Historia mojego życia

Epion

Nowicjusz
Dołączył
29 Lipiec 2012
Posty
2
Punkty reakcji
0
Witam.
Wiem jaki zbawienny wpływ na psychikę człowieka ma spisywanie swoich doświadczeń jak i dzielenie się nimi z innymi ludźmi. Doszedłem do takiego etapu w moim życiu, że muszę, nawet jeśli nikt tego nie przeczyta, opisać historię swego życia. Czuje, że w jakimś stopniu mi to ulży.
Nie chce się za bardzo nad sobą użalać. Ale moje życie było i niestety jest pasmem nieszczęść.

Jeszcze w wieku niemowlęcym(czego oczywiście nie pamiętam) byłem wystawiony na patologiczne zachowania ze strony mojego Ojca. Działo się to w latach 94-96(urodziłem się w 1993 roku). Tata był policjantem. Jego praca stanowiła dla niego źródło wielu stresów, co jednak nie usprawiedliwia jego zachowań- upijał się, a następnie odgrażał mojej Mamie i latał ze swoją bronią służbową po domu. Mama musiała blokować drzwi od naszego pokoju(mam brata który jest starszy o 4 lata) meblami aby nie stała nam się krzywda z ręki własnego Ojca. Jego pijaństwo i awanturnicze zachowanie miało miejsce dość regularnie, chociaż rzadko kiedy sprawy nabierały niebezpiecznego zwrotu.

Gdy byłem starszy przeprowadziliśmy się do większego mieszkania. W poprzednim panowały karaluchy, tego na szczęście również nie pamiętam.
Przez lata mojej podstawówki Tata dalej pił i urządzał awantury. Miałem również róźne dolegliwości zdrowotne. Złamałem sobie obie kości ręki z przemieszczeniem, tego samego dnia miałem je nastawiane bez znieczulenia przez lekarza w Warszawskim szpitalu dziecięcym. Oczywiście okazało się, iż kości zostały źle nastawione i musiałem mieć operację, został mi wsadzony w rękę drut który miał stabilizować kości. Po 7 tygodniach noszenia gipsu dostałem nowy, krótszy gips na 4 tygodnie. Łącznie 11 tyg. Gdy zdjęto mi drugi gips, lekarz uznał że wyjmie mi drut z ręki również bez znieczulenia. Złapał za kombinerki i dwoma ruchami wyjął drut, po czym polała się fontanna krwi. Nieciekawe uczucie. Później miałem martwicę pięty co również wykluczało mnie z większości aktywności fizycznych, następnie złamaną nogę, a później dłoń.

Wracając do głównego tematu, w międzyczasie Mama zdradziła Ojca bo czuła się samotna, a on się o tym dowiedział. Przez kolejne 4-5 lat jej to wypominał. Urządzał jej piekło w domu. W końcu Mama nie wytrzymywała psychicznie i wielokrotnie zażywała śmiertelne ilości tabletek nasennych w próbie samobójczej. Nie muszę chyba mówić jaki ślad zostawiło to na mojej psychice. Sporadycznie Matka wpadała też w amok- i odreagowywała go na mnie i na bratu- nie było wtedy z nią kontaktu, kierowała nią furia i emocje, nic do niej nie docierało. Wyrzekała się naszej miłości i mówiła że nie ma po co i dla kogo żyć.

Okres gimnazjalny był pod tym względem mniej więcej taki sam, może trochę łagodniejszy.
Jednak byłem jednym z kozłów ofiarnych klasy- byłem gruby i dziecinny, reszta dzieciaków uznała mnie za dobry cel do wyszydzania. Mocno odbiło się to na mojej psychice, stałem się nieśmiały i zamknięty w sobie. Nie miałem ani nuty spontaniczności, swoje emocje trzymałem dla siebie. Również miałem setki kompleksów. Kompleks na punkcie tego, że zacząłem późno dorastać, bo okazało się iż moje lewe jądro uciekało i musiało zostać przyszyte operacyjnie w drugiej klasie gimnazjum. Kompleks na punkcie tuszy, swoich piersi które były naprawdę duże, na punkcie swojej wyjątkowo chudej budowy rąk- dosłownie patyki. Jak i również na punkcie Dermatografii(tzw. Pismo skórne) która ujawniła się w trzeciej klasie gimnazjum.
Na początku pierwszej klasy zapisałem się na treningi sztuk walki, które pomogły mi trochę schudnąć i lepiej się bronić. Trenowałem przez ponad 2 lata.

W okresie 3 klasy gimnazjum i 1szej klasy liceum Ojciec popadał w depresje. Miał problemy w pracy bo nowy rząd rozwiązywał mu oddział w policji który sam założył. Popadał w kilkudniowe, a czasem kilkutygodniowe cugi alkoholowe. To był prawdziwy koszmar. Codziennie wracać do domu w którym czeka schlany degenerat. Codziennie kłótnie, awantury, nieprzespane noce. Odgrażał się i mi, i bratu i Mamie. Często również wyszydzał mnie i brata- np. naśmiewał się z mojej dysgrafii, czyli brzydkiego pisma. Chciał się z nami bić i wielokrotnie stawał do walki. Kiedyś gdy Mama się naćpała tabletkami nasennymi poszedłem z bratem, aby go obudzić, bo zasnął przy filmie. Zareagował agresją, mówił że zabije mojego brata, ciągle to powtarzał. Wielokrotnie zdarzały się takie sytuacje. W nocy chodził po domu, nie mógł spać przez co my też nie mogliśmy. Kłótnie czasem zajmowały całe dnie.

Również swojej rodzonej matce, sybiraczce, powiedział że życzy jej śmierci gdy ta przyszła się z nim pożegnać przed wyjazdem na wycieczkę do Izraela. Mówił, że chce żeby już z niej nie wróciła.

--Zapomniałem wspomnieć, że przez te kilka lat(koniec podstawówki, gimnazjum) Tata nabrał pełno długów, jeździł za granicę na wakacje i miał różne kochanki.--

W końcu po kilkutygodniowym cugu, po wielu miesiącach, a w sumie to latach, Mama go przekonała, aby zaszył się tzw. ‘Esperalem’. Polega to na wszyciu tabletki w jeden z pośladków, która zaczyna reagować gdy alkohol znajdzie się we krwi. Nawet niewielka ilość. To pomogło Ojcu wyjść z alkoholizmu. Od tamtego czasu do teraz jedzie na antydepresantach i poskładał sobie psychike, chociaż alkoholizm pozostawił dużo śladów. Ojciec okazjonalnie dostawał ataków furii, zachowywał się jakby był pod wpływem alkoholu. Zupełnie nie panował nad tym co mówi i groził śmiercią mi, bratu i Mamie. Rzeczy jakie wygadywał były często tak okrutne że nie powiedziałbym czegoś takiego swojemu wrogowi. A co dopiero najbliższej rodzinie…
W liceum raczej minęły stresy związane z domem. I w tym czasie pojawiły się u mnie problemy natury psychicznej. Nerwica lękowa, depresja. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, mój pierwszy atak paniki pozostawił mi ślad na psychice przez następne parę miesięcy. Naprawdę nieciekawe uczucie. Podczas ataku masz wrażenie, że umierasz, wspomnienia latają Ci przed oczyma, nie możesz kontrolować swojego lęku. Również towarzyszyło mi uczucie niewiadomego lęku przez większość dni. Takiego wewnętrznego niepokoju, bez żadnej przyczyny. Tak wyglądała część klasy pierwszej liceum i cała klasa 2. Czasem bywało lepiej, czasem gorzej.

Pod koniec wakacji przed 3 klasą zapisałem się na siłownie. Definitywnie dobrze mi to zrobiło. Nabrałem dużo pewności siebie, i zacząłem zauważać, że dziewczyny się na mnie patrzą i czasem się za mną oglądają. Szczególnie taka jedna wyjątkowa laska z równoległej klasy. Nigdy wcześniej nawet nie myślałem poważnie o dziewczynie bo byłem zbyt zaszczuty przez kolegów z gimnazjum, jak i nękał mnie ciągły stres. Kompletnie oszalałem na punkcie tej dziewczyny. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia, planowałem jakby tu coś z nią zdziałać. Pojechałem nawet na wyjazd szkolny na mazury bo myślałem, że ona tam będzie. Nie było jej. Zacząłem mieć różne fazy, bałem się że przez moje problemy związane z nerwicą lękową stracę swoją nowo uzyskaną pewność siebie.

Zacząłem rozmawiać z Ojcem. Zacząłem mówić mu o swoich problemach, wątpliwościach. O tej panience. Po jego wielkich namowach przekonał mnie, abym się umówił do jego psychiatry. Zapisał mi on Rexetin, który muszę przyznać, że mi pomógł. Znacznie zwiększył mój komfort życia, często w ogóle zapominałem o lęku. W końcu się przełamałem w sobie(wymagało to TYGODNI przygotowań i nadludzkiego wysiłku) i podszedłem do tej dziewczyny, przedstawiłem się i spytałem się czy ma partnera na studniówkę. Powiedziała, że niestety tak. No trudno. (To był jej chłopak)
Od tego czasu więcej z nią nie rozmawiałem, choć patrzyła się na mnie tak samo jak wcześniej przez resztę 3-ciej klasy.
W przerwie świątecznej wyjechałem z Mamą i bratem do rodziny na północy. Otrzymaliśmy wieści, że Babcia(od strony Ojca) z Warszawy źle się czuła i zabrali ją do szpitala na badania.

Gdy wróciliśmy, po dwóch albo trzech dniach została postawiona diagnoza- Rak Trzustki.
Lekarze wiedzieli, że już nic dla niej nie można zrobić ale wzięli ogromne łapówki i w zamian przeprowadzili operację, która zupełnie nic nie dała- ucięli tylko mały kawałek guza.

Był to straszny okres. Po miesiącu od diagnozy ukochana Babcia zmarła. Akurat w dniu mojej studniówki. Świetnie się na niej bawiłem.
Jeśli chodzi o zabawę, to tak naprawdę nigdy w życiu nie imprezowałem. Nie wyrywałem dziewczyn. Podczas trzeciej klasy liceum bardzo się wyrobiłem, nabrałem męskiej sylwetki jak i mężniejszych rysów twarzy. Zauważyłem iż większość dziewczyn się za mną oglądała.
To wszystko spowodowało, że faktycznie pierwszy raz w życiu zacząłem chcieć się bawić. Imprezować, poznawać dziewczyny. Nigdy jeszcze nie byłem z dziewczyną, jestem prawiczkiem. Nigdy nawet się nie całowałem z dziewczyną.
Powoli zbliżam się do kresu mojej historii.

Choć chciałem zacząć żyć jak każdy inny nastolatek w moim wieku, to Mama powiedziała, że będę miał czas bawić się po maturze. Teraz jest czas na przygotowania do egzaminu dojrzałości. Ok, fair enough. Przed maturą zauroczyłem się w pewnej innej wyjątkowej dziewczynie do której napisałem przez FB. Odpisała po 2 miesiącach w okresie maturalnym, wtedy też próbowałem się z nią spotykać. ‘Próbowałem’, bo szybko zaczęła mnie zlewać. Bardzo mnie zraniła, bo robiłem sobie co do niej wielkie nadzieje. Pierwszy raz w życiu czułem się naprawdę szczęśliwy i spełniony, roniłem łzy szczęścia, ale niestety los chciał inaczej i szybko skończyliśmy znajomość.

Okres maturalny się skończył, i uznałem, że czas zacząć się bawić. Faktycznie jednak od końca maja do teraz, dnia 29 lipca wyszedłem w nocy 4, no może 5 razy. Niestety, nie poznałem żadnej dziewczyny. Głównie przez moją nieśmiałość, która wciąż we mnie siedzi ukryta pod maską którą codziennie przywdziewam. Udaje pewnego siebie, choć faktycznie taki nie jestem.

Chciałem się bawić, w końcu nawiązać jakiś bliższy kontakt z dziewczyną niż rozmowa.

Jednak los chciał inaczej. 3 tygodnie temu mój starszy Braciszek trafił do szpitala z wielkimi bólami stawów, ścięgien, mięśni. Mama strasznie się nim przejmuje, poprosiła mnie żebym nigdzie nie wychodził do czasu jego wyjścia ze szpitala bo to dodatkowy stres. Uszanowałem jej prośbę, pomimo mojej burzy hormonów która ciągnie mnie na miasto. Była to ciężka decyzja, bo obiecywałem sobie, że te wakacje będą najdłuższymi i najlepszymi wakacjami mojego życia, że nadrobię zaległości w imprezowaniu z poprzednich lat. Ciągle mnie to boli. Tak więc codziennie jeżdżę teraz do szpitala, a jedyną aktywnością poza tym jest siłownia. Diagnoza jeszcze nie została postawiona. Chociaż lekarka powiedziała wcześniej, że to jednak nie białaczka bo nie wykryto komórek nowotworowych, to teraz zmieniła zdanie.

Powiedziała, że na ponad 50% jest to ostra białaczka szpikowa. Diagnoza zostanie postawiona w przyszły poniedziałek. Teraz problemem nawet nie jest to czy się będę bawił czy nie, tylko co się stanie z moim Bratem. Czasem zadaje sobie pytanie. Co miałem i mam z tego życia? Wygląda na to, że chwilowy spokój i brak stresów był tylko pozorny. A teraz stacza się ono jeszcze bardziej w dół. Mogłem wszystko przetrwać, ale ewentualnej straty kolejnej bliskiej osoby nie przetrwam.

Cieszcie się swoim życiem, każdym momentem i używajcie go póki macie ku temu sposobność. :) Niektórzy jej nie mają.
Jeśli przeczytałeś cały tekst, to gratuluję wytrwałości. Jeśli nie, to Ci się nie dziwie. Po co czytać lament długi na 3 strony A4, a do tego kompletnie nieznanej osoby? Można sobie tylko humor popsuć.
 

SirEnorock

Nowicjusz
Dołączył
22 Lipiec 2012
Posty
97
Punkty reakcji
5
Pierwszą żeczą jaka mi przyszła do głowy po przeczytaniu tego tekstu to abyś znów się udał do psychologa i powiedział mu to co napisałeś tutaj.

I życzę ci wytrwałości i szczęścia.

Napisane z RBM One
 

Epion

Nowicjusz
Dołączył
29 Lipiec 2012
Posty
2
Punkty reakcji
0
Dzięki. :)
Chociaż nie mam problemów finansowych poza długami Ojca to teraz 120zł na psychoterapię to spory wydatek bo dużo pieniędzy idzie na brata.
Poza tym nie odczuwam już takiego dyskomfortu psychicznego po napisaniu tego tekstu jak wcześniej.
 

SirEnorock

Nowicjusz
Dołączył
22 Lipiec 2012
Posty
97
Punkty reakcji
5
Nie masz za co mi dziękować, ja nic wielkiego nie zrobiłem. Jeśli nie masz kasy na psychiatre to może w szkole do której chodziłeś był psycholog. Idź do niego i porozmawiaj. On na pewno ci coś poradzi, i nie powinien brać kasy. :)

Napisane z RBM One
 

Felicidad1993

Nowicjusz
Dołączył
24 Luty 2012
Posty
17
Punkty reakcji
0
Weszłam na to forum, bo szukałam pomocy.Miałam nadzieję że ktoś zna jakieś strony w stylu 'psycholog darmowy on-line', bo pieniędzy nie mam w ogóle.. Czytając Twoją historię płakałam, bo zaskakująco przypomina moją, z tym że agresywna była moja matka. I w przeciwieństwie do Ciebie już nie potrafie cieszyć się życiem... tylko nie mam odwagi go zakończyć bo martwie się o moje rodzeństwo, że beze mnie nie da sobie rady.
 

Tiwaz

Nowicjusz
Dołączył
11 Marzec 2007
Posty
650
Punkty reakcji
4
Wiek
34
Miasto
Kielce
Cieszcie się swoim życiem, każdym momentem i używajcie go póki macie ku temu sposobność. :) Niektórzy jej nie mają.
Jeśli przeczytałeś cały tekst, to gratuluję wytrwałości. Jeśli nie, to Ci się nie dziwie. Po co czytać lament długi na 3 strony A4, a do tego kompletnie nieznanej osoby? Można sobie tylko humor popsuć.

Nie zgodzę się z tym używaniem. To jest wpędzenia się w jeszcze większą pustkę, latanie po imprezach, szukanie łatwych kontaktów. Daleko na tym nie zajedziez, bo prawdziwe życie jest tylko w Bogu. I napewno więcej przyjdzie Ci z zajrzenia od czasu do czasu do kościoła, na któtkiej modlitwie do Pana Boga.
 
S

Spamerski

Guest
Przeczytałem całość. Nie miałeś lekko, to fakt, ale całe życie przed Tobą. Wyrazy szacunku za walkę z przeciwnościami losu. Teraz dla równowagi wszystko zacznie się układać. Trzymam za Ciebie wirtualne kciuki, bo nic więcej zrobić nie mogę :) Co do używania życia, to jak najbardziej, lecz z zachowaniem zdrowego rozsądku.
 
Do góry