Semen spędził jakiś czas przy aparaturze alchemicznej. Dokładnie odmierzał proporcje właściwych składników oraz substancji. Aby wytworzyć dwie mikstury użył znalezionych ziół
[2x Test Zaklinania Materii]. To z pewnością podwyższyło ciśnienie kilku leżącym unitom. Zerkali nerwowo w jego kierunku, jak gdyby obawiając się wyniku działań wiedźmiarza. Na szczęście jednak nic nie eksplodowało, ani nie przeżarło stołu. Semen z satysfakcją spojrzał na klarowne kolory cieczy przelanych do butelek. Dopiero jak ujął w dłoń drugą, poczuł coś dziwnego. Szkło mrowiło mu palce. Sięgnął do pamięci, bowiem słyszał już o czymś podobnym. Powiadało się, że jeśli alchemik wyjątkowo precyzyjnie odmierzy składowe, wtedy może niejako tchnąć w miksturę cząstkę boskiej mocy. Ktoś na tyle sprytny w owej sztuce może tworzyć mikstury nawet kilkakrotnie silniejsze od innych. Wyglądało na to, że ów sytuacja właśnie mu się przytrafiła, gdyż mikstura emanowała wręcz magiczną mocą.
Wywar z Brunatnika sennego pozbawiony smaku; ma właściwości uspypiające
5 den
Mikstura czystości +5 punktów zdrowia; leczy z trucizn
30 den
Gdy Semen skończył swoje badania, wyszedł od cyrulika szukać reszty.
- Jak zauważyłeś już uciekam. W końcu rozmawiać z taką kupą śmierdzącego gówna nie jest niczym przyjemnym. Ale jak widać z gównem dogadać się nie da - Master bynajmniej nie pozostwał dłużny i zripostował soldata.
Dodatkową ujmą było odwrócenie się plecami do Staina. Coś takiego było tutaj pojmowane jako hańba. W połączeniu z prowokacyjnymi słowami snajpera, dało to zamierzony rezultat. Technoklanyta nie zrobił paru kroków, jak usłyszał za sobą ruch. Natychmiast się odwrócił
[Test Czujności]. Nie był jednak dość szybki. Kiedy z powrotem spojrzał na mężczyznę, ten zdążył wymierzyć już cios. Master został oślepiony nagłym ból, po czym uświadomił sobie spływającą po twarzy krew. Stain rozbił mu nos
(-1 punkt zdrowia) i teraz podkasywał rękawy.
- Myślisz, że jesteś mądry, tak? - jego oddech, przepełniony wonią cebuli wręcz odrzucał
- Uważasz, że możesz tu przyjść i mnie obrażać?!
Mężczyzna dopiero po kilku chwilach trochę ochłonął. Ku zdziwieniu Mastera, wyciągnął do niego rękę, pomagając wstać.
- Cóż, w takim razie znaczy, że masz jaja. A to lubię. Nie dam ci, ot tak, tej rękojeści. Ale możemy zrobić mały zakład. Zobaczymy czy jesteś taki sprytny, jakiego próbujesz udawać.
Snajper nie odezwał się, czekał na kontynuację podjętego wątku.
- Widzisz tamtą czaszkę? Nią gramy w kundla. Nie masz drużyny, ale jesteś strzelcem, więc zrobimy inaczej. Steve, nałóż no ten czerep na jeden z pali. Teraz słuchaj. Każdy z nas będzie ciskał w czaszkę z dwudziestu metrów. Czym chce - sam ostentacyjnie poklepał się po pasku, gdzie miał przytroczone małe toporki do rzucania
- Jedziemy na zmianę. Kto pierwszy strąci czaszkę, ten zostaje właścicielem rękojeści.
Stain, nie czekając na reakcję natychmiasy wyszarpnął toporek i cisnął nim w cel. Chybił o kilka cali. Syknął ze złości.
- Twoja kolej. Chyba, że tchórzysz.
Semen dogonił Jarvana jeszcze zanim żercia wszedł do domu Logana. Razem wkroczyli do środka, odprowadzani wzrokiem przez parę strażników na zewnątrz. Dom był urządzony prosto i w surowy sposób. Większość ozdób stanowiły trofea łowieckie: głowy neidźwiedzi, jeleni, ale i zakonserwowane czerepy ebionitów. Część Kompanii Soldackich hołdowało temu zwyczajowi - Ebionici byli najgorszym wrogiem Unii i każdy przejaw poniżania ich był aprobowany. Szczególnie po śmierci. Na parterze znajdowały się trzy duże komnaty, w tym jedna z kominkiem, nad którym znajdował się ogromny obraz. Przedstawiał splecionych ramionami braci - Logana i Kruka. Dwójka widząc, że nikogo tu nie ma, weszła na piętro po długich schodach z drewnianą poręczą. Na drugiej kondygnacji ciągnął się wzdłuż budynku wąski korytarz. Przez chwilę mignęła w nim mała postać. To był syn Logana. Ledwie kilkunastoletni chłopak o ciemnych, rozwianych włosach. Dwójka skręciła gdzie indziej, czyli do kolejnego pomieszczenia, oddzielonego kotarą. Tutaj Logan zrobił sobie coś w postaci komnaty o bardzo osobistym charakterze. Jego stare odznaki i mundry dolackie stanowiły oryginalny wystrój wnętrza. Sam mężczyzna siedział na swoim łóżku ściskając w ręku jakiś materiał. To była flaga Stonekeep - szerokie, karminowe płótno z prostym wyobrażeniem miasta we wnętrzu góry. Logan wyraźnie bił się z myślami, a oczy szkliły mu się dziwnie. Gdy spostrzegł gości, zerwał się jak oparzony, dopadł kufra pod ścianą i cisnął do niego flagę. Zamknął dębowe wieko z donośnym hukiem.
- Oh, witajcie. Nie zauważyłem, że wchodzicie.
Semen i Jarvan czuli w powietrzu coś niepokojącego. Logana wyraźnie trapiła jakaś kwestia, choć teraz próbował to maskować. Zajęli wskazane miejsce w celu rozmowy z karpalem.
- Mam nadzieje, że zbytnio nie przeszkadzam? - zagadał Jarvan.
- Ależ skąd! Mówiłem, że możecie przychodzić kiedy chcecie - uśmiechnął się gorzko soldat.
- Wielu takich jak my was odwiedza? W sensie, nie chodzi mi o mnie. Bardziej o ludzi z innych klanów, takich jak moi towarzysze. Hanza, technoklany, rytualiści - często ich spotykacie?
- Mało kto się z nami teraz zadaje. Można nawet rzec, że jesteśmy odcięci od świata. Kiedy jeszcze dostęp na południe był otwarty, trochę się handlowało z podróżnymi kupcami. Ale teraz... jedynym oknem na świat jest nas sokolnik, który odbiera przez swoje ptactwo przesyłki. Niewiele więcej.
Żerca przytaknął. Na jego usta cisnęło się kolejne pytanie.
- Słuchaj, a Kruk? Mieszkał tutaj? Dlaczego kierował się w przeciwną od tego miejsca stronę? No i dlaczego miał ze sobą taką dziwną kompanię? Wiem, że jest hardy, udowodnił mi to, ale to trochę niebezpieczne wędrować z bezbronną grupą przez spopielone lasy. Jaki jest ku temu powód?
Logan wyraźnie spochmurniał. Żerca zdał sobie sprawę, że właśnie uderzył w czułą strunę.
- To... skomplikowana sprawa. Kruk ruszył z częścią naszych kobiet oraz starszymi mieszkańcami do Wichrowego Wzgórza. To klan, w którym obowiązują, jakby to nazwać, bardziej liberalne zasady. Naprawdę trudno mi o tym mówić i nie mam prawa was w to wciągać. Widzicie, na pierwszy rzut oka Stonekeep może wydawać sie sielankowym wręcz miejscem. Ale tak nie jest. Tutaj nie ma miejsca dla słabych jednostek. Kruk się z tym nie zgadzał i dlatego opuścił miasto wraz z tymi, którzy zostali z niego usunęci. Ja nie potrafiłem. To moje miejsce, jakie by nie było.
Niewiele to wszystko tłumaczyło gościom, ale Jarvan był już pewien, że jego niepokój miał silne podstawy. Zmienił chwilowo temat:
- Heh, i mam pewną sprawę... Ostatnio w moim mieszku znajduję się mało złota. Nie, nie! Nie chcę nic pożyczać. Masz może dla mnie jakąś pracę do wykonania? Coś za co miałeś się zabrać później? Chętnie się tym zajmę.
- Pójdź do koszar. Ja mam dużo spraw na miejscu i nie zawsze czas, ale chłopaki sami z siebie też organizują wypady na okoliczne bestyjki. Musimy skądś brać mięso, no i oczywiście pozostaje kwestia zwykłego bezpieczeństwa. Lepiej się śpi, wiedząc że okoliczne ghule leżą gdzieś poszlachtowane na kawałki. Jak mówię, pogadaj z tamtejszą ekipą. Na pewno przyda się dodatkowe ostrze.