19Handballer20
Nowicjusz
- Dołączył
- 18 Kwiecień 2014
- Posty
- 10
- Punkty reakcji
- 0
Nie wiem czy dobrze robię, że to piszę, może trochę wyolbrzymiam problem, ale chcę poznać waszą opinię.
I może trochę dlatego, że chce wyrzucić z siebie wszystkie te myśli i przemyślenia... ale do rzeczy
Zawsze byłam przy kości, więc wiązały się z tym niemiłe zdarzenia. Wszyscy wiedzą jak inne dzieci potrafią być okrutne. Przez całą podstawówkę byłam wyśmiewana, oczerniana, wyzywana. Z tego powodu bardzo zamknęłam się w sobie, nie rozmawiałam praktycznie z nikim, często zostawałam w domu gdy inni chodzili grać na boisko.
Rodzice próbowali pomagać, wymyślali zajęcia, ćwiczenia, nieraz ćwiczyli ze mną, ale prawdę mówiąc byłam też leniem i nie przykładałam się.
Sprawa zmieniła się w drugiej klasie gimnazjum. Od zawsze interesowałam się sportem, głównie za sprawą taty, który jest zapalonym kibicem. Postanowiłam sama zacząć uprawiać sport. Dołączyłam do klubu. Początki to była prawdziwa droga przez mękę . Nieustające zakwasy, zmęczenie, ból. Pierwszy obóz sportowy, który pamiętam jako monotonne trening-spanie-trening-spanie. Tak naprawdę to sama nie wiem czemu nie zrezygnowałam, może dlatego, że chciałam udowodnić innym i sobie, że coś potrafię.
Zmieniłam gimnazjum, żeby ułatwić sobie dojazd na treningi. Dzięki sportowi, drużynie i trenerowi znowu zaczęłam rozmawiać, trochę się otwarłam.
Dzięki aktywności fizycznej moja sylwetka zmieniła się ale dalej nie wyglądałam najlepiej.
Jestem w drugiej klasie liceum, w przerwie między treningami ćwiczyłam dużo sama i podjęłam się diety. Straciłam już 8kg.
I tu zaczyna się problem. Otóż ciągle ćwiczę, staram się przestrzegać diety ale nie potrafię odzyskać tej odwagi w sobie, którą straciłam w podstawówce. Nie potrafię rozluźnić się w obecności obcych, nie czuję się dobrze na imprezach, nie potrafię zacząć pierwsza rozmowy z chłopakiem. Mam blokadę w głowie. Gdy słyszę śmiech za plecami wydaje mi się, że ludzie śmieją się ze mnie, wiem, że to nie prawda ale to odruch. Od razu humor mi się zmienia, co najgorsze nie mam na to wpływu!
Jest mi przykro bo zazwyczaj moje znajome łatwo nawiązują kontakty, mają masę znajomych, są w związkach, a ja dalej staram się przełamać.
Co o tym sądzicie? Może powinnam brać przykład z reszty dziewczyn, ale nie chcę udawać kogoś kim nie jestem. Nie jestem osobą towarzyską, imprezowiczką, wolę ciszę i spokój z książką, ale w bibliotece chłopaka nie poznam (a może? )
P.S. mam nadzieję, że nie zasnęliście przepraszam, że się tak rozpisałam, ale to działa jak katharsis - wyrzuciłam wszystko z siebie
I może trochę dlatego, że chce wyrzucić z siebie wszystkie te myśli i przemyślenia... ale do rzeczy
Zawsze byłam przy kości, więc wiązały się z tym niemiłe zdarzenia. Wszyscy wiedzą jak inne dzieci potrafią być okrutne. Przez całą podstawówkę byłam wyśmiewana, oczerniana, wyzywana. Z tego powodu bardzo zamknęłam się w sobie, nie rozmawiałam praktycznie z nikim, często zostawałam w domu gdy inni chodzili grać na boisko.
Rodzice próbowali pomagać, wymyślali zajęcia, ćwiczenia, nieraz ćwiczyli ze mną, ale prawdę mówiąc byłam też leniem i nie przykładałam się.
Sprawa zmieniła się w drugiej klasie gimnazjum. Od zawsze interesowałam się sportem, głównie za sprawą taty, który jest zapalonym kibicem. Postanowiłam sama zacząć uprawiać sport. Dołączyłam do klubu. Początki to była prawdziwa droga przez mękę . Nieustające zakwasy, zmęczenie, ból. Pierwszy obóz sportowy, który pamiętam jako monotonne trening-spanie-trening-spanie. Tak naprawdę to sama nie wiem czemu nie zrezygnowałam, może dlatego, że chciałam udowodnić innym i sobie, że coś potrafię.
Zmieniłam gimnazjum, żeby ułatwić sobie dojazd na treningi. Dzięki sportowi, drużynie i trenerowi znowu zaczęłam rozmawiać, trochę się otwarłam.
Dzięki aktywności fizycznej moja sylwetka zmieniła się ale dalej nie wyglądałam najlepiej.
Jestem w drugiej klasie liceum, w przerwie między treningami ćwiczyłam dużo sama i podjęłam się diety. Straciłam już 8kg.
I tu zaczyna się problem. Otóż ciągle ćwiczę, staram się przestrzegać diety ale nie potrafię odzyskać tej odwagi w sobie, którą straciłam w podstawówce. Nie potrafię rozluźnić się w obecności obcych, nie czuję się dobrze na imprezach, nie potrafię zacząć pierwsza rozmowy z chłopakiem. Mam blokadę w głowie. Gdy słyszę śmiech za plecami wydaje mi się, że ludzie śmieją się ze mnie, wiem, że to nie prawda ale to odruch. Od razu humor mi się zmienia, co najgorsze nie mam na to wpływu!
Jest mi przykro bo zazwyczaj moje znajome łatwo nawiązują kontakty, mają masę znajomych, są w związkach, a ja dalej staram się przełamać.
Co o tym sądzicie? Może powinnam brać przykład z reszty dziewczyn, ale nie chcę udawać kogoś kim nie jestem. Nie jestem osobą towarzyską, imprezowiczką, wolę ciszę i spokój z książką, ale w bibliotece chłopaka nie poznam (a może? )
P.S. mam nadzieję, że nie zasnęliście przepraszam, że się tak rozpisałam, ale to działa jak katharsis - wyrzuciłam wszystko z siebie