Ludzie się zmieniają, więc dobry mąż może po kilku latach okazać się złym mężem.
A jeżeli urobimy się po łokcie i nic z tego, gdyż ktoś może być całkowicie niereformowalny, to wymieniamy na nowszy model, jak w piosenceby uzyskać właściwy efekt, należy nad mężem trochę popracować. I już po kilkudziesięciu latach osiąga się stan zbliżony do ideału.
A jeżeli urobimy się po łokcie i nic z tego, gdyż ktoś może być całkowicie niereformowalny, to wymieniamy na nowszy model, jak w piosence
Zaznaczyłam, że bywają takie typy niereformowalne. A że tego kwiatu jest pół światu, to tego typu mężczyznami nie ma się co przejmować. To nie jest kandydat na dobrego męża.Wiem, że mężczyźni są tępi i nierozgarnięci, ale coś niecoś trybimy. Jeśli nie Ty, to może następna właścicielka będzie miała korzyść ze "szkolenia".
Bluesiu,
niewiele mogę powiedzieć na temat męża, co innego gdybyś spytała o żonę.
W wielu sytuacjach nie chodzi o kosztowanie, ale o dobry smak, czyli stawianie na jakość. Ileż można zatruwać organizm zepsutym daniem ? Jak długo można cierpieć z powodu bólu i niestrawności ? Jeżeli już wprowadzić zmiany, to na lepsze. Nikt nie mówił, że życie jest łatwe, ale też nikt nie każe bezpodstawnie cierpieć. Tak to widzę.może należy spróbować z kilku półmisków, aby przekonać się co najlepiej smakuje.
Ale wielka miłość po grób także istnieje. Choć nauka nie pozostawia złudzeń, to czego tak zazdrościmy takim parom, jest tak naprawdę patologią, usterką, powodującą niezadziałanie wyłączników serwujących w mózgach miłosne narkotyki.
To chyba jedyna usterka, z której można się cieszyć.
Cóż, dobry mąż powinien być.... bogaty jak Rockefeller, przystojny jak Robert Redford, silny jak Pudzianowski, ale czuły jak Janusz Wiśniewski. Męski jak gladiator, oddany jak pies, podziwiany i adorowany przez wszystkie kobiety, ale zwracający uwagę wyłącznie na żonę, prawiący jej kompementy najlepiej w formie poetyckiej, obdarzony "siódmym zmysłem" wyczuwającym jej zmienne nastroje. Potrafiący godzinami wybierać z nią kolor firanek i obrusów. Lubiący sport na równi z "M jak miłość".
I najważniejsze - z wbudowanym zestawem akumulatorków firmy Duracell, działających do końca świata i o jedną godzinę dłużej.
Możesz rozwinąć ?Ale wielka miłość po grób także istnieje. Choć nauka nie pozostawia złudzeń, to czego tak zazdrościmy takim parom, jest tak naprawdę patologią, usterką, powodującą niezadziałanie wyłączników serwujących w mózgach miłosne narkotyki.
To chyba jedyna usterka, z której można się cieszyć.
Użytkownik Iron Duke dnia 24 sierpień 2012 - 20:52 napisał
Ale wielka miłość po grób także istnieje. Choć nauka nie pozostawia złudzeń, to czego tak zazdrościmy takim parom, jest tak naprawdę patologią, usterką, powodującą niezadziałanie wyłączników serwujących w mózgach miłosne narkotyki.
To chyba jedyna usterka, z której można się cieszyć.
Możesz rozwinąć ?
Z drugiej strony jak patrzę na statystyki rozwodów to ... słabo to wygląda. np. w 2010 (wg wikipedii) zawarto 230 tys małzeństw, a przeprowadzono ponad 60 tys rozwodów. W trzech na cztery rozwody z powództwem występuje kobieta. Pewnie okazało się, że mąż był zbyt oporny na zmiany heheheh
Ciekawe (choć to może złe słowo) do czego taka sytuacja doprowadzi.
O, dzięki. Dobrze wytłumaczone Nie znałem takiego pojęcia jak habituacja. Muszę przyznać, że jak najbardziej to do mnie przemawia. No a konstrukcja mózgu nie przestaje zadziwiać. W sumie nie wiem jak to jest możliwe, że ten mózg jest taki .... jaki ma być. Działa w oparciu o logiczne, racjonalne i ekonomiczne przesłanki. Kurcze, to bardziej przypomina projekt jakiegoś mega high-tech inżyniera niż po prostu coś ukształtowanego ewolucyjnie.Greeg, postawiłeś przede mną zadanie dalece przekraczające ramy forumowego postu i zakres tego tematu, ale spróbuję. rzewraca: Fenomen głębokiego zainteresowania osobnikiem płci przeciwnej(albo tej samej ), nazywany przez nas miłością, można rozpatrywać jako zespół reakcji fizjologicznych w organizmie. Wywołanych przez oddziaływnie na organizm hormonów: dopaminy, fenyloetyloaminy, testosteronu, oksytocyny. W zasadzie można mówić o stanie analogicznym do upojenia alkoholowego, lub odurzenia narkotykiem. Stan ten służący do stworzenia fascynacji partnerem i zbudowania z nim więzi, nie jest trwały. Z reguły wygasa po kilku latach, od 2 do 5 w zależności od indywidualnych uwarunkowań. Powodem jest zjawisko nazywane przez naukę habituacją, czyli zanikiem reakcji na długotrwały, stały bodziec. Jest ona przejawem biologicznej ekonomii. Dlatego, przebywając długo w zaduszonym pomieszczeniu, przestajemy odczuwać smród(kto był w wojsku, ten wie). Mózg wyłącza receptory nie dostarczające nowej informacji. W przypadku miłości, cel został osiągnięty - więź i zainteresowanie partnerem zaowocowała potomstwem. W kilka lat osiągnęło ono niezależność(w warunkach wspólnoty pierwotnej) i można "uwolnić zasoby". Przeważnie nasza relacja z partnerem przechodzi wówczas w stan nazywany przywiązaniem, osiągany dzięki wazopresynie i oksytocynie. Niekiedy, w wyniku usterki mechanizm tłumienia bodźca nie zostaje włączony i mamy wówczas do czynienia z nieszczęśliwą miłością. Nieszczęśliwą, gdyż partner jej nie rozumie i nie potrafi odpowiedzieć w podobny sposób. Niekiedy tak kochającej osobie wystarcza sama obecność adorowanej(nego). W bardzo nielicznych przypadkach dochodzi do takiego zjawiska u obojga partnerów. I mamy wówczas do czynienia z parą zakochaną w sobie po grób. Nikt i nic nie jest w stanie zakłócić takiej miłości. I to miałem na myśli pisząc poprzedni post.
O, dzięki. Dobrze wytłumaczone
piszą, że jak facet nastawia się na jednorazową przygodę to nie powinien pokazywać 100 % swoich umiejętności w łóżku bo panna dostanie orgazmu, dostanie dawkę oksytocyny i wtedy będzie za facetem łazić
dobrepiszą, że jak facet nastawia się na jednorazową przygodę to nie powinien pokazywać 100 % swoich umiejętności w łóżku bo panna dostanie orgazmu, dostanie dawkę oksytocyny i wtedy będzie za facetem łazić
Marzenie... Nawet nie wiesz, Greeg, ile bym dała za to,żeby się ten :cenzura: naród wyplenił, tak samo, jak Ruskie, ale oni niestety tak łatwo się nie poddająKoniec końców - pewnie dlatego w krajach "bardziej rozwiniętych" (czyli bardziej spaczonych) typu Niemcy czy Skandynawia - zdecydowana większość poniżej 30 roku życia to single mieszkający sami.
Ciekawe (choć to może złe słowo) do czego taka sytuacja doprowadzi.
A dla innych, w tym dla mnie, normalny. Taki, jakiego go brałam 7 lat temu Ja się staram dla niego, on dla mnie. Dla niego maluję oko i wkładam pończochy, gdy dzieci już śpią, a on mi nie wytyka, że wali mi z papy czosnkiem, a pędzę się całować Jak się trafi na drugą połówkę, to nie robi się wideł ze zwykłej igłyDobry mąż to jako-tako dopasowana druga połówka. Czasem lepsza od żony, czasem gorsza - nigdy tożsama, bo nudno by było. Jej przede wszystkim.
Wtedy by go zmieniała, zmieniała zmie ... Aż zauważyłaby, że to całkiem inny facet niż ten poznany przed laty.
I wtedy skok w bok albo rozstanie ...
Hehe, też mi to utkwiło w pamięcidobre
Jedno oko malujesz ? Aż się boję pytać - to jakiś fetysz ?Calliope napisał:A dla innych, w tym dla mnie, normalny. Taki, jakiego go brałam 7 lat temu Ja się staram dla niego, on dla mnie. Dla niego maluję oko i wkładam pończochy, gdy dzieci już śpią, a on mi nie wytyka, że wali mi z papy czosnkiem, a pędzę się całować Jak się trafi na drugą połówkę, to nie robi się wideł ze zwykłej igły
Dobry mąż nie musi tego robić, ani dobra żona bo najczęściej pasuje do nich miano - trafił swój na swego. A to, co Ty ująłeś jako dorównywanie, ustępowanie to się nazywa kompromis. Ale tego przeciwieństwo dobrego męża( żony) nie wie i stosuje zasugerowane poniżenie......Dobry mąż stara się dorownywać mądrością żonie, a nawet chwilami ustępować.