych zniszczeń samolotu po upadku z kilku metrów. Co stało się w samolocie przed jego uderzeniem w ziemię, dlaczego kabina pasażerska praktycznie zniknęła w wyniku wypadku, dziś jeszcze nie wiadomo.
Zeznania polskiego pilota, co ciekawe, są w sprzeczności z zeznaniami Pawła Plusnina, kontrolera lotów w Smoleńsku. Zeznał on (karta 2538), według naszych informatorów, że zabronił schodzić pilotom Tu-154 poniżej 100 m. Zastanawiające, że ani komendy Rosjan, którą słyszał porucznik Wosztyl mówiącej o zejściu do 50 metrów, ani nawet tej z zeznań rosyjskiego kontrolera mówiącej o 100 metrach, która byłaby dowodem dobrych intencji wieży, nie ma w stenogramach. Jest to kolejna przesłanka dowodząca, że stenogramy, podobnie jak całe niemal śledztwo, sfałszowano.
Mijają trzy miesiące od katastrofy, a w śledztwie pojawia się coraz więcej niejasności. Tymczasem p. o nieżyjącego Prezydenta, Bronisław Komorowski, nic w wyjaśnieniu tej tragedii nie zrobił. Poza odznaczeniem rosyjskich milicjantów za ich poświęcenie w zabezpieczeniu miejsca katastrofy....
Kopiowanie taśm analogowych, a na takich pracowały czarne skrzynki w prezydenckim tupolewie, może spowodować ich zaszumienie. A to z kolei może być środkiem do ukrycia śladów montażu. Nie każda kopia wiernie odzwierciedla zapis oryginalny - twierdzą biegli od zapisów fonoskopijnych, m.in. Jacek Rzeszotarski, ekspert Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Brak w stenogramach rozmów z kabiny pilotów prezydenckiego Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem, komendy kontroli lotów, jakoby załoga miała zejść do 50 m, nasuwa poważne wątpliwości co do ich autentyczności. Eksperci zwracają uwagę, że zaszumienie występujące w kopiach nagrań analogowych może być środkiem do ukrycia śladów montażu.
Porucznik Artur Wosztyl, pilot Jaka-40, który przyleciał do Smoleńska przed prezydenckim samolotem, miał zeznać przed polską prokuraturą, że słyszał w pokładowym radiu polecenie kontroli lotów, aby Tu-154 zszedł na wysokość 50 metrów. W udostępnionej przez Rosjan wersji stenogramu z zapisów czarnej skrzynki brak takiej wypowiedzi, ale eksperci MAK zaznaczyli jako niemożliwe do odczytania blisko 20 proc. nagrania. Oficjalnie przyznawano, że to z powodu szumów. Akurat w miejscu, gdzie należałoby szukać tej komendy, w stenogramie brak 1,5 minuty nagrania zaznaczonego jako nieodczytane.
Biegli od zapisów fonoskopijnych (m.in. Jacek Rzeszotarski, ekspert ABW) zwracają uwagę, że kopiowanie taśm analogowych, a na takich pracowały czarne skrzynki w prezydenckim tupolewie, może spowodować zaszumienie, co z kolei może być środkiem do ukrycia śladów montażu. Dlatego eksperci podkreślają, że nie każda kopia wiernie odzwierciedla zapis oryginalny.
Odnosząc się do informacji o zeznaniach polskiego pilota, mecenas Rafał Rogalski reprezentujący rodziny ofiar katastrofy stwierdził, że ich potwierdzenie rodzi wątpliwości co do autentyczności kopii zapisu rejestratorów. - Idąc za tym, to nagranie budzi wątpliwości, dopóki polska prokuratura nie otrzyma oryginałów i ich autentyczność nie zostanie potwierdzona przez polskich ekspertów - ocenia adwokat. Dodaje, że gdy porównuje się materiał dowodowy i znany zapis stenogramu, pojawia się "bardzo wiele elementów budzących wątpliwość". - Ktoś się mija z prawdą - uważa Rogalski.
- Jeżeli tak było faktycznie, to niezaprzeczalny dowód, że zostali wystawieni na śmierć - ocenia zeznania polskiego pilota Andrzej Melak, brat Stefana Melaka, który zginął pod Smoleńskiem. Również inni bliscy ofiar mają poważne wątpliwości co do podawanych przez stronę rosyjską okoliczności katastrofy. - Rosjanie zakładają tylko jedną wersję, winę pilota - wskazują.
Maria Kała, dyrektor Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, gdzie badane są kopie rejestratorów, w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" poinformowała, że sporządzanie ekspertyzy dotyczącej zapisów na VCR z tupolewa potrwa jeszcze kilka miesięcy. Drugą kopię rejestratorów badają eksperci policyjni.
Zenon Baranowski
Oto na wszystkich portalach pojawiło się dramatyczne zeznanie strażaka,
No i już totalna klapa autorów artykułu. Nie wiedziałem, czy śmiać się, czy płakać, kiedy dzielny strażak opisuje, jak to usłyszał dzwonki telefonów, a wśród nich "poloneza Ogińskiego, pełnego wigoru krakowiaka...". No to teraz przyznawać się - kto potrafi zanucić poloneza Ogińskiego? No? A rosyjski strażak zna! Nie wstyd wam? A może jakąś melodię ludową spod Moskwy ktoś zna? Spod Odessy? Petersburga? Też nie? A rosyjscy strażacy krakowiaka znają...
Posłużył jako główny wątek filmu radzieckiego "Polonez Ogińskiego" (Belarusfilm, 1971) o niezwykle ciekawej, zresztą pseudohistorycznej fabule (w czasie okupacji faszystowskiej polonez wykonuje na organach organista-Polak, ukrywający się w białoruskim (od września 1939 r.) Zdzięciole i pomagający radzieckim partyzantom), co przyczyniło się do niezwykłej wprost popularności Poloneza w krajach byłego ZSRR.
He he! Zawrzalo cos, aby cos innego nie musialo wrzec. Proste jak cep, nieprwadaz? I funkcjonuje.I znowu spece od manipulacji biorą się za Smoleńsk. Oto na wszystkich portalach pojawiło się dramatyczne zeznanie strażaka, niejakiego Aleksandra Muramszczikowa, który to bohatersko przybył jako pierwszy na miejsce katastrofy. Niestety, jego zeznania wyglądają bardziej na zręczną manipulację, niż na rzeczywisty przebieg zdarzeń. Nic tedy dziwnego, że na polskich stronach zawrzało....
No i dla mnie właśnie to jest kluczowy argument świadczący o tym, że katastrofa sama z siebie się nie wydarzyła. Nie lubie Kaczyńskich, ale warto pamiętać, że miało ich w tym samolocie być dwóch. Gdyby tak się stało to w praktyce byłby to koniec PIS jako takiego. Komu to jest na rękę ? Wydaje się, że zarówno Rosji, na którą pluli Kaczyńscy jak i PO.Najbardziej wkurzające jest to, że minęło pół roku od katastrofy i nic.
A kto to są autentyczni eksperci? Przecież jeśli nawet jakiś super ekspert bezpartyjny się wypowiada na temat katastrofy to zaraz jest zaszufladkowany do zwolenników PO albo PiS, w zależności od tego jaką opinię wydaje. Teraz to nawet opinia NASA byłaby uznana przez którąś ze stron politycznego sporu za stronniczą. Nie ma czegoś takiego jak "obiektywna opinia decydująca" , z którą wszyscy się zgodzą. Zawsze ktoś uzna to za kłamstwo i manipulacje jeśli będzie to niezgodne z jego widzeniem świata. Jeśli ktoś uważa, że katastrofa smoleńska to był zamach albo conajmniej zbrodnicze zaniechanie to żadne argumenty nie zmienia tego odczucia. I z drugiej strony, jeśli dla kogoś była to zwyczajna, choć super tragiczna, katastrofa lotnicza, to też nie uwierzy w żadną teorię spiskową.Co najdziwniejsze to w polskich mediach w ogóle nie chyba nikt nie podjął się, aby pytać autentycznych ekspertów. Zamiast tego wypowiadają się politycy, albo "eksperci" zwiazani, z którąś opcją polityczną. Dlaczego nie mogą zaangażować ludzi, którzy badali największe w Polsce katastrofy lotnicze ? Pewnie dlatego, że wyszło by iż większość informacji to zwykła ściema. Zresztą, teraz to już jestem w stanie uwierzyć w każdą teorię, łącznie z tą, że faktycznie ktoś przeżył...