Jeden z 6 miliardów cz.1

Venominus

Nowicjusz
Dołączył
4 Kwiecień 2011
Posty
14
Punkty reakcji
0
Pociąg powoli rozszarpywał jego pokaleczone ciało. DMT drażniąc synapsy w mózgu wprowadziło go w stan euforyczny, mistyczny. Widok obdartej ze skóry ręki nie przeszkadzał mu w zatopieniu się w niebieskim ukojeniu. Przepełniony wewnętrzną miłością, pokojem i zjednoczeniem ze światem usmiechnął się ostatni raz w swoim życiu. Lekki grymas na twarzy był wyrazem wieńczącego się szarego, zdeprawowanego świata, choć na koniec żywota doświadczył tego czego poszukiwał przez całe swoje życie- tego olbrzymiego szczęścia, które psychiatrzy zwą szczytem afektu i możliwości mózgu. Powoli odwrócił głowę, jego ostatnim widokiem był odjeżdżający pociąg, który pędził cały porośnięty pięknymi kwiatami. Tory zamieniły się w czarną plamę, w końcu cały świat zapełnił się mazią podobną do smoły, a w niej zatopione były błękitne róże, jaskrawe żonkile, które wręcz raziły go w oczy. Breja powoli stawała się coraz jaśniejsza, aż w końcu została tylko pustka.
- Panie ordynatorze mamy poród na piątce- powiedziała zdyszana pielęgniarka, ostatkami sił dobiegając do lekarza.
- Zaraz się tym zajmę, czy ma pani klucz do magazynu?- powiedział z podnieceniem ordynator.
- Tak, zaraz przyniosę- stanowczo odparła pielęgniarka kierując się w stronę sekretariatu
Gdzie ten cholerny lekarz?- wrzeszczy na całą salę kobieta
Przerażona pielęgniarka podbiega i zapewnia, że zaraz będzie.
Ordynator wchodzi szybkim krokiem do piątki. Widzę, że droga pani dzisiaj nie w humorze- powiedział ironicznym głosem.
Jak to aghhh... boli.- krzyknęła młoda kobieta
Do sali wchodzi młody lekarz, który dopiero co skończył specjalizacje.
- Zajmie się panią ten miły dżentelmen- oznajmił ordynator szybkim krokiem kierując się w stronę magazynu.
Wreszcie, wolność!- myśli doświadczony lekarz. Nikt mnie nie widzi?- rozgląda się niepewnie po składziku. Na piątce hałas, bo w końcu na świat przyszedł malec, który w przyszłości będzie sądził, że jest wysłannikiem Jezusa.
In nomine Dei nostri Satanas Luciferi excelsi!
W imię Szatana, Władcy ziemi, Króla świata, nakazuję siłom Ciemności obdarzyć mnie swoją Piekielną mocą!
Otwórzcie szeroko bramy Piekła i wyjdźcie z otchłani, aby przywitać mnie jako swego brata (siostrę) i przyjaciela!
Obdarzcie mnie zaspokojeniem, o którym mówię!- wypowiada pełen irracjonalności ordynator. Podwija rękaw, na ręce widać liczne rany cięte- to pozostałości po okresie burzenia jego psychiki. Wspomina czasy kiedy to pięciu chłopaków z jego klasy wsadziło mu patyk w odbyt. Gdy już odeszli, leżał sam zapłakany na polanie oddalonej od miasta o 30 km. Próbował go wyciągnąć, ale nie dawał rady, czuł się bezsilny. Właśnie wtedy usłyszał pierwszy raz głos anioła, który zesłał na niego stan ekstatyczny. Uśmiechał się w stronę nieba widział tyle piękna, ogarnął go spokój. Wreszcie zasnął. Śnił mu się transseksualista w spódniczce z nieoogolonymi nogami, dławił się własną wątrobą. Obudziło go trzech rolników, którzy akurat szli na grzybobranie do lasu. Widząc go upuścili wiadra, które miały być wypełnione borowikami, prawdziwkami, jednak po chwili leżenia na ziemii zapełniły się krwią. Przeraził ich nie tylko widok kija, którego końcówka wystawała z jego odbytu. Jego szaleńczy wzrok pełen szczęścia i ukojenia napawał ich pewnego rodzaju odrazą.
- Panie ordynatorze, och... przepraszam, ale mamy nowego noworodka, jest taki śliczny! Musi go pan zobaczyć.- powiedziała pielęgniarka
- Dobrze, chwilka, tylko ubiorę kitel- odrzekł zamyślony lekarz


Jest to pierwsza strona tego opowiadania, nigdy nic nie pisałem, jest to moja pierwsza "twórczość", nie wiem, czy warto to kontynuować?
 

1699850

Chadzam sam, bez stada. Tak lubie, to mi odpowiada
Dołączył
8 Listopad 2006
Posty
6 585
Punkty reakcji
107
Wiek
37
Miasto
54.5°, 17.7°
Warto, warto. Podoba mi się. Bardzo jestem ciekaw co z tego obiecującego początku wyrośnie.
 

marikasza

Nowicjusz
Dołączył
14 Lipiec 2011
Posty
10
Punkty reakcji
1
Wiek
31
o matko, to cudo ma rozwinięcie? wstrząsające! podaj link do następnej części!
 

Venominus

Nowicjusz
Dołączył
4 Kwiecień 2011
Posty
14
Punkty reakcji
0
Rozdział III
Dotykam zakrwawionej klamki, powoli ją przekręcam, przez szyby widzę wnętrze domu całe spowite w czerwieni. Stawiam powolne kroki po wypełnionej śluzem podłodze, tapeta na ścianie zamiast koić kolorem kwiatów niepokoiła wystającym z niej łańcuchem, który oplatał całe pomieszczenia. Pukam do drzwi od łazienki z nadzieją, że nikogo tam nie będzie, po chwili otwieram je najszerzej jak się da. To noworodek- pomyślałem. Tak to musi być on! To co leży w wannie oplecione pępowiną, sine i pokaleczone, to musi być on. Wokół mnie na ścianach pojawiają się twarze niemowląt, nie jestem w stanie powiedzieć, czy one płaczą, czy krzyczą.
Przerażona krzykami syna zatroskana matka budzi go z pytaniem w oczach- "To znowu one?" beszta syna. Czy ty do cholery nie możesz być normalny?- wrzeszczy zrozpaczona. Do pokoju wkracza obrzydliwy mężczyzna, pełen w pryszczach, pieprzach, tak, to on, to jego ojciec, tatuś. To ten, który je tak głośno, że czternastoletni Rafał słyszy to w swoim pokoju i płacze. To go boli psychicznie- wyobrażenie drogi chleba przez jego obślizgły przełyk aż do zniszczonej alkoholem wątroby. Gdy jego rodzice opuścili pokój odczuł ulgę, pawa do nich pewnego rodzaju obrzydzeniem, każdy ich ruch, oddech wydaje się mu bardziej plugawy niż widok rozkładających się zwłok bezdomnego chorującego na syfilisa. Po drodze słyszy jak jego matka otwiera kolejne piwo, powoli przelewa je do kubka, ten moment przypomina mu przelewanie się kwasu do jego mózgu. Ten odgłos bolał go niemiłosiernie, tak jak odgłos stawiania kufla na biurko.
Już 7 rano, pora do szkoły, do katowni- krzyczy poprzez nieznośny odgłos budzik.
Śniadanie już gotowe, może je zjeść, choć zawsze się zastanawia czy powinien, a może jego ojciec dotknął szynki, a może wpadł tam jego włos? Chyba lepiej będzie zrobić samemu kanapkę- właśnie tak zrobił. Zza okna widzi wyjeżdzający samochód, który będzie go prowadził jak co dzień do przypalania rozrzażonym prętem jego psychiki. Pora wziąć tornister, który wczoraj zapakował, całkowicie mechanicznie, tak jak robi wszystko co mu przyszło robić na tej planecie- bez emocji. Zbiega po schodach, wsiada do samochodu w którym śmierdzi potem, a z radia rozbrzmiewa orkiestra denta. Wyruszujamy, niech ta droga trwa wiecznie, niech diabelski orszak ciągnie mnie jak najwolniej ku otchłani. Przez szybę widać niebo, wyobraża sobie miliony osób powieszonych na metalowych łańcuchach, tak grubych, że mogłyby utrzymać i rozwścieczonego konia, pełnego szaleństwa, wijącego się i skowyczącego. Jednak ci wisielcy są tam całkowicie spokojni, on też chciałby doznać takiego spokoju jak oni, jednak póki co musi wysiąść z samochodu i dojść jeszcze te parę metrów, tam, do celu, gdzie diabelski orszak się właśnie rozsiada- do szkoły.
Haha, nawet pies cię nie lubi- śmieje się jego znajomy z klasy.
Przechodzi właśnie razem z kolegami obok warczącego psa, który różni się od jego kumpli tym, że jest za metalową kratą, oni swojej kraty- moralności nie mają. Idzie szybszym krokiem, żeby być na przedzie, wtedy szybciej dojdzie do domu, jednak co chwilę musi strzepywać podpalone zapałki z szyi, które parę sekund temu znajdowały się w dłoniach jego towarzyszy. Widzi już dom, tak, to ten, który widział także w dzisiejszym śnie, to jego bezpieczne miejsce, które mimo wszystko ocieka niewidzialną krwią, które jest jak wysuszona oaza na pustyni. Dotarł do celu, diabelski orszak da mu spokój, aż do 7 nad ranem, a może nie, a może do tego azylu też mogą się dostać?

Oczywiście używam akapitów, ale tutaj jakoś na forum się nie pojawiają.
 
Do góry