Caleb napisał:
Ale mówimy o np. drugiej fali i autorkach typu Betty Friedan czy tych nowoczesnych wydmuszkach dla mediów? Ja bym bardziej upatrywał problemu współczesnego feminizmu w tym, że rozbił się na zbyt wiele zagadnień i nie posiada jasno określonych postulatów.
Jeśli mamy dyskutować o racjonalnym feminizmie w ostatnich stu latach, to jest to bez wątpienia
tylko feminizm pierwszej fali. Natomiast w drugiej, mamy już do czynienia z wykorzystaniem ruchów feministycznych, czyli kobiet, do celów stricte politycznych. Warto w tym momencie zaznaczyć, iż w latach 60-ątych, na ruchy feministyczne zaczynają się nakładać konkretne ideologie (o dziwo, jak na ironię tworzone przez filozofów płci męskiej). Postać Betty Friedan dobrze obrazuje owe przejście i stopniowe ideologizowanie tych nurtów. Dlatego obecny feminizm, "nowoczesny" wydmuszkowo-medialny, albo kolejnej fali, o którym piszesz, ma swoje korzenie dokładnie w przemianach zapoczątkowanych na początku II części XX wieku - w tzw. drugiej fali. Ta fala została po prostu przejęta, a same kobiety wykorzystano jako proletariat w rewolucji seksualnej.
Podnosi się kwestie światopoglądowe. Bo skoro jest wolność seksualna, to logicznie - wzrasta ryzyko wpadek. Czym jest "wpadka"? Problemem. Co się robi z problemami? Usuwa. Voila! Już aborcja jest usprawiedliwiona jako podstawowe prawo kobiety. No i mężczyźni również na tym korzystają. Korzystają podwójnie - z łatwych (wyzwolonych) kobiet i w razie czego nie muszą płacić alimentów. No sytuacja idealna. Aborcja na życzenie jest zatem logiczną konsekwencją rewolucji seksualnej. A pytania z dziedziny biologii i jakieś ramy z zakresu humanizmu? Who cares! Ważne, że bzykanie na lewo i prawo jest filozoficznie i społecznie "uzasadnione". I dla tej wolności, trzeba poświecić jakieś wartości. (znamienne dla ruchów feministycznych drugiej fali - wyższe wartości chętnie poświęca się dla niższych potrzeb).
Do jednej z podstaw współczesnego feminizmu należy tzw. "teoria krytyczna" (
rownosc.info) Horkheimer'a, Adorno, członków Szkoły Frankfurckiej, teoretyków marksizmu, prekursorów przemian społecznych w tym duchu. Więc jeśli chcemy zrozumieć dlaczego feminizm stał się karykaturą, trzeba spojrzeć na jego fundamenty, które zostały w pewnym momencie podmyte i zastąpione skrajną utopią. Dlatego obecny feminizm szkodzi kobietom jak nigdy w historii. Z jednej strony chce walczyć przemocą i z uprzedmiotowieniem kobiet, tropiąc seksizm nawet tam gdzie go nie ma. A z drugiej strony lansuje hasło "kobiety wyzwolonej", owy termin dziś jest jednoznacznie kojarzony, jest to synonim kobiety - sorry, za dosadność - zeszmaconej, łatwej, pozbawionej godności i zasad, o znikomym poczuciu szacunku dla własnej osoby. Często wulgarnej, co mogliśmy zaobserwować na tzw. czarnych marszach. To z kolei generuje przemoc. I koło się zamyka.
Ta filozofia to klasyczna walka z wiatrakami w wersji dla obłąkanych (raczej feministki) lub wyjątkowo wyrafinowanych (ideolodzy, politycy). One jednocześnie tymi wiatrakami kręcą i z nimi walczą. Jeśli chodzi o sprawę, to jasne, iż są to działania bez sensu, jednak dobrze się na takim czymś polaryzuje i zbija kapitał (nierzadko finansowy).
Polecam w tym zakresie literaturę z XIX i początku XX wieku. W porównaniu z tą, z ostatnich 50 lat - przepaść. I to nie tylko jeśli chodzi o styl czy narrację. To są dwa różne światy.